środa, 27 lipca 2011

Niekończąca się bitwa

Podstawowym dramatem życia człowieka wydaje się być nieustanna walka dwóch sił. Różnie można te siły definiować. Jedni mówią o walce serca z rozsądkiem, inni o walce presji ogółu z indywidualizmem, jeszcze inni o walce ducha z materią. Pomimo różnicy określeń, istota jest taka sama. Siła zmierzająca w jedną stronę, walczy z siłą zmierzającą w stronę przeciwną. Jedna siła pcha człowieka pod górę, a druga ciągnie w dół. Armia Dobra walczy z armią Zła. O ile nie mam wątpliwości, że nieraz staję po stronie armii Zła, o tyle mam przekonanie, że zawsze powinienem stać po stronie armii Dobra.

Dziś jednak oderwijmy się na chwilę od tych przeciwieństw i spójrzmy na sprawę z pozycji bezstronnego obserwatora. Gdyby, któraś z armii zwyciężyła raz na zawsze, to czym byłoby ludzkie życie? Załóżmy nawet, że zwycięży nasze upragnione Dobro. Czym stałoby się to Dobro, bez istnienia Zła? Z braku istnienia Zła, Dobro stałoby się neutralne. To tak jakby nagle zniknęły wszystkie niziny, doliny i kotliny a cały świat podniesiony był do wysokości góry. Przestalibyśmy mówić, że to jest góra, bo cały świat znajdowałby się na jednej wysokości. Góra nie może być górą, bez istnienia czegoś, z czego się wybija. Góra jest górą jedynie o tyle, o ile może się odróżnić od reszty krajobrazu.

Czy podobnie nie można pomyśleć w dziedzinie agatologii? Czy gdyby na świecie istniała jedynie armia Dobra, to przestałaby być armią Dobra. Stałaby się po prostu armią. Dobro istnieje jedynie, o tyle, o ile istnieje Zło, z którego może się wybić. Podobnie jak ta góra, która istnieje jedynie o tyle, o ile istnieją niziny, z których się wybija. Jeśli istnieje jedynie Dobro, to czy istnienie człowieka będzie miało jakikolwiek sens? Czy to nie ta walka sił Dobra i Zła zapładnia materię powodując jej nieustanny rozwój? Jej nieustanne wstępowanie? Gdy nie będzie napięcia między Dobrem, a Złem, czy cały świat nie utkwi w bezruchu?

Czy zatem mamy przyzwolić na Zło w imię rozwoju? W imię utrzymania celu życia? A może logika jest jeszcze inna? Może gdyby brakło nizin i cały świat urósł do poziomu góry, jakiś nagły zryw spowodowałby kolejną orogenezę i na poziomie uprzedniej góry ukształtowałaby się nizina, z której wyrosłyby nowe, wyższe, potężniejsze góry. Może tak samo jest z Dobrem i Złem. Im bardziej Dobro zwycięża, tym podwyższa poziom neutralności. Gdy poziom Dobra, będzie poziomem neutralnym, uprzedni poziom neutralny stanie się poziomem Zła, a nowe Dobro wyrośnie z nizin niczym nowe góry w czasie orogenezy. Może po każdej walce, następuje przegrupowanie sił i kolejna walka. Gdy będzie zwyciężać Zło, ludzkość będzie ściągana w dół, gdy zwyciężać będzie Dobro, ludzkość będzie się wznosić. Dynamika bez względu na wynik zostanie utrzymana. Dobro i Zło pozostaną dwoma siłami, które z jednej strony walczą ze sobą, a z drugiej nieustannie współpracują kształtując życie człowieka.

wtorek, 5 lipca 2011

Karzeł i gigant

Jeszcze niedawno, bardzo denerwowało mnie zadzieranie nosa. Tym bardziej, że im częściej osoba nosa zadzierała, tym mniej miała ku temu powodów. Im osoba jest wartościowa, tym częściej potrafi spojrzeć w twarz, a nawet pochylić się nad drugim człowiekiem. Paradoks? Bynajmniej. Gdy się tak zastanowić nad całą sprawą, to nie ma w tym nic zaskakującego. Przedstawię moją myśl obrazowo.

Wyobraźmy sobie karła i giganta. Jeśli przeciętny człowiek (oj nie lubię tego określenia, ale tym razem użyję w znaczeniu czysto matematycznym), podejdzie do karła i o coś spyta, karzeł nie może patrzyć na wprost, ani się pochylić. Musi uznać wyższość pytającego i podnieść głowę (zadrzeć nosa). Natomiast gdy ten sam człowiek zagadnie giganta, gigant również nie może patrzyć na wprost ani podnosić głowy. Musi spojrzeć w dół, często się pochylając.

Czy takiego banalnego rozumienia, nie można przenieść na zwykłe relacje międzyludzkie. Osoba, która zadziera nosa, pokazuje swoją małość. Jeśli relacje przedstawimy w kontekście etycznym, to osoba taka staje się moralnym karłem. Tymczasem osoba, która się potrafi pochylić pokazuj swoją wielkość. W kontekście etycznym jest moralnym gigantem. Samo pokazanie swojego stosunku do drugiego człowieka może być bardzo wiernym odbiciem postawy moralnej rozpatrywanej osoby.