wtorek, 26 lutego 2008

Innuendo

Zespół Queen zasłynął z wielu niesamowitych utworów. Tutaj przytoczę jeden, który, moim zdaniem, jest próbą szukania odpowiedzi na pewne pytania. Oto utwór:




Dołączam również tekst tego niesamowitego utworu:

While the sun hangs in the sky and the desert has sand
While the waves crash in the sea and meet the land
While there's a wind and the stars and the rainbow
Till the mountains crumble into the plain
Oh yes we'll keep on tryin'
Tread that fine line
Oh we'll keep on tryin' yeah
Just passing our time
While we live according to race, colour or creed
While we rule by blind madness and pure greed
Our lives dictated by tradition, superstition, false religion
Through the eons, and on and on
Oh yes we'll keep on tryin'
We'll tread that fine line
Oh we'll keep on tryin'
Till the end of time
Till the end of time

Through the sorrow all through our splendour
Don't take offence at my innuendo

You can be anything you want to be
Just turn yourself into anything you think that you could ever be
Be free with your tempo, be free be free
Surrender your ego - be free, be free to yourself

Oooh, ooh -
If there's a God or any kind of justice under the sky
If there's a point, if there's a reason to live or die
If there's an answer to the questions we feel bound to ask
Show yourself - destroy our fears - release your mask
Oh yes we'll keep on trying
Hey tread that fine line
Yeah we'll keep on smiling yeah
And whatever will be - will be
We'll just keep on trying
We'll just keep on trying
Till the end of time
Till the end of time
Till the end of time

Myślę, że ponownie, mój komentarz jest zbędny.

niedziela, 24 lutego 2008

Gdzie się podziała sztuka?

Jedną z moich największych pasji jest Muzyka. Często zastanawia mnie, dlaczego to czego lubię słuchać ma przynajmniej 20 lat. Czyżby obecnie nie powstawały już dzieła warte słuchania? A może zagłuszane są przez rosnącą siłę znienawidzonej przeze mnie popkultury? Światem w coraz większym stopniu rządzą pieniądze, a wytwórnie muzyczne nie płacą, za dzieła sztuki tylko za to, na czym zarobią więcej pieniędzy. Koniec końca, ginie gdzieś wyraz artysty, a na pierwszy plan wychodzi zaspokajanie potrzeb tłumu.

A może wcale tak nie jest. Może zawsze występował motyw zaspokajania potrzeb ludzi, tylko gusta ludzkie uległy zmianie? A może zawsze obecna była popkultura, tylko w tym momencie nie jesteśmy w stanie przywołać żadnego przykładu? Wydaje mi się, że tutaj tkwi sedno sprawy. Utwory, których z rozmaitych powodów nie nazwiemy dziełami sztuki, mają szansę zaspokajać jedynie potrzeby osób żyjących w czasach współczesnych do ich powstania. Potrzeby ludzi się zmieniają, a utwory tracą aktualność. Jeśli jednak utwór jest wyrazem natchnienia artysty, przekazującym odpowiednią treść i ubranym w odpowiednią formę, ma szansę przetrwać wieki.

Może dlatego nie znamy twórców popkultury XIX wieku, takich jak Galtieri (znanego głównie z filmu Milosa Formana pt. Amadeusz)? Starał się on przecież tworzyć pod bieżące gusta dworu w Austrii. Współczesny jemu Mozart kpił z gustów ludzi. Zachwycał, wyznaczał nowe kierunki sztuki. I z identyfikacją jego utworów, niewielu ludzi ma dziś problemy.

Myślę, że podobnie jest dzisiaj. Wielkość wielu z obecnych twórców docenimy dopiero po latach, kiedy zginie pamięć o hitach popkultury, a pozostanie w pamięci kwintesencja sztuki naszych czasów.

poniedziałek, 18 lutego 2008

Kazanie na Górze

Od jakiegoś czasu bardzo zastanawia mnie tekst Kazania na Górze, wg Ewangelii św. Mateusza. Są to trzy rozdziały (5 - 7) i nie sposób odnieść się do nich w jednym wpisie. Tekst ten uchodzi za Konstytucję Królestwa Niebieskiego, a zarazem za kwintesencję nauki Jezusa.

Chciałem zaproponować próbę refleksji nad kolejnymi fragmentami tej części Ewangelii. Zainspirował mnie dominikanin o. Jan Andrzej Kłoczowski, który przyglądał się temu bliżej w serii własnych homilii podczas Mszy Świętych o godz. 12 w bazylice w Krakowie. Postanowiłem podjąć własną próbę i mam szczerą nadzieję na obfitą dyskusję na tematy tu poruszane.

W dzisiejszym poście przytoczę pierwsze dwa wersety.

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

Pozornie niewiele tu można zauważyć. W pierwszym zdaniu mowa jest o tłumie, a w drugim o Jego uczniach. Jezus niejako nie chce mówić do tłumów, tylko do tych, którzy są jego uczniami. Może jego uczniami są wszyscy, którzy poszli za Nim na górę. Którzy musieli podjąć już jakiś wysiłek idąc Jego śladem.

Może również góra ma symboliczne znaczenie. Wkońcu, Jezus został ukrzyżowany na górze Golgoty. Przemienił się na górze Tabor. Mojżesz spotkał się z Bogiem na górze Synaj. Może góra oznacza pewne wyzwanie jakie stoi przed człowiekiem. Jezus podjął wyzwanie i wszedł na górę. Ci co weszli za Nim, nazwani są Jego uczniami. Czy ja również wejdę na górę? Czy Ty wejdziesz na górę by iść za Jezusem?

sobota, 16 lutego 2008

A gdzie świadomość?

Tak sobie próbuję obserwować świat z różnych punktów widzenia. Załóżmy, że świat jest tylko materią. Świadomość jest wynikiem procesów fizycznych lub chemicznych w naszym mózgu. Ruchy atomów i innych malutkich elementów całkowicie determinują naszą duszę i naszego Ducha.

Skoro wszystko jest materią, nietrudno sobie wyobrazić, że za kilkadziesiąt lat, będziemy potrafili skopiować całkowicie osobnika, włącznie z dokładną kopią jego mózgu. Z tego co się orientuję, to już w tym momencie, naukowcom udało się przeteleportować prostą strukturę molekularną. Kto wie, jak szybko nauka będzie postępować w tym kierunku.

Gdy uda się przeteleportować człowieka w inne miejsce, nie likwidując pierwowzoru, powstanie dwóch identycznych osobników. Zastanawia mnie, co się stanie z "ja" tego człowieka. W tym momencie, jestem i wiem, że jestem. Czuję, że jestem. Jestem związany z moim ciałem. Co gdybym miał dwa ciała? Przecież skoro świadomość jest determinowana przez fizyczność, to w dwóch takich samych ciałach, musi powstać taka sama świadomość. Czy jest to jedna świadomość, czy dwie zupełnie identyczne?

wtorek, 12 lutego 2008

Tajemnica Objawienia

Spróbujmy przybliżyć się nieco do jednego z wierzchołków Gwiazdy Zbawienia, tj. do Objawienia. Czym właściwie jest objawienie? Ktoś komuś przekazuje pewną prawdę. Zgodnie z interpretacją Gwiazdy, Objawienie jest relacją między Bogiem, a człowiekiem. Bóg objawia człowiekowi coś. Właśnie! Co?

Przyjrzyjmy się bliżej Świętu Objawienia, obchodzonemu w tradycji rzymsko-katolickiej dnia 6. stycznia. Częściej święto to nazywamy Świętem Trzech Króli. Niegdyś, tego dnia obchodziło się pamiątkę trzech wydarzeń. Jednym z nich była wizyta trzech mędrców u Jezusa, drugim był Chrzest Jezusa, a trzecim był cud w Kanie Galilejskiej. Święto to było o wiele ważniejsze od święta Bożego Narodzenia, które nasze pokolenie tak hucznie obchodzi. Dlaczego jednak nazywa się ono Świętem Objawienia? Co łączy mędrców, chrzest i cud w Kanie?

Gdy przyglądam się temu bliżej, to faktycznie poza osobą Jezusa, nic tych wydarzeń nie łączy. Skupmy się zatem na osobie Jezusa. Może to On jest istotą Objawienia? Im więcej nad tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Bóg objawia człowiekowi siebie. Objawia swoją istotę, którą jest Jezus Chrystus. Przez Jezusa Bóg pokazuje Nam, kim jest. Jego całe życie jest świadectwem. Zresztą sam mówi: "Ja jestem drogą, prawdą i życiem", albo "Ja i ojciec, jedno jesteśmy". Znaleźć Boga, to znaleźć Jezusa w sobie, a przede wszystkim znaleźć go w drugiej Twarzy.

Co dodatkowo przekonuje mnie do takiego przybliżenia Rosenzweig'owej tajemnicy Objawienia? Kontekst wydarzeń. Jak wcześniej pisałem, Gwiazda pokazuje trzy różne misje ludzi. Żyda (centrum), Chrześcijanina (promienie) i osoby nie będące żadnym nich (obszar poza Gwiazdą). Trzy wydarzenia, które są istotą Święta Objawienia również przedstawiają Objawienie prawdy trzem różnym grupom. Jezus przyjmuje chrzest w obecności Żydów, którzy przychodzili po chrzest do Jana. Cud w Kanie Galilejskiej jest objawieniem prawdy uczniom, czyli Chrześcijanom. Natomiast wizyta mędrców jest objawieniem Chrystusa całemu światu.

poniedziałek, 11 lutego 2008

Zanim zrobimy coś złego

W czasie jednej z homilii dominikanina o. Adama Szustaka, poruszony został temat walki ze złem. Spowiadamy się ze zła, które popełniamy, jednak nie zdajemy sobie sprawy, że przyczyna tego zła leży w pokusach. Weźmy jako przykład, rozmowę:

- Nie potrafimy wytrwać w czystości, chcemy, walczymy, ale nie potrafimy.
- A śpicie w jednym łóżku?
- Śpimy.
Przecież nie ma nic dziwnego, że skoro łączy ich uczucie i są zdrowym chłopakiem i zdrową dziewczyną, to pożądanie bierze górę. Zastanawiające byłoby, gdyby tak się nie działo. Może właśnie w unikanie pokus powinniśmy wymierzyć naszą walkę. Przecież nawet gdy uda nam się przezwyciężyć w sobie jakąś skłonność do zła, to zwalczyliśmy tylko owoc grzechu, a nie jego korzeń. W każdym momencie może wyrosnąć nowy owoc. Kto jest na tyle silny, aby nie poddać się pokusie?

Drugim aspektem walki ze złem jest prostolinijność. Nosimy w sobie nadzwyczajną umiejętność bronienia wszystkiego, co robimy. Zakłamujemy rzeczywistość, próbując szukać dobrych motywów lub efektów zła. Nasza inwencja przekracza wyobraźnię. A skoro szukamy powodów, znaczy to, że zdajemy sobie sprawę, że popełniliśmy zło. Może nie warto szukać tych usprawiedliwień tylko stanąć w prawdzie? Bronimy również się na zapas. Szukamy argumentu, żeby zrobić jakieś zło lub zaniechać dobra. Trzeba uciąć wszelką rozmowę z Kusicielem, nie wdając się w argumentację. Jak Jezus na pustyni, który nie dyskutował z diabłem tylko jednym cytatem z pism zamykał rozmowę.

Bardzo ważne jest, aby mieć kogoś, kto pomoże nam w walce. Ojciec Adam opowiadał o zwyczaju, który mają w zakonie. W czasie Wielkiego Postu, każdy z braci losuje jednego ze współbraci i chodzi za nim. Gdy uważa, że tamten robi coś źle, ma prawo podejść i zwrócić uwagę. Może każdy z nas powinien mieć kogoś takiego? Kogoś, kto przytrzyma rękę, którą zamierzamy popełnić grzech? Walka z pokusą jest bardzo trudna. Obecność kogoś może tu bardzo pomóc. Mylnie interpretujemy początek księgi rodzaju, obarczając Ewę całą odpowiedzialnością za zło, które popełnili pierwsi ludzie. A gdzie był Adam, gdy Ewa sięgała po owoc? Co wtedy robił? Dlaczego nie był przy niej i nie przytrzymał jej ręki?

Na koniec zaznaczę, że powyższa myśl nie jest wynikiem moich własnych przemyśleń. Chciałem się podzielić czymś, co usłyszałem i co faktycznie mnie poruszyło. Myśli te są napisane moimi słowami, ale odpowiadają treści homilii o. Adama.

piątek, 8 lutego 2008

Usłyszeć siebie

W rzymsko-katolickiej tradycji zaczął się właśnie okres Wielkiego Postu. Okres powstrzymywania się od głośnych imprez oraz wyrzekania się przyjemności. Robimy postanowienia wielkopostne. Jednak czy na tym nie kończy się przeżywanie tego okresu? Czy ten okres ma jakiś wpływ na nasze życie? Czy też jest ciągiem pustych gestów?

Zastanawia mnie, po co to robić? Przecież skończy się post i wrócimy do starych przyzwyczajeń. Postanowienia wielkopostne nie są postanowieniami adwentowymi. Adwent, ma być okresem przygotowania na Przyjście. Postanowienia adwentowe powinniśmy realizować przez cały rok. Postanowienia wielkopostne obowiązują tylko w czasie Wielkiego Postu. A więc po co?

Myślę, że najlepszą odpowiedź daje narzucony nakaz powstrzymywania się od głośnych (hucznych) zabaw. Okres ten powinien zatem charakteryzować się ciszą. Ciszą, w czasie której możemy usłyszeć siebie. Możemy usłyszeć Boga. Możemy również niestety usłyszeć Złego. Jak Jezus, który przez czterdzieści dni na pustyni czekał na głos Boga, któremu wciąż Szatan podsuwał pokusę za pokusą. Jezus potrafił odróżnić głos Boga od głosu Szatana. Czy my także potrafimy?

Szatan to przebiegły przeciwnik, który podsuwa nam to, co chcemy usłyszeć. Podobnie jak Nieprzyjaciel we Władcy Pierścieni. Sauron manipuluje obrazem, który ogląda Namiestnik Gondoru Denethor w krysztale zwanym Palantirem. W ten sposób doprowadza go do rozpaczy. Również Szatan manipuluje naszymi myślami. W jaki sposób nie dać się nabrać?

Odsyłam znowu do filmu Martina Scorsese pt. Ostatnie Kuszenie Chrystusa. Jezus w czasie swojego pobytu na pustyni rysuje koło, którego nie opuści tak długo, jak nie usłyszy odpowiedzi na swoje wątpliwości. W ciszy i skupieniu, z dala od jakichkolwiek rozkoszy, Jezus nasłuchuje, jak pojawia się kilkukrotnie Szatan i podsuwa mu myśli. Bezbłędnie jednak demaskuje go Jezus, a gdy pojawia się Ojciec i mówi do Niego, On go poznaje. Jezus spotkał Boga w Janie Chrzcicielu, czyli w człowieku.

Może my przez nasze postanowienia, rysujemy sobie koło. Gdy nie poświęcamy czasu na namiętności, tylko zostawiamy przestrzeń na spotkanie z Bogiem, również powinniśmy rozpoznać Jego głos. Nie będzie to wewnętrzny głos naszej namiętności, tylko ludzki głos, w którym Go poznamy. Pamiętajmy o ciszy, tak bardzo potrzebnej do skupienia. Do zadania właściwych pytań. Do znalezienia właściwej odpowiedzi.

środa, 6 lutego 2008

Sprawiedliwość Drzewca

Im więcej razy czytam Władcę Pierścieni, tym więcej mądrości tam zawartych zauważam. Im więcej czytam o Entach, a zwłaszcza o Drzewcu, tym bardziej uświadamiam sobie, że filozofia życia tej postaci jest tym, co powinienem realizować w życiu. Oto co zwróciło moją uwagę ostatnio, gdy czytałem Powrót Króla.

Rzecz się ma, gdy po wygranej wojnie i po spełnionej misji Froda, Aragorn odprowadza swoich przyjaciół do granic swego królestwa. Gdy znajdują się w Isengardzie, gdzie Drzewcowi została powierzona wcześniej misja pilnowania złego Sarumana, mądry ent przyznaje, że go wypuścił. Oto co mówi, jako uzasadnienie swojej decyzji:

Tak, poszedł sobie. Wypuściłem go. Zresztą niewiele z niego zostało, jak zobaczyłem, kiedy z Wieży wylazł, a ten gad, który mu dotrzymywał towarzystwa, wyglądał po prostu jak cień. Proszę cię, Gandalfie, nie mów, że obiecałem go przypilnować, bo sam pamiętam to dobrze. Ale wiele się od tego czasu zmieniło. Trzymałem go tutaj, póki groziło, że może nam zaszkodzić. Powinieneś wiedzieć, że nie cierpię więzić żywych istot i nawet takiego podłego stwora nie mogłem więzić w klatce dłużej, niż to było konieczne. Nawet żmiję, gdy jej wyrwano jadowite zęby, można wypuścić na wolność, niech pełza, gdzie jej się podoba.

Myślę, że zawarta jest tu wielka mądrość na temat celów jakie przyświecają wymierzaniu kar ludziom odpowiedzialnym za krzywdę przez nich wyrządzoną. Po co trzymać kogoś w więzieniu, jeśli nie jest on już groźny dla społeczeństwa? Pisałem już o tym w poście Moralność odstraszania. Nie warto karać dla wyrównywania rachunku, ani dla odstraszania. Pamiętajmy, że tam jest żywa istota, którą więzimy w klatce. Jakie mamy prawo robić to dłużej, niż to jest konieczne? Nie róbmy ze skazanego narzędzia zastraszania. Przecież to jest również człowiek.

poniedziałek, 4 lutego 2008

Usprawiedliwianie zła

Gdy spoglądam na moje życie z niestandardowej perspektywy, zdaje się, że rytm działań wyznacza popełniane zło. Czynienie zła jest chyba wpisane w nieustający dramat życia człowieka. Chyba pozostaje zaakceptować, że człowiek jest grzeszny i że będzie krzywdził inne osoby. Często jednak zdarza się sytuacja, w której próbuję mówić sobie, że to zło wcale nie jest takie złe. Że trzeba było je popełnić. Może nawet, że to nie ja je popełniam. Że zostałem zmuszony.

Gdy ktoś zwraca uwagę, że popełniam zło, naturalną reakcją jest obrona. Może najlepiej powiedzieć drugiej osobie: "oskarżasz mnie o zło, a sam robisz to to i tamto"? Może dzięki temu, nasze zło przestanie być złe w oczach tej drugiej osoby? Może moje sumienie stanie się lżejsze? A może uśpię moje sumienie usprawiedliwiając własne zło, złem drugiej osoby?

Czy nie lepiej przyznać się do zła, gdy sumienie lub wyręczająca je druga osoba zwraca mi uwagę? Może takie podejście daje mi moralne prawo zwracania innym uwagę na zło przez nich popełniane? Może jest to sposób na wspieranie się wzajemne w walce ze Złym? Może krytyczne uwagi innej osoby uczulą nasze sumienia?

Czy potrafimy potraktować uwagę zwróconą przez drugiego jako atak na zło a nie atak na nasze ego? Czy nasza pokora potrafi stawić czoło naszej arogancji? Nie pozwólmy głupkowi, który tkwi w KAŻDYM z nas, przesłonić mędrca, który również tkwi w KAŻDYM z nas.

piątek, 1 lutego 2008

Społeczeństwo obywatelskie

Naszła mnie refleksja, że w moich wpisach tylko gadam, gadam i gadam. Tym razem będę cicho i pozwolę mówić posłowi Jarosławowi Gowinowi. Oddałem na niego głos w ostatnich wyborach i mam coraz głębsze przekonanie trafności wyboru. W wpisie, do którego odsyłam, dzieli się On własną refleksją na temat społeczeństwa obywatelskiego. Przedstawia oparty na nim pomysł na rządzenie.

Gorąco polecam:

http://www.jgowin.pl/publikacje.php?id=53