niedziela, 31 października 2010

Święto Wszystkich Świętych

Zbliża się dzień 1.XI, czyli święto Wszystkich Świętych. Prawdopodobnie większość tradycyjnie odwiedzi groby najbliższych. Dzień ten, z uwagi na niedaleki od niego w kalendarzu Dzień Zaduszny (2.XI), spędzamy w dość ponurej atmosferze, pogrążając się we wspomnieniach o znajomych, których nie ma już wśród nas, co często z kolei prowadzi do refleksji o śmierci i przemijaniu. Do tego stopnia cień "zaduszek" pada na święcie Wszystkich Świętych, że w niejednym kalendarzu 1.XI oznaczony jest jako "święto zmarłych".

Paradoks tkwiący w tym określeniu jest dość trudny do rozwiązania. W końcu myśl o zmarłych wprowadza nas w nastrój dekadencki, jakże daleki od nastroju świętowania. Świętowanie to radość. Czy myśl o zmarłych może napawać nas radością? A może chodzi o to, że to zmarli świętują? Duchy zmarłych się radują? Nie będę dalej drążył tej myśli, bo już teraz wydaje się ona być pogańska, aż boję się pomyśleć do jakich wniosków moglibyśmy dojść.

Chciałem raczej zastanowić się nad prawdziwym znaczeniem święta Wszystkich Świętych. Co naprawdę oznacza ten dzień? Właściwie każdy dzień w kalendarzu, jest oznaczony jako dzień jakiegoś patrona. A to mamy dzień św. Jacka, a to św. Anny lub dowolnego innego świętego lub świętej. Każdy człowiek ma jakieś imię i konkretnego patrona również noszącego dane imię. Gdy w kalendarzu przypada święto danego patrona, to osoba ta obchodzi imieniny. W dniu Wszystkich Świętych radujemy się ku czci wszystkich naszych świętych patronów. Potraktujmy więc ten dzień jako nasze wspólne imieniny.

Mimo, że nigdy nie obchodziłem imienin, życzę wszystkim Wszystkiego Najlepszego!

sobota, 9 października 2010

Niebo i piekło

Jak wyobrazić sobie niebo? Stan ducha? Fizyczna obecność? Inna forma świadomości? Całkowite zjednoczenie z kosmosem? Jakiekolwiek byłoby niebo, to nieodłącznym elementem naszego o nim mniemania jest radość. Radość pełna, największa, niewyobrażalnie wielka, nieporównywalna z czymkolwiek innym. Ma to być nagroda, jakiej nie można osiągnąć tu na Ziemi. Zbawienie duszy, które wieńczy trudną drogę wzrastania zarówno we własnym ego, jak i w jego transcendencji. Jakiekolwiek troski i smutki nie dają się pogodzić z idyllicznym obrazem nieba.

Skoro niebo jest stanem nieustannego szczęścia i radości, to analogicznie wyobrażamy sobie piekło. Stan nieporównywalnych z innymi trosk i cierpienia. Znów w różnoraki sposób wyobrażamy sobie, jak dokładnie piekło będzie wyglądało jeśli w ogóle będzie wyglądało. Jednak obraz piekła jest zawsze totalnym odbiciem obrazu nieba. Wynika to oczywiście z odwiecznego antagonizmu dobra i zła. Za dobro nagrodą jest niebo. Karą za zło jest piekło. Wydaje się, że wszystko jest proste i logiczne. Jednak czy naprawdę tak jest?

Za co nagrodą ma być niebo? Co trzeba zrobić aby je osiągnąć? Chrystus postawił sprawę bardzo jasno. To On jest drogą. Trzeba żyć tak jak Chrystus, brać na ramiona własny krzyż i Jego naśladować. Na czym to ma polegać? Oczywiście na miłości. Na miłości, która przebacza nie tylko przyjaciołom, ale i wrogom. Miłość ta wyraża się współczuciem, życzliwością, czynieniem drugiemu dobra. Nasza dusza musi kochać drugiego i współczuć, gdy ten cierpi. Taka dusza, która bezgranicznie kocha swojego wroga, może dopiero trafić do nieba.

I teraz kluczowe pytanie. Czy taka dusza może być zupełnie szczęśliwa, wiedząc, że gdzieś indziej jakaś inna dusza cierpi? Nawet jeśli Bóg w swoim wielkim miłosierdziu wpuści taką duszę do nieba, to przecież jeszcze chętniej do nieba wpuści i duszę, która nie może być szczęśliwa z taką świadomością. Świadomość istnienia piekła, wyklucza istnienie nieba dla takiej duszy, gdyż tak długo, jak chociaż jedna dusza będzie w tym piekle cierpiała, dusza w niebie nie będzie mogła być szczęśliwa. Nie będzie zatem w niebie.

Albo więc piekło musi pozostać puste, a wtedy jego istnienie jest zupełnie nieistotne. Albo piekło i niebo należy rozważać w zupełnie innych kategoriach. Może zarówno piekło, jak i niebo istnieją tylko tu na Ziemi? Może, każde z nich jest tylko chwilowe i zależne od naszych własnych działań i obecnego stanu naszej percepcji? Może niebo i piekło są jedynie tym, co możemy ofiarować lub zgotować drugiemu człowiekowi? Może na ofiarowaniu drugiemu człowiekowi nieba powinno koncentrować się nasze życie, a nie na robieniu wszystkiego jedynie w celu osiągnięcia jakiejś domniemanej nagrody po śmierci?