sobota, 18 stycznia 2014

Kontemplacja, życie i czas

Mówi się, że jedną z wad mieszkania na wsi, gdy pracuje się w mieście jest odległość, którą trzeba pokonać dwukrotnie każdego dnia, oraz czas na to potrzebny. Moja sytuacja wygląda tak, że mam codziennie do pokonania 20km do biura i na dodatek, z różnych przyczyn, nie mogę w tym celu skorzystać z samochodu. Ponieważ nie lubię narzekać, postanowiłem dobrze wykorzystywać ten czas i nadrabiam sobie zaległości lekturowe, powstałe na skutek mojego totalnego braku zainteresowania literaturą piękną w czasach szkoły podstawowej i średniej. Jeśli tylko uda mi się zająć miejsce siedzące w busie, biorę do ręki książkę i spędzam rozkoszne 20 minut na czytaniu, niekiedy tylko zakłócane przez agresywne dźwięki pseudo-muzyki wychodzącej z odbiornika radiowego kierowcy.

Dziś rano (a właściwie to wczoraj rano), dźwięków nie było i zająłem bardzo wygodne miejsce przy oknie. Pogoda była naprawdę ładna więc spontanicznie stwierdziłem, że zamiast mierzyć się z Goethem, spędzę 20 minut na kontemplowaniu widoków za oknem. Pierwsze parę minut nie było wcale proste. Umysł zamiast wyłączyć swoje obwody, zaczął obsypywać moją świadomość gradem myśli związanych czy to z projektami związanymi z pracą, czy planami na najbliższy czas. Udało mi się jednak odgonić niechciane myśli i zacząłem obserwować, trawę, drogi dojazdowe, ludzi, domy i przede wszystkim drzewa. Nagle pojawiła się myśl: wszystko żyje. Ale dlaczego żyje? Skąd się wzięło, że żyje? Czy ktoś potrafi to w ogóle wyjaśnić?

Oczywiście życie można różnie definiować i właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by sprowadzić cały problem do przesuwania granicy pomiędzy tym, co martwe, a tym, co żywe. Jednak prawda jest, że był moment, w którym we wszechświecie życia nie było, a w chwili obecnej życie jest. Jakkolwiek by nie definiować życia to czysta logika przesądza, że musiał być moment w historii wszechświata, w którym coś martwego zamieniło się w coś żywego. Wcale nie próbuję sugerować, że z gliny, czy innej martwej materii ktoś, czy coś uformowało człowieka, by tchnąć w jego nozdrza życie. Jednak na pewnym poziomie, jakaś martwa cząstka musiała się zmienić w pierwszą we wszechświecie cząstkę żywą. Co mogło to spowodować, skoro niczego żywego we wszechświecie jeszcze do tej pory nie było?

Czy jakiś niewyobrażalny, ponadczasowy absolut złożył komórkę i tchnął w nią życie? Skąd się zatem wziął ten absolut? Może prawdą jest, że wszystko jest materią i komórka utworzyła się przypadkowo z znajdujących się wokół siebie cząstek i równie przypadkowo życie samo się uruchomiło. A może w ogóle nie ma czegoś takiego jak życie? Może wszystko jest po prostu materią, a życie jest jedynie złudzeniem? A może należy sobie wyobrazić, że wszechświat w całości przenika jakaś bliżej nieokreślona energia, która w odpowiednich warunkach potrafi tchnąć życie w odpowiedni układ cząstek?

A może wszystko jest zupełnie na odwrót? Zauważmy, że próbujemy zrozumieć, w jaki sposób z materii narodziło się życie. A może to nie życie jest pochodną materii, ale materia jest pochodną życia? Może życie jest absolutem i to ono eksplodowało w momencie Wielkiego Wybuchu? Może życie nie musi się narodzić z materii, ale materia powstaje na skutek śmierci żywych cząstek? Życie przecież kojarzy się mimowolnie z ciepłem, a śmierć z chłodem. Biorąc więc pod uwagę, że wszechświat jest w stanie nieustannego ochładzania, może trzeba również przyjąć, że to żywe cząstki stają się martwe, a nie na odwrót? Niby sprzeczne jest to z stale rosnącą populacją ludzi na świecie, ale czy gdy wziąć pod uwagę ginące gatunki zwierząt i roślin, to czy nadal jest to sprzeczne? A może życie jest zawsze w tej samej proporcji do materii? 

Każda próba zrozumienia początku, czy to świata, czy życia w świecie opiera się jednak na założeniu, że czas ma swój początek. Tymczasem, może już tu tkwi największa pułapka? Wydaje nam się, że czas jest liniowy. Ale czy kiedyś nie wydawało się ludziom, że Ziemia jest płaska, a linie pole grawitacyjnego są równoległe? Wszystko zależy od perspektywy. Z naszej perspektywy Ziemia jest płaska, a czas liniowy. Ale tak jak możemy wznieść się na wysokość z której widzimy, że Ziemia jest tak naprawdę okrągła, to może możemy i wznieść się ponad czas i zauważyć, że on również ma inną strukturę? A może nawet nie musimy. Ani Galileusz, ani Kopernik nie wylatywali w kosmos, przed swoimi odkryciami. Obserwowali inne ciała. Może w przypadku naszej pułapki czasowej również, geniusz i wprawny obserwator, będzie w stanie zauważyć prawidłowości, które pozwolą nam się uwolnić i lepiej zrozumieć życie i czas?

Niestety ja póki co nie znam żadnych odpowiedzi. Cieszę się jednak, że nawiedziła mnie ta myśl. Zjednoczenie z naturą? Kto wie. Swoją drogą, jak bardzo trzeba być zaślepionym lub oszołomionym, żeby się wcześniej nad tym nigdy nie zastanawiać? Czy rzeczywistość naprawdę pędzi aż tak bardzo, że nie jesteśmy w stanie się zatrzymać i zastanowić nad tak istotnymi kwestiami? Każdemu polecam chwilę kontemplacji. Ciekaw jestem jakie myśli Was nawiedzą w takiej chwili.

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!!