tag:blogger.com,1999:blog-92190707478630714352024-02-07T06:20:32.116+01:00Myśl i ProwokujZawartość tego bloga krótko skomentowałbym następującymi słowami: "Jestem, więc myślę". "Myślę" czasem bezsensownie, czasem mniej bezsensownie. Lubię jednak szukać sensu nawet w rzeczach bardzo bezsensownych i polecam to samo każdemu, kto zechce zagłębić się w lekturę moich niezgrabnych tekstów.Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.comBlogger283125tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-38862741336658004622016-04-18T20:55:00.000+02:002016-04-18T20:55:02.210+02:00W obronie życia<div style="text-align: justify;">
Ostatni miesiąc pełen był przekrzykiwania się emocjonalnymi argumentami w sprawie prawa kobiet do aborcji, oraz prawa nienarodzonego dziecka do życia. Od inicjatywy ustawodawczej mającej na celu zaostrzenie obecnej ustawy "O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności<br />przerywania ciąży", przez wytyczne episkopatu, które okazały się jedynie "prywatnym" zdaniem jego przedstawicieli, po żenującą akcję pani Z. rzekomo reprezentującej interesy kobiet, a faktycznie ośmieszającej cele organizacji pro-choice. Emocje już trochę przycichły, a może przekierowały się na inne sprawy, więc może pora zastanowić się na chłodno nad całą sprawą ochrony życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze, muszę z oburzeniem ustosunkować się do skrótu, który funkcjonuje w potocznym użyciu i o dziwo nie jest tylko efektem wypowiedzi zwolenników radykalizacji obecnego stanu prawnego. Skrót, o którym mówię to określenie przeciwników radykalizacji obecnej ustawy, a także zwolenników jej liberalizacji, jako zwolenników aborcji. Przeglądając fora, zauważyłem nieraz jak osoby komentujące całą sprawę, również niefortunnie używają zwrotu "jestem za aborcją". Moim zdaniem ten skrót myślowy jest tak samo zgrabny jak "polskie obozy śmierci w Auschwitz". Cóż, ja jestem przeciw radykalizacji, ale w żadnym wypadku nie jestem za aborcją! I nie życzę sobie, aby ktoś określał mnie mianem "zwolennika aborcji". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mało tego, że nie jestem zwolenikiem, jestem jej zdecydowanym przeciwnikiem. Ale tak samo jestem przeciwnikiem zażywania narkotyków, ale zwolennikiem ich legalizacji. Jestem melomanem, ale nie chcę zakazywać prawnie słuchać dance, hip-hopu czy disco polo (przepraszam każdego, kto poczuł się urażony). Otóż nie wszystkie sprawy, za lub przeciw którym jesteśmy, muszą mieć odzwierciedlenie w stanie prawnym państwa. Oczywiście sprawa wygląda tutaj trochę inaczej, bo decyzja jednostki może wpłynąć na życie innej jednostki (celowo nie używam tutaj formy - osoby). Zabójstwa zakazujemy prawnie, z czym się w pełni zgadzam, więc może trzeba również zakazać pozbawiania życia, tych nienarodzonych, którzy sami nie potrafią się jeszcze bronić?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak najbardziej, ale czy nie zrobiliśmy dokładnie tego osiągając kompromis, pozwalający uchwalić obecny stan prawny. Przecież zakazujemy aborcji, z wyjątkiem bardzo specyficznych sytuacji. Kobieta wszak może przerwać ciążę jedynie wtedy, gdy zagraża ona jej życiu lub zdrowiu, jest efektem czynu zakazanego (gwałtu lub kazirodztwa), lub płód ma stwierdzoną wadę genetyczną. Zaznaczę jeszcze, że w takich sytuacjach, które są trudne, dramatyczne i potencjalnie traumatyczne, nie podejmujemy wcale, jak to niektórzy próbują wmawiać, decyzji o przerwaniu ciąży! Jedyne, co robimy to pozwalamy podjąć decyzję tym ludziom, których dramat faktycznie dotyczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czego więc chcą zwolennicy radykalizacji? Od razu obalmy mit, w który sam niestety uwierzyłem pod wpływem emocji. Kobieta, której życiu będzie zagrażała ciąża, będzie miała prawo zostać uratowana nawet kosztem przerwania ciąży. Inną sprawą jest, czy lekarze będą ochoczo przystępować do zabiegu ratowania życia takiej kobiety, ale ten temat pozostawmy tym razem na marginesie. Proponowana ustawa ma dopuszczać jednakowoż tylko ten jeden wyjątek od całkowitego zakazu aborcji. A co w sytuacji gdy ciąża nie zagraża życiu, ale może spowodować trwałe kalectwo matki? Co gdy kobieta, która ma na wychowaniu czwórkę dzieci, zajdzie w ciążę, która spowoduje, że będzie ona niewidoma, lub w jakikolwiek inny sposób niezdolna do utrzymania już potencjalnej piątki dzieci?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście komfort życia rodziny, nie jest wartością równą życiu osoby. Ale czy ta istota pomału przyjmująca kształt człowieka wewnątrz ciała matki, może być nazwana "osobą"? Czy osoba to nie jest ktoś, kto jest w jakikolwiek sposób "osobny", zdolny do przetrwania "osobno"? Przecież nie na każdym etapie ciąży dopuszczamy aborcję. Kryteria są różne w zależności od przypadku (inne w przypadku wady genetycznej, a inne w przypadku czynu zakazanego), ale w żadnym z tych stadiów "dziecko" nie jest w stanie przetrwać bez organizmu matki. Czy jest zatem osobą?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale na potrzeby dyskusji przyjmijmy nawet radykalną tezę, że ten płód wewnątrz organizmu kobiety jest już osobą. I niech będzie, że stoimy faktycznie wobec konfliktu wartości życie przeciw zdrowiu, albo życie przeciw komfortowi, albo życie przeciw dowolnej innej wartości. Co jest ważniejsze, w każdym z tych przypadków? Życie! Co ja bym zrobił na miejscu takiej matki? Ratował życie dziecka (łatwo powiedzieć wiedząc, że nigdy nie będę w takiej sytuacji). Czy wprowadzać prawny obowiązek do ratowania takiego życia?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozważmy odrobinkę inny przypadek (niby odległy od problemu prawa do aborcji, a jednak analogiczny). Matka przechodzi normalną ciążę i rodzi zdrowe dziecko. Dziecko w wieku 6 lat, ulega wypadkowi, albo przechodzi jakąś trudną chorobę, przy której potrzebny jest przeszczep szpiku kostnego. Ma bardzo rzadką grupę krwi, wobec czego jedynym realnym dawcą jest matka. Czego oczekujemy od takiej matki? Że będzie dawcą dla ukochanego dziecka. Czy wymagamy tego od niej prawnie? Z tego co wiem, to nie. Nawet w przypadku, gdy kobieta nie ma żadnego poważnego powodu, żeby to zrobić, nie wymagamy tego od niej prawnie. Dlaczego więc mamy wymagać od kobiety w ciąży, że będzie użyczać swoich organów nienarodzonemu dziecku, w sytuacjach, kiedy ma dramatyczne powody żeby tego nie robić?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ustawę, która została przyjęta w 1993 roku, poprzedzała bardzo szeroka debata publiczna. Różne argumenty były przytaczane za i przeciw, a rozmowy były nawet bardziej burzliwe, niż te obecne. Cokolwiek by teraz powiedzieć, to jestem prawie pewien, że było już wzięte pod uwagę 23 lata temu. Rozwiązanie, które do dziś funkcjonuje było efektem zgody społecznej, jako kompromis pomiędzy radykalną wersją, a wersją liberalną. Przez 23 lata, pomimo braku utrwalenia tegoż kompromisu w literze konstytucji (co uważam za ogromne zaniechanie), oraz przejmowaniu władzy przez ugrupowania o różnych poglądach, nikt nie naruszał kompromisu, zdając sobie sprawę, że gdy do władzy dojdzie obóz przeciwny, to może doprowadzić nie tylko do przywróceniu owego kompromisu, ale do ponownego naruszenia go w drugą stronę. Kompromis jest ważny tylko wtedy, gdy obie strony niezależnie od klimatu politycznego, uznają jego ważność. Konsekwencją ewentualnej radykalizacji ustawy antyaborcyjnej, będzie nieuchronnie jej późniejsza liberalizacja i tak co zmianę władzy będziemy zmieniać prawo, a tym samym destabilizować, dobrze przecież funkcjonujący, stan prawny. Czy zatem domagając się radykalizacji faktycznie będziemy bronić życie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A może Ci, co z taką werwą chcą ograniczyć liczbę zgonów dzieci nienarodzonych, znaleźliby inne do tego sposoby? Jak to się dzieje, że duża część środowisk chcących walczyć z aborcją, jest przeciwna edukacji seksualnej i propagowaniu antykoncepcji (nawet dzień po)? Przecież gdyby młodzież wchodząc w burzliwy wiek, stosowała antykoncepcję, niechciane ciąże (nawet te w efekcie gwałtu czy kazirodztwa) byłyby tylko anomalią. Co za tym idzie, nie stawałaby owa młodzież w obliczu podejmowania dramatycznych decyzji, na które nie jest przecież jeszcze gotowa. Ale po co antykoncepcja i edukacja seksualna, skoro radykałowie wolą przeforsować prawo, które po prostu zakaże i koniec? Zamiast uczyć i przekonywać lepiej zakazać i kontrolować. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o ...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-91737586855612353502015-09-28T21:53:00.000+02:002015-09-28T21:53:23.668+02:00Pospolite ruszenie<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">I stało się! Na wieść o nadchodzących imigrantach z bliskiego wschodu, wystartowało pospolite ruszenie panikarzy. Media społecznościowe pękają w szwach od wyrazów zarówno strachu jak i oburzenia. Jeden oburzony, że leniwi Arabowie, będą żyli z zasiłków socjalnych. Drugi, że meczety przysłonią nam kościoły. Ktoś inny przestraszony, że naród zostanie zdominowany, a jeszcze ktoś inny, że nadejdzie fala terroru. Gorliwy katolik nie będzie mógł, bez strachu o własne życie, przeżegnać się przechodząc obok kościoła, a dzieci w szkołach będą uczyły się religii Islamu, zamiast Katolicyzmu. Otrząśnijmy się na chwilę z pyłu emocjonalnej papki medialnej i popatrzmy realnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">Zacznijmy od lęku przed terroryzmem. Według różnych pogłosek mamy przyjąć od 2tys. do 8tys. imigrantów. W Polsce żyje ponad 36mln ludzi, co oznacza, że na jednego imigranta, przypadać będzie w najgorszym wypadku 4,5 tys. Polaków. Jeśli wziąć pod uwagę, że terroryści stanowią przecież (wbrew ogólnemu przekonaniu) margines obywateli krajów arabskich, wzrost zagrożenia terrorystycznego wygląda conajmniej śmiesznie. Mało mamy organizacji terrorystycznych działających na dużo większą skalę w Europie, gdzie przecież granice są otwarte? Jeśli chodzi o wzrost przemocy to obawiam się go jednak bardzo, ale bynajmniej nie ze strony emigrantów. Raczej ze strony naszych nacjonalistów, fanatyków i kiboli, którzy swoje oburzenie i poglądy już teraz zapowiadają demonstrować siłą właśnie na imigrantach uciekających przed przemocą w ich własnych krajach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">Przy okazji zgody na azyl dla imigrantów, w oczy zaczynają niektórych kłuć powstające meczety, a czy ktoś sprzeciwia się synagogom albo cerkwiom? Już słowa nie powiem o lawinowo rosnącej liczbie kościołów. A czym jedna religia różni się od drugiej? Chyba jedynie liczbą jej wyznawców na danym terenie. Czy naprawdę w państwie, które nie jest wyznaniowe, należy zabraniać budowy miejsc kultu religii innych niż dominująca? No chyba, że chcemy stać się państwem wyznaniowym i rozpocząć kolejne krucjaty? Moim zdaniem w otwartym nowoczesnym państwie, każdy może znaleźć miejsce na własne przekonania, bez szkody dla innych. Brak akceptacji przez samozwańczych reprezentantów większości, dla poglądów mniejszości można równie dobrze zaobserwować przecież na tle preferencji seksualnych, których odmienność również nie przynosi nikomu szkody. Nawiasem mówiąc, czy tego typu dyskryminacja nie przypomina mechanizmem, działań Państwa Islamskiego?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">Na koniec trzeci aspekt, który w przeciwieństwie do pozostałych ma przynajmniej pozory spójności logicznej. Czy stać nas na utrzymywanie imigrantów? Po pierwsze, zastanówmy się, jacy emigranci przyjadą właśnie do Polski i jacy tu zostaną. Przecież Ci, którzy ostrzą sobie zęby na lenistwo i dobrobyt gwarantowany przez ubezpieczenia społeczne, na pewno nie mają czego szukać w Polsce. Jakie to u nas są świadczenia? Tacy ludzie przyjadą tu, tylko po to, żeby przy pierwszej okazji przenieść się do Niemiec lub Francji, gdzie ludzie żyją ze świadczeń socjalnych. Kto zostanie w Polsce, ten kto będzie chciał tutaj żyć, a więc prawdopodobnie mieć rodzinę i pracować. "Że co? W Polsce bezrobocie, a my mamy dawać pracę imigrantom? To przecież niedorzeczne!". Jak łatwo połknąć tego typu argument, a jednocześnie jaką wielką bzdurą on się okazuje? Najlepszym przykładem jest Wielka Brytania, która otwierając rynek pracy znacząco zwiększyła poziom swojego dobrobytu. Teraz zresztą również jest pierwsza w kolejce po imigrantów. Dlaczego? Ponieważ napływająca ludność, która będzie zmuszona przyjąć pracę, której nie chcą wykształceni rodzimi mieszkańcy zwiększy poziom konsumpcji, a co za tym idzie zwiększy podaż na inne usługi, co z kolei zwiększy liczbę miejsc pracy bardziej adekwatnych dla wymagającego społeczeństwa lokalnego. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">Już tylko jako dodatek poruszę jeszcze jedną sprawę. Media społecznościowe pełne są również oburzenia na naszych rządzących, że zdradzają tzw. Grupę Wysehradzką, prezentując odmienne zdanie niż pozostałe kraje. Przepraszam bardzo, ale czy przynależność do jakiegoś układu ma nam narzucać konieczność bezwzględnej zgody ze zdaniem pozostałych członków? A gdzie ta niepodległość, której tak gorliwie bronią ci sami ludzie, którzy publikują omawiane właśnie materiały? Prawda jest taka, że problem imigrantów jest problemem całej Unii Europejskiej i jako jej członkowie mamy obowiązek szukania rozwiązania dla całej Unii. Kiedy potężnym strumieniem płynęły do nas środki unijne, jakoś nie było głosów, że powinniśmy ich nie przyjmować. Skoro więc przyjmujemy korzyści to pomagajmy też rozwiązywać problemy zamiast izolować się pozostawiając pozostałe państwa Unii, samym sobie. Swoją drogą ciekawe, co by było gdyby w niedługim czasie, zaczęli do nas napływać imigrancji z Białorusi i Ukrainy? Czy wtedy też bylibyśmy tacy samodzielni? Czy może domagalibyśmy się od Unii pomocy w rozwiązaniu również wspólnego problemu?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">Jak widać nie trzeba się odwoływać do humanitaryzmu, ani innych emocjonalnych imperatywów, żeby spojrzeć na sprawę spojrzeniem zupełnie odmiennym od dominującego. Wystarczy się chwilę zastanowić. Skąd więc ta panika? Pierwsze, co przychodzi do głowy to oczywiście kampania wyborcza, w której coś trzeba obiecywać, a skoro trzeba coś obiecać, to przecież o ileż łatwiej jest to zrobić, gdy społeczeństwo jest oburzone albo zastraszone? Swoją drogą, ciekawe czy emocje sięgałyby również zenitu, gdybyśmy byli w pierwszym roku kadencji, a nie w ostatnim. Podejrzewam, że nie w takim samym stopniu, ale przecież kampania wyborcza trwa od pierwszego dnia kadencji, a polityk niezadowolony z aktualnej sytuacji, zawsze jest bliższy sercu statystycznego wyborcy. Może więc czasem warto się zatrzymać i zamiast łykać niczym pelikan, emocjonalne argumenty, po prostu się zastanowić!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-20602486148894601742014-08-19T16:44:00.002+02:002014-08-19T16:44:36.797+02:00Ice bucket challenge<div style="text-align: justify;">
Od niedawna w internecie namnożyło się filmików, w których znane osobistości wylewają na siebie wiadro pełne wody z lodem, a następnie nominują kolejne znane osobistości by zrobiły to samo. Ogólnie wygląda i brzmi to strasznie głupio, co odzwierciedlają komentarze opublikowane pod filmikami. Można się zastanawiać tylko, na jaką jeszcze bzdurę wpadną ludzie, którym albo nudzi się niemiłosiernie, albo próbują prześcigać się w głupocie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak zwykle w takich sytuacjach, nie warto jednak wyciągać zbyt pochopnych wniosków. Wszystko to ma wymiar charytatywny. Zasada jest taka, że ten, kto odmówi przyjęcia wyzwania, wpłaca pewną kwotę na konto fundacji charytatywnych. Tak uczynił między innymi prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama. Oczywiście pojawiają się zaraz pytania, czy celebryci wolą oblewać się wodą niż wspomóc akcje charytatywne? Takie pytania również bardzo często pojawiają się w komentarzach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I znów wniosek okazuje się zbyt pochopny. Gwiazdy często pomimo wylewania na siebie lodu, decydują się na znaczne datki na cele charytatywne. Można by się zatem zapytać, po co ta cała komedia wokół tego? Nie można po prostu wpłacić? Wpłacić to jedno, ale jak zmobilizować innych by też wpłacili? To w takim razie może można zarekomendować? Oczywiście takie wątpliwości również znajdują odzwierciedlenie w komentarzach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po co więc? Może właśnie po to, by ludzie zadawali pytania. Szukajcie a znajdziecie. Po oblaniu lodowatą wodą, ciało traci na chwilę czucie. Taki sam symptom ma ciężka choroba <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Stwardnienie_zanikowe_boczne" target="_blank">stwardnienia zanikowego bocznego</a>, czyli tzw. choroba Lou Gehriga. Nie będę rozpisywał się tutaj, na czym polega owa choroba, ale ciekawych odsyłam powyższym linkiem po więcej informacji. Opisana akcja ma na celu właśnie zwiększenie świadomości społecznej na temat tej choroby i uwrażliwienie ludzi w tym zakresie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do tego okazuje się, że akcja jest bardzo skuteczna i <a href="http://www.alsa.org/" target="_blank">ALS Association</a> udało się zebrać ponad 13 milionów dolarów w ciągu trzech tygodni akcji. Dla porównania, w tym samym okresie rok temu były to jedynie niecałe 2 miliony. Czy taki cel wart jest zrobienia czegoś pozornie głupiego? Chyba tak. A dla tych gorliwie potępiających lekcja, by zanim wydadzą swój arogancki osąd, choć chwilę poświęcili na sprawdzenie, o co tak naprawdę chodzi temu, którego tak pospiesznie oceniają.</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-32115605702122455762014-08-17T15:56:00.000+02:002014-08-17T15:56:40.285+02:00O karze śmierci<div style="text-align: justify;">
</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<i>- Hm!... O sądach. Niby prawda, że mówią. A jak tam, sądy sprawiedliwsze są niż u nas?<br />- Nie wiem. O naszych słyszałem dużo dobrego. U nas na przykład nie ma kary śmierci.<br />- A tam jest kara śmierci?<br />- Jest. Widziałem egzekucję we Francji, w Lyonie. Zabrał mnie tam z sobą Schneider.<br />- Wieszają?<br />- Nie, we Francji nadal ścinają głowy.<br />- No i co, krzyczy?<br />- Gdzie tam! To się dzieje w okamgnieniu. Człowieka kładą i w maszynie, co się nazywa gilotyną, spada taki szeroki nóż, ciężko, mocno... Głowa odskakuje tak szybko, że się nawet nie zdąży mrugnąć. Przygotowania są nieprzyjemne. Kiedy ogłaszają wyrok, ubierają, krępują sznurami, prowadzą na szafot, to wszystko jest okropne! Ludzie się zbiegają, nawet kobiety, chociaż tam nie lubią, żeby kobiety patrzały.<br />- Nie ich rzecz.<br />- Oczywiście! Oczywiście! Patrzeć na taką mękę!... Skazaniec był człowiekiem mądrym, nieustraszonym, silnym, niemłodym. Nazywał się Legros. I mówię panu, niech pan wierzy albo nie wierzy: jak wchodził na szafot - płakał, blady był jak ściana. Czy to jest możliwe? Czy to nie straszne? No bo któż płacze ze strachu? Nie przypuszczałem, że może płakać ze strachu nie jakieś tam dziecko, ale mężczyzna, który nigdy nie płakał, mężczyzna czterdziestopięcioletni. Cóż się w takich momentach dzieje z duszą ludzką, do jakich spazmów się ją doprowadza? Znęcanie się nad duszą, i nic więcej! Powiedziane jest: "Nie zabijaj", więc dlatego że zabił, jego się zabija? Nie, tak nie wolno. Widziałem to już miesiąc temu, a dotychczas mam przed oczyma. Pięć razy mi się śniło.<br /> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Książę nawet ożywił się mówiąc, lekki rumieniec wystąpił na jego białej twarzy, aczkolwiek słowa były tak jak przedtem ciche. Kamerdyner obserwował go z życzliwym zainteresowaniem i najwidoczniej nie chciało mu się przerywać tej rozmowy; może sam był człowiekiem nie pozbawionym wyobraźni i usiłującym myśleć. - Dobrze jeszcze, że to krótka męczarnia, kiedy głowa odlatuje - zauważył.<br />- Wie pan co ? - podchwycił gorąco książę. - Pan to zauważył i wszyscy to tak samo widzą jak pan, i po to wymyślono gilotynę. A mnie zaraz wtedy przyszła do głowy taka myśl: czy to nie jest jeszcze gorzej? Pana to może śmieszy, panu się to wydaje nieprawdopodobne, ale przy pewnej wyobraźni nawet taka myśl do głowy wskoczy. Niech pan pomyśli: weźmy na przykład tortury; są przy tym cierpienia i rany, męka cielesna, i to wszystko odrywa od męki duchowej, toteż człowiek męczy się tylko z powodu ran tak długo, dopóki nie umrze. A przecie najsilniejszy ból pochodzi może nie od ran, ale od świadomości, że za godzinę, potem za dziesięć minut, potem za pól minuty, potem za chwilę, zaraz - dusza wyleci z ciała i że już nie będzie się człowiekiem; a najważniejsze to, że na pewno. Właśnie kiedy człowiek położy głowę pod sam nóż i usłyszy, jak on z szelestem zaczyna spadać - ta ćwierć sekundy jest najstraszliwsza. Wie pan, że to nie tylko moja fantazja, że wielu tak mówiło? I ja tak w to wierzę, iż powiem panu wprost, co o tym sądzę. Zabić za morderstwo to kara niewspółmiernie duża w stosunku do samej zbrodni. Zabójstwo na mocy wyroku jest bez porównania okropniejsze niż zabójstwo dokonane przez bandytę. Ten, kogo bandyci zabijają, mordują w nocy, w lesie, albo jakoś tam, niewątpliwie ma jeszcze nadzieję wyratowania się, ma ją do ostatniego momentu. Bywały wypadki, że komuś już poderżnięto gardło, a on jeszcze łudził się nadzieją, próbował uciekać albo błagał o litość. A tu całą tę ostatnią nadzieję, z którą umierać jest dziesięć razy lżej, odbierają człowiekowi na pewno; tu jest wyrok, i w tym, że na pewno się nie uniknie jego skutków, tkwi cała ta okropna męka, od. której nie ma nic na świecie silniejszego. Niech pan przyprowadzi i postawi żołnierza naprzeciwko armaty w bitwie, i niech pan do niego strzela: wciąż będzie miał nadzieję. Ale niech pan temu samemu żołnierzowi przeczyta taki wyrok, a na pewno zwariuje albo się rozpłacze. Kto powiedział, że natura ludzka zdolna jest znieść to bez obłąkania? Po co ten gwałt ohydny, niepotrzebny, bezcelowy? Może istnieje taki człowiek, któremu przeczytano wyrok, dano się pomęczyć, a potem oznajmiono: "Idź, zostałeś ułaskawiony." Tylko taki człowiek mógłby coś niecoś opowiedzieć. Chrystus też mówił o tej męce i o tym strachu. Nie, z człowiekiem nie wolno tak postępować!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br />Kamerdyner, chociaż nie umiałby tak wyrazić wszystkiego jak książę, zawsze jednak, wprawdzie nie wszystko, ale co ważniejsze zrozumiał. Widać to było nawet z jego rozczulonej twarzy.</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
(Fiodor Dostojewski, Idiota)</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-54942365422028904552014-01-18T00:22:00.000+01:002014-01-18T00:22:26.089+01:00Kontemplacja, życie i czas<div style="text-align: justify;">
Mówi się, że jedną z wad mieszkania na wsi, gdy pracuje się w mieście jest odległość, którą trzeba pokonać dwukrotnie każdego dnia, oraz czas na to potrzebny. Moja sytuacja wygląda tak, że mam codziennie do pokonania 20km do biura i na dodatek, z różnych przyczyn, nie mogę w tym celu skorzystać z samochodu. Ponieważ nie lubię narzekać, postanowiłem dobrze wykorzystywać ten czas i nadrabiam sobie zaległości lekturowe, powstałe na skutek mojego totalnego braku zainteresowania literaturą piękną w czasach szkoły podstawowej i średniej. Jeśli tylko uda mi się zająć miejsce siedzące w busie, biorę do ręki książkę i spędzam rozkoszne 20 minut na czytaniu, niekiedy tylko zakłócane przez agresywne dźwięki pseudo-muzyki wychodzącej z odbiornika radiowego kierowcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś rano (a właściwie to wczoraj rano), dźwięków nie było i zająłem bardzo wygodne miejsce przy oknie. Pogoda była naprawdę ładna więc spontanicznie stwierdziłem, że zamiast mierzyć się z Goethem, spędzę 20 minut na kontemplowaniu widoków za oknem. Pierwsze parę minut nie było wcale proste. Umysł zamiast wyłączyć swoje obwody, zaczął obsypywać moją świadomość gradem myśli związanych czy to z projektami związanymi z pracą, czy planami na najbliższy czas. Udało mi się jednak odgonić niechciane myśli i zacząłem obserwować, trawę, drogi dojazdowe, ludzi, domy i przede wszystkim drzewa. Nagle pojawiła się myśl: wszystko żyje. Ale dlaczego żyje? Skąd się wzięło, że żyje? Czy ktoś potrafi to w ogóle wyjaśnić?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście życie można różnie definiować i właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by sprowadzić cały problem do przesuwania granicy pomiędzy tym, co martwe, a tym, co żywe. Jednak prawda jest, że był moment, w którym we wszechświecie życia nie było, a w chwili obecnej życie jest. Jakkolwiek by nie definiować życia to czysta logika przesądza, że musiał być moment w historii wszechświata, w którym coś martwego zamieniło się w coś żywego. Wcale nie próbuję sugerować, że z gliny, czy innej martwej materii ktoś, czy coś uformowało człowieka, by tchnąć w jego nozdrza życie. Jednak na pewnym poziomie, jakaś martwa cząstka musiała się zmienić w pierwszą we wszechświecie cząstkę żywą. Co mogło to spowodować, skoro niczego żywego we wszechświecie jeszcze do tej pory nie było?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy jakiś niewyobrażalny, ponadczasowy absolut złożył komórkę i tchnął w nią życie? Skąd się zatem wziął ten absolut? Może prawdą jest, że wszystko jest materią i komórka utworzyła się przypadkowo z znajdujących się wokół siebie cząstek i równie przypadkowo życie samo się uruchomiło. A może w ogóle nie ma czegoś takiego jak życie? Może wszystko jest po prostu materią, a życie jest jedynie złudzeniem? A może należy sobie wyobrazić, że wszechświat w całości przenika jakaś bliżej nieokreślona energia, która w odpowiednich warunkach potrafi tchnąć życie w odpowiedni układ cząstek?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A może wszystko jest zupełnie na odwrót? Zauważmy, że próbujemy zrozumieć, w jaki sposób z materii narodziło się życie. A może to nie życie jest pochodną materii, ale materia jest pochodną życia? Może życie jest absolutem i to ono eksplodowało w momencie Wielkiego Wybuchu? Może życie nie musi się narodzić z materii, ale materia powstaje na skutek śmierci żywych cząstek? Życie przecież kojarzy się mimowolnie z ciepłem, a śmierć z chłodem. Biorąc więc pod uwagę, że wszechświat jest w stanie nieustannego ochładzania, może trzeba również przyjąć, że to żywe cząstki stają się martwe, a nie na odwrót? Niby sprzeczne jest to z stale rosnącą populacją ludzi na świecie, ale czy gdy wziąć pod uwagę ginące gatunki zwierząt i roślin, to czy nadal jest to sprzeczne? A może życie jest zawsze w tej samej proporcji do materii? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Każda próba zrozumienia początku, czy to świata, czy życia w świecie opiera się jednak na założeniu, że czas ma swój początek. Tymczasem, może już tu tkwi największa pułapka? Wydaje nam się, że czas jest liniowy. Ale czy kiedyś nie wydawało się ludziom, że Ziemia jest płaska, a linie pole grawitacyjnego są równoległe? Wszystko zależy od perspektywy. Z naszej perspektywy Ziemia jest płaska, a czas liniowy. Ale tak jak możemy wznieść się na wysokość z której widzimy, że Ziemia jest tak naprawdę okrągła, to może możemy i wznieść się ponad czas i zauważyć, że on również ma inną strukturę? A może nawet nie musimy. Ani Galileusz, ani Kopernik nie wylatywali w kosmos, przed swoimi odkryciami. Obserwowali inne ciała. Może w przypadku naszej pułapki czasowej również, geniusz i wprawny obserwator, będzie w stanie zauważyć prawidłowości, które pozwolą nam się uwolnić i lepiej zrozumieć życie i czas?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety ja póki co nie znam żadnych odpowiedzi. Cieszę się jednak, że nawiedziła mnie ta myśl. Zjednoczenie z naturą? Kto wie. Swoją drogą, jak bardzo trzeba być zaślepionym lub oszołomionym, żeby się wcześniej nad tym nigdy nie zastanawiać? Czy rzeczywistość naprawdę pędzi aż tak bardzo, że nie jesteśmy w stanie się zatrzymać i zastanowić nad tak istotnymi kwestiami? Każdemu polecam chwilę kontemplacji. Ciekaw jestem jakie myśli Was nawiedzą w takiej chwili.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!!</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-82837543819862153932013-12-20T17:31:00.001+01:002013-12-20T17:31:32.981+01:00Jeff Beck - JB's Blues<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/YQyc7ymCYoM" width="420"></iframe></div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-80127649934905090692013-12-17T11:15:00.001+01:002013-12-17T11:15:24.424+01:00Jeżeli Boga nie ma ...<div style="text-align: justify;">
Minęło już niestety sporo czasu, od mojego ostatniego wpisu. Ogrom innych zajęć i obowiązków nie pozwala mi na regularne formułowanie moich myśli, co nie znaczy, że cokolwiek w tej sytuacji bym chciał zmienić. Oprócz codziennych zajęć, mnóstwo czasu włożyłem w nadrobienie zaległości w lekturze, a proza tego właśnie twórcy, którym w ostatnim czasie jestem zafascynowany okazała się tak wciągająca, że każdą wolną chwilę z przyjemnością spędzałem z nosem między stronnicami powieści. <i>Zbrodnia i kara, Bracia Karamazow, Biesy</i> i w końcu <i>Idiota</i> to największe dzieła Fiodora Dostojewskiego, a jednocześnie bardzo grube tomiska, które pomimo dużej objętości pochłania się w mgnieniu oka. Wielokrotnie na pewno będę wracał do różnych postaci przedstawionych w tych powieściach, gdyż właściwie każda z nich jest swoistym studium psychologii i etyki. Poza nielicznymi wyjątkami brakuje tam wyrazistych wzorców i antywzorców, co jest efektem jakże prawdziwej koncepcji nieustannej wewnętrznej walki i złożoności psychiki człowieka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś napomknę tylko o jednej myśli, która przewija się przez bogactwo jego spuścizny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
<i>Jeżeli Boga nie ma, wszystko jest dozwolone.</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zarówno w świadomości powszechnej, jak i w ustach części domorosłych filozofów, jest ona przypisywana Dostojewskiemu, jako jego własny pogląd. To z jednej strony dostarcza argumentów i wzbogaca autorytet tych, dla których istnienie Boga jest aksjomatem i zarazem jedynym źródłem moralności, oraz jedynym powodem, dla którego pewnych rzeczy robić nie wolno. Z drugiej strony powoduje to, że dla części osób Dostojewski takim poglądem udowadnia swoją niedojrzałość filozoficzną. Moim zdaniem zarówno argumentacja dla pierwszych, jak i pretensje drugich są całkowicie nieuzasadnione i udowadniają jedynie to, że zamiast zagłębić się w lekturę powieści, przeczytali jedynie ich opis z tylnych okładek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To, że Dostojewski umieszcza w głowie swoich bohaterów pewną ideę, wcale nie oznacza, że jest to idea jego własna i że się z nią zgadza. Aby mieć dyskusję, czy nawet jakąkolwiek dynamikę, jego bohaterowie muszą się różnić pod różnymi względami. Jedni uważają, że Bóg jest bo być musi, inni uważają, że po prostu jest, jeszcze inni, że Go nie ma, a niektórzy powtarzają za Voltaire'm że jeśli Go nie ma, to należy Go wymyślić. Jeśli miałby bohatera, który uważa, że dwa plus dwa, to pięć, a drugiego, który uważa, że dwa plus dwa to trzy, to przecież nie udowadnia, że Dostojewski uważa, że którykolwiek z nich ma rację. Pogląd Dostojewskiego wyraziłby się w przebiegu wydarzeń, gdy obaj zrozumieją, że się mylą. Podobnie jest w przypadku problemu istnienia Boga i jego wpływu na istnienie moralności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wystarczy spojrzeć jakie są dalsze losy osób, które formułują powyższą myśl, by zrozumieć ponad wszelką wątpliwość, jakie jest zdanie rosyjskiego pisarza. Raskolnikow (<i>Zbrodnia i kara</i>) wymyślił "wielką" ideę opartą na tym, że skoro Boga nie ma, to człowiek, który wyrasta ponad przeciętność, zwyczajnie ma prawo do zbrodni w imię wyższych celów. Pomimo wielu wątpliwości i niepewności morduje starą lichwiarkę i jej siostrę. Jaki jest efekt? Popada w malignę i traci rozum. Podświadomie wykonuje działania prowadzące do ujawnienia prawdy. Wcale nie przyjmuje istnienia Boga, a mimo wszystko wie, że nie miał prawa zrobić tego, co zrobił. Idąc ulicą, czuje się wyobcowany. Wie, że nie może zwrócić się do nikogo o pomoc, bo wszyscy teraz są mu obcy. Swoim czynem zerwał swoją więź z otaczającymi go ludźmi. Po ratunek idzie do..... Powstrzymam się przed ujawnieniem dalszej treści, by nie psuć lektury tym, którzy planują wziąć<i> Zbrodnię i karę</i> do ręki w najbliższym czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podobną tezę przyjmował Mikołaj Stawrogin (<i>Biesy</i>), oraz Iwan Karamazow (<i>Bracia Karamazow</i>). Losy obydwu również nie zostawiają cienia wątpliwości, jakie jest zdanie Dostojewskiego na ten temat. Zastrzegam, że nie chodzi mi bynajmniej o to, jakoby Dostojewski miał zaprzeczać istnieniu Boga. Wyraźnie jednak daje do zrozumienia, że nie uważa on, że "<i>jeżeli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone</i>". Póki co, nie będę opisywał szczegółów, ponieważ mam szczerą nadzieję, że ci z Was, którzy nie mieli okazji jeszcze rozkoszować się prozą tego wielkiego pisarza, sięgną po książkę, by w głębi lektury, samemu zastanowić się nad podsuwanymi przez autora problemami i ideami. Naprawdę warto! </div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-89659758716734876032013-09-13T11:54:00.001+02:002013-09-13T11:54:37.401+02:00Być jak dziecko<div style="text-align: justify;">
Oglądaliście serial <i>Przyjaciele</i>? Jeśli nie, to polecam na wieczory, w których po prostu potrzebujecie odprężenia. Może chociaż kaczora Donalda pamiętacie, bo o nim właśnie chcę pisać. W jednym z odcinków <i>Przyjaciół</i>, jeden z bohaterów - Chandler, podzielił się swoimi "przemyśleniami" na jego temat.:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<i>- Wiecie, co jest dziwne? Kaczor Donald nigdy nie nosi spodni. Ale ilekroć
wychodzi spod prysznica, zawsze zakłada ręcznik wokół swej talii. Po
prostu wiecie, o co w tym wszystkim chodzi?</i> </blockquote>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zastanawiające, że zawsze wydawało mi się, że to jakaś dziwna i niezrozumiała niekonsystencja w zachowaniu bohatera kreskówki. Po co zasłaniać dolną część ciała po kąpieli, skoro nie zasłania się jej przez cały dzień? Wczoraj uderzyło mnie jakże proste i dziecinne wyjaśnienie. Dam głowę, że dzieci bez problemu odpowiedzą na zagadkę Chandlera, bo nie są skażone myśleniem dorosłych. Po co owijamy się ręcznikiem? Żeby zasłonić intymne części ciała? Przecież nie do tego służy ręcznik. Owijamy się po to, by się wysuszyć. Którą część ciała owinie kaczor, dół czy górę? Pewnie, że dół, bo tam ma przecież swój kuper pełen piór wymagających osuszenia. Prawda, jakie to proste?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A czy w życiu codziennym, dorosły nie stwarza sobie problemów, które dla dzieci nie byłyby żadnymi problemami? Dziecko powie szczerze, że jedzenie mu nie smakuje, podczas gdy dorosły kurtuazyjnie skomplementuje, a potem będzie męczył się, żeby zjeść. Jak dziecko czegoś nie rozumie, to zadaje pytanie. Dorosły zastanawia się po pierwsze, czy wypada zadać to pytanie, a po drugie, czy nie wyjdzie na idiotę, że nie zna odpowiedzi. Dziecko bezkompromisowo dąży do zaspokajania własnych potrzeb najprostszą ścieżką, podczas gdy dorośli rozważają miliony kryteriów, wybierając często ścieżkę najtrudniejszą. I bardzo dobrze, jeśli są prawdziwe powody by nie wybrać najprostszej, ale jak często prawdziwych powodów nie ma?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziecko nie odkłada wszystkiego na przyszłość i nie rozpamiętuje przeszłości. Ma cele w przyszłości, ale realizuje je tu i teraz. Jak długo dorosły musi myśleć o egzystencji by dojść do takich prostych wniosków? A może lepiej czasem po prostu stać się z powrotem dzieckiem? Oczywiście innym dzieckiem, bardziej doświadczonym, wyciągającym prawidłowe wnioski, nie poznającym świata od nowa. Ale jednak dzieckiem - odważnym, szczerym, znajdującym proste środki i proste rozwiązania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na koniec tych przemyśleń dam jeszcze zagadkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQNGySzoMB75ZuZPCqw4VRn3y8K3V-McPS2upRhGNKf4msLFm-UC3dp-_vOknOt6HV8jq51mjdwmbk76gxlwwQUXTEqGqHLh0-ZPUjW9TU9G9tmfm0r63T_miFEvs8K5_sauFdOzZXyw8/s1600/Autk.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQNGySzoMB75ZuZPCqw4VRn3y8K3V-McPS2upRhGNKf4msLFm-UC3dp-_vOknOt6HV8jq51mjdwmbk76gxlwwQUXTEqGqHLh0-ZPUjW9TU9G9tmfm0r63T_miFEvs8K5_sauFdOzZXyw8/s1600/Autk.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W którą stronę jedzie autobus? W prawo, czy w lewo?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze myślisz? Dziecko już by wiedziało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Spoiler alert</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To proste. W lewo, bo nie widać drzwi.</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-81470358160256646732013-05-13T22:06:00.002+02:002013-05-13T22:07:30.491+02:00Czy patriotyzm jest dobry?<div style="text-align: justify;">
Niecałe dwa tygodnie temu obchodziliśmy święto uchwalenia pierwszej
konstytucji. Towarzyszył temu oczywiście wzniosły nastrój i patetyczne
słowa. Jak przy każdej takiej okazji znów okazało się, że każdy inaczej
rozumie patriotyzm. Jedni mówią, że bronią narodu opierając się
postępującej integracji europejskiej. Inni, że właśnie w imię dobra
narodu zacieśniają więzy międzynarodowe. Jedni chcą ratować naród tnąc
wydatki i uszczelniając budżet. Inni chcą w imieniu narodu właśnie
wspierać z budżetu tych, którzy sami poradzić sobie nie umieją.
Oczywiście każdy uważa siebie za patriotę, oskarżając tych o odmiennych
poglądach o działanie przeciw interesom narodu, a nawet o zdradę.<br />
<br />
Niezależnie od różnych sposobów pojmowania patriotyzmu, wszyscy murem
stoją za priorytetowym jego znaczeniem. Chcą wychowywać młodzież na
kolejne pokolenia patriotów ścigając się w udoskonaleniach programu
edukacji. Młodzież jest obsypywana podniosłymi tekstami Mickiewicza, Słowackiego, czy Wyspiańskiego, z czego oczywiście tylko nieliczni są w stanie cokolwiek
zrozumieć. Tym bardziej, że każdemu z tych tekstów przypisana jest
jednoznaczna interpretacja, z którą prawdopodobnie sami autorzy by
polemizowali. Zamiast wymyślić coś, żeby zachęcić młodzież do czytania, w działaniu jest sprawny mechanizm odstraszający. Może wcale nie bez celu? Może właśnie o to chodzi, żeby ludzie nie czytali? Jeszcze mogliby zacząć samodzielnie myśleć i przestać wierzyć w prawdę objawioną?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kulminacją nauki patriotyzmu są jednak lekcje historii, oczywiście skoncentrowana wokół historii Polski, jak gdyby historia powszechna była dla człowieka dużo mniej istotna. Do tego również historia Polski przedstawiana jest dość jednostronnie. Dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze jesteśmy ofiarą zaborczego sąsiada, wśród których brylują oczywiście Niemcy i Rosjanie. Sami jednak walczymy po stronie równie zaborczego Napoleona, który bezwzględnie podbija całą Europę. Wrażenie po nim zostaje takie, że stał się biedną ofiarą złych mrozów rosyjskich i kolejnej uformowanej koalicji mocarstw europejskich, nie mogących pogodzić się z kolejnymi podbojami. Uczymy się o zbrodniach w Oświęcimiu czy w Katyniu, ale czy uczymy się również o zbrodniach, których sami dokonywaliśmy - jak choćby w Jedwabnem?<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
I dziwić się, że po takiej dawce patriotyzmu za młodu, nie lubimy Niemców, Rosjan, Żydów, Anglików, Francuzów i prawdopodobnie wielu innych nacji? Przeświadczeni o tym, że zawsze byliśmy krzywdzeni przez sąsiadów, wpadamy w kolejne narodowe kompleksy. Z wrodzoną nieufnością patrzymy na wszystko, co odmienne od modelu Polaka-patrioty, począwszy od innych narodów, przez inne wyznania, kończąc na innym sposobie spędzania wolnego czasu. Tymczasem nieuniknionym postępującym procesem jest globalizacja. Ludzie różnych wyznań i nacji mieszają się i wprowadzają w naszą kulturę elementy kultury własnej. Można im próbować tego zabraniać, ale do czego to prowadzi? Czy nie lepiej próbować się wzajemnie zrozumieć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może dość już tak rozumianego patriotyzmu? Może lepiej uczyć dzieci i młodzież miłości i zrozumienia, zamiast postaw patriotycznych. Jeśli człowiek będzie kochał, a przynajmniej współczuł drugiej osobie, to przestanie mieć znaczenie kryterium narodowe. Będzie opierał się złu zarówno wyrządzanemu swojemu, jak i zupełnie innemu człowiekowi. Bo czy ma znaczenie, kto cierpi? Jeśli cierpi człowiek, to trzeba człowiekowi pomóc, niezależnie od nacji, wyznania, czy dowolnych innych kryteriów. Trzeba przestać utwierdzać młodzież w mylnym przekonaniu, że każdy Polak to jest swój, a każdy obcy to obcy, bo zarówno tu, jak i tam są ludzie dobrzy i źli. Uczmy się nie miłości do naszych, ale miłości do człowieka. </div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-1126881195218153942013-04-18T14:32:00.003+02:002013-04-18T14:32:46.394+02:00Marzyciel<div style="text-align: justify;">
Gdy myślimy o wzorcu marzyciela, to do głowy niemal automatycznie przychodzi nam postać Ikara. Był to, jak jeden z mitów głosi, syn wynalazcy Dedala, znanego między innymi ze zbudowania labiryntu, w którym uwięziono Minotaura z Knossos. Według mitologii, ojciec wymyślił skrzydła z ptasich piór, zlepionych lekkim woskiem, dzięki którym wraz z synem mógł wznieść się w przestworza. Mądry wynalazca znając swoje ograniczenia, zabronił Ikarowi lecieć zbyt wysoko, żeby promienie słoneczne nie stopiły wosku. Młodzian jednak poniesiony chwilową fascynacją, nie zważając na przestrogę Dedala, podążył na oślep w stronę Słońca. Skończyło się to zgodnie z przewidywaniami ojca i w ten sposób marzyciel - Ikar, dopełnił swojego żywota.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odtąd jest on inspiracją dla wszystkich marzycieli i wizjonerów. Stał się kultowym punktem odniesienia, do którego chętnie sięgają malarze, poeci i muzycy. To Ikar dodaje skrzydeł ludzkości w ich dążeniu do ciągłego wzrostu i sięgania po niemożliwe. Ale dlaczego? Dlatego, że lekkomyślnie ignorował mądre rady? Dlatego, że nie zdawał sobie sprawy z własnych limitów? Czy zrobił cokolwiek, czy tylko dał się ponieść fali namiętności? Dlaczego ślepe marzycielstwo tego lekkoducha stało się tak ważnym punktem odniesienia? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez lekkomyślność Ikara, zupełnie na drugi plan zszedł prawdziwy marzyciel i wizjoner, który mógłby być nie tylko inspiracją, ale i wzorem godnym naśladowania. To on upatrzył sobie latanie, jako cel. To on, a nie Ikar skonstruował skrzydła. To on dzięki pracowitości, mądrości i wyobraźni właśnie dodał ludziom skrzydeł dosłownie i w przenośni. To dzięki jego pracy Ikar w ogóle miał szansę stać się symbolem. Symbolem czego? Marzycielstwa, czy może lekkomyślności? Prawdziwym marzycielem był przecież jego ojciec - Dedal. To on powinien być inspiracją dla artystów i natchnieniem ludzi dążących do osiągania niemożliwego. Skąd więc taki kult dla Ikara, a zupełne pominięcie prawdziwego marzyciela, jakim był Dedal?</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-1282932198197170632013-04-10T14:27:00.001+02:002013-04-10T14:29:06.522+02:00Nieufność<div style="text-align: justify;">
Dziś obchodzimy kolejną rocznicę smoleńskiej katastrofy. To już trzy lata minęły od momentu, gdy całą Polskę i nie tylko zszokowała informacja o rozbitym pod Smoleńskiej samolocie, w którym oprócz pary prezydenckiej zginęło wiele pierwszoplanowych postaci wszystkich frakcji naszego życia politycznego i bohaterów pierwszych stron najbardziej opiniotwórczych gazet.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miejsce i czas tego nieszczęśliwego wydarzenia przywołało do życia jeden z największych demonów naszej historii. Przecież była to rocznica obchodów pamięci jednej z największych zbrodni w całej historii. To w pobliżu Smoleńska w roku 1940, na tajny rozkaz władz ZSRR, bezceremonialnie rozstrzelanych zostało przez NKWD ponad 20 tysięcy naszych obywateli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W takich sytuacjach zupełnie naturalnie rodzą się teorie spiskowe, których twórcy wysuwają hipotezę zamachu. Tym bardziej, że akurat prezydent Lech Kaczyński, przez całą swoją niemal pełną kadencją udowadniał, krok za krokiem, swoją nieskrywaną niechęć do Rosji. Skutkiem tego przywrócony do życia został kolejny demon naszej historii - tajemnicza katastrofa z 1943r, w której zginął generał Sikorski.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety teorie te, niejednokrotnie w oczywisty sposób sprzeczne ze sobą, były propagowane nie tylko przez frakcje skrajne, ale również przez jeden z głównych nurtów naszej polityki. Czy biorąc odpowiedzialność za własne słowa wobec swojego, znacznego przecież elektoratu, reprezentująca demokratyczne wartości partia, nie powinna czekać z tego typu sugestiami, przynajmniej do opublikowania wyników śledztwa? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie bez zasługi są również media, które konsekwentnie nagłaśniały wszystkie podburzające wypowiedzi, a tym samym eskalowały wewnętrzne konflikty. Oficjalne wyniki śledztwa i wyjaśnienia oczywiście nie mogły uspokoić, w tym stopniu rozdmuchanej iskierki poczucia dawnych krzywd i niesprawiedliwości. Czy w tym momencie istnieje w ogóle sposób na wyjście z tego konfliktu? Jaki dowód musiałby zostać znaleziony, żeby przekonać tak nastawionych ludzi do porzucenia własnych teorii, z imię których tyle ostrych słów zostało już powiedzianych?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nieufność wykazywana w takich sytuacjach jest zresztą symptomatyczna. Ile razy w trakcie rozmów z przedstawicielami całego przekroju naszego społeczeństwa, można usłyszeć zarzuty, że u władzy są zdrajcy albo złodzieje? Zresztą nie odnosi się to tylko do polityki. Do sportu idą nieroby. Do polityki złodzieje. Do policji mafia. Do showbiznesu karierowicze. Gdy ktoś ma odmienne zdanie, to jest idiotą. Gdy ktoś broni swoich interesów, to chce nas upokorzyć. Gdy ktoś uzasadnia własne przekonanie, to jest szaleńcem. Gdy nawet robi coś dobrego, to przecież na pewno na pokaz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ponad 120 lat temu, to samo zauważył Bolesław Prus. W usta jednej z postaci, w powieści <i>Lalka</i>, włożył następujące zdanie:<span style="padding: 0px 10px 20px;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<i><span style="padding: 0px 10px 20px;">O!... że też my zawsze kogoś musimy posądzać albo o zdradę kraju, albo o złodziejstwo! Nieładnie! </span></i></blockquote>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A ja się tak zastanawiam, czy przypadkiem przypisywanie innym ludziom takich intencji nie wynika ze znajomości samego siebie. Może zdajemy sobie sprawę, że wewnątrz nas gdzieś działają takie same złe instynkty. Tym samym jeśli ktoś otrzymuje możliwości ich uzewnętrznienia, włącza się w nas mechanizm nakazujący odciąć się od tego. A jak najlepiej się odciąć, jeśli nie potępiając? A może warto pomyśleć o dobrych instynktach, które przecież również w nas tkwią i zamiast prezentować taką nieufność, obdarzyć ludzi zaufaniem?</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-82114449934838564002013-02-25T12:04:00.002+01:002013-02-25T12:04:24.330+01:00Wypaczone pojęcia o życiu<div style="text-align: justify;">
</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<i>Zazwyczaj ludzie myślą, że złodziej, morderca, szpieg, prostytutka uznając swój zawód za zły muszą się go wstydzić. Dzieje się wręcz przeciwnie. Ludzie, którzy czy to wskutek zrządzenia losu, czy też wskutek popełnionych grzechów lub błędów znajdą się w pewnej sytuacji, stwarzają sobie - bez względu na to, jak dalece jest ona sprzeczna z prawem - taki pogląd na życie w ogóle, że uważają swoją sytuację za dobrą i słuszną. Chcąc zaś umocnić takie pojęcie, instynktownie trzymają się tych środowisk, które uznają tworzone przez nich poglądy i zajmowane przez nich miejsce w życiu. Dziwi nas to, gdy chodzi o złodziei chełpiących się swą zręcznością, o prostytutki chlubiące się swą rozpustą, o morderców chwalących się swym okrucieństwem. Ale dziwi nas to tylko dlatego, że krąg atmosfery, w której żyją ci ludzie, jest ograniczony i, co najważniejsze, że my znajdujemy się poza nim. A czyż nie to samo zjawisko widzimy wśród bogaczy chełpiących się swym bogactwem, to jest grabieżą, wśród wodzów chełpiących się swymi zwycięstwami, to jest morderstwem, wśród władców chełpiących się swą potęgą, to jest przemocą? Nie dostrzegamy, że ci ludzie stworzyli sobie wypaczone pojęcia o życiu, o tym, co dobre, a co złe, po to, by usprawiedliwić swoje poglądy, a nie dostrzegamy tylko dlatego, że ludzie o tak wypaczonych pojęciach stanowią większość i że my sami do nich należymy.</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i>Lew Tołstoj, Zmartwychwstanie</i></div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-30474483442159131562013-02-22T15:25:00.002+01:002013-02-22T15:25:49.283+01:00Opiniotwórczy "fachowcy"<div style="text-align: justify;">
Nie wiem co mnie dokładnie podkusiło, ale wszedłem ostatnio na stronę <i>gazeta.pl</i>. Portal ten, podobnie jak większość pozostałych <i>onet'ów, interii, wp</i> i tym podobnych, z uwagi na jałowość informacji tam przekazywanych, parę miesięcy temu zupełnie przekreśliłem. Tym niemniej dzisiaj tam wszedłem, pomimo wcześniejszych postanowień. Nie żeby mnie to jakoś specjalnie kusiło, ale chyba z rozpędu po sprawdzeniu standardowych informacji, którymi jestem zainteresowany, wpisałem również ten adres. Ale dość usprawiedliwień.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mało tego, że tam wszedłem - zrobiłem nawet quiz o finansach i oszczędzaniu. Nie mogę powiedzieć, żeby była to dziedzina, która mnie fascynuje, czy nawet interesuje. Rynki finansowe są, w mojej opinii, nudne chociaż niezwykle proste i logiczne. Niespodziewanie, kierując się właśnie tylko logiką udało mi się ustrzelić wynik 11/12. Ale wynik to tylko liczby, które przecież również są proste, logiczne i kompletnie nudne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zabrałem się więc za czytanie interpretacji mojego wyniku wg "fachowców" z <i>gazeta.pl</i> i nie zawiodłem się:</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Twoja wiedza o finansach jest szeroka, możesz śmiało wziąć udział w
Wielkim Teście Wiedzy Ekonomicznej. Doskonale znasz reguły gry i zasady
rynku, a twoje decyzje finansowe są doskonale wyważone i nikt nie wywoła
na tobie presji i nie wydasz swoich pieniędzy pod wpływem impulsu. </i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przy przyjemnym połechtaniu mojego poczucia wartości, zwinnie wepchnięta reklama jakiegoś rzekomo Wielkiego Testu, o którym notabene dowiedziałem się właśnie z tej interpretacji, a w którym nie mam najmniejszej ochoty brać udziału. Najzabawniejszy jednak jest ciąg dalszy. W jaki sposób "fachowcy" z faktu, że orientuję się w rynkach finansowych, wyciągnęli wniosek, że nie wydaję pieniędzy pod wpływem impulsu? Oczywiście chcę stanowczo zaprzeczyć temu pomówieniu! Zawsze wydaję pieniądze właśnie pod wpływem impulsu, bo nie uważam, że gromadzenie środków jest zjawiskiem pożądanym. Tym niemniej nadal jestem ciekaw, skąd taki wniosek?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Utożsamianie wiedzy ze sposobem postępowania nie ma przecież najmniejszego sensu. Możliwości są trzy. Interpretację tą mógł napisać kompletny idiota, który nie widzi pomiędzy nimi różnicy. Mógł ją napisać też socjolog, który badając występowanie cech u konkretnych osobników zauważył, że wiedza finansowa CZĘSTO pokrywa się z oszczędnym trybem życia. Ostatnią możliwością jest, że tekst został napisany przez sprytnego marketingowca jakiegoś banku. Jeśli założymy, że oszczędny tryb życia jest jedynie pożądanym i właściwie wzorcowym trybem, to pan marketingowiec właśnie uzmysłowił mi, że mam kwalifikacje by w ten sposób żyć. Że jest to w pewien sposób towar ekskluzywny i mając możliwość go pozyskać powinienem go pozyskać. Na szczęście moja rozrzutność jest działaniem w pełni intencjonalnym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak łatwo jest manipulować ludźmi? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-41477505909877993922013-02-18T00:42:00.000+01:002013-02-18T00:43:46.834+01:00Życie celebryty<div style="text-align: justify;">
Co by było, gdybym nagle stał się celebrytą? Gdyby z nieznanych nikomu powodów, prasa nagle zaczęła opisywać moją dietę, sposób ubierania, najnowsze zakupy, a nawet moje opinie na wszystkie możliwe tematy? Gdyby ludzie niecierpliwie wyczekiwali każdego mojego słowa, by cytować mnie w swoich codziennych rozmowach? Gdyby grono fanatycznych adoratorów obserwowało każdy mój krok i towarzyszyło mi właściwie w każdej życiowej sytuacji?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W takiej sytuacji właśnie stanął bohater ostatniego filmu Woody'ego Allena pt. <i>Zakochani w Rzymie</i>. Leopoldo Pisanello, zagrany przez świetnego Roberto Benini'ego, był zwykłym urzędnikiem, który mierzył się z normalnymi codziennymi problemami. Nagle, któregoś dnia obudził się jako celebryta. Zapraszany do telewizji by dzielić się wrażeniami z własnego śniadania. Pytany o wszystko, nawet o swoją opinię na temat przewidywanej pogody, a fanatyczne wielbicielki wciągają go do łóżka. W pewnym momencie nie wytrzymuje już narastającej presji bycia publiczną osobą i jak za dotknięciem magicznej różdżki, publika znajduje swoją kolejną ofiarę, zupełnie o naszym bohaterze zapominając. Co ciekawe, gdy wraca do normalnego życia, zaczyna tęsknić za zainteresowaniem szerokiej publiczności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niezłym sposobem radzenia sobie z taką presją wydaje się złapanie dystansu. Słynny brytyjski wirtuoz gitary Mark Knopfler skomponował nawet utwór na temat bycia celebrytą, właśnie z punktu widzenia normalnego człowieka. Kawałek ma tytuł <i>Money for Nothing</i>. Oto jeden fragmencik:</div>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
<i>And he's up there, what's that? hawaiian noises? </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Bangin' on the bongoes like a chimpanzee</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>That ain't workin' that's the way you do it</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Get your money for nothin', get your chicks for free</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale nie tylko sposób radzenia sobie z presją mnie zastanawia. Zastanawia mnie też samo zachowanie większości celebrytów. Często mam wrażenie, że aż się rozkoszują w tej całej sytuacji i nic tylko czekają, aż ludzie będą za nimi chodzić i ich naśladować. Niczym wytrawni wędkarze, umieszczają na haczyku najbardziej intymne szczegóły swojego życia prywatnego, by łapać coraz większą liczbę naśladowców. Cel swój osiągają z łatwością i potem główną informacją dwójkowej Panoramy jest wiadomość, że jeden z bohaterów Mody na Sukces odchodzi, albo główną stronę Onetu, dominuje informacja o najnowszym samochodzie Kuby Wojewódzkiego. Oczywiście to nie media są głównym winowajcą, ani nawet celebryci, którzy to powodują. Głównym winowajcą są ludzie, którzy dają się złapać i kupują takie informacje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A przecież bycie celebrytą niesie ze sobą olbrzymi potencjał. Tak łatwo wnieść trochę dobra w życie innych. Jak słynny bramkarz Realu Madryt i reprezentacji Hiszpanii Iker Casillas, który w czasie Euro 2012 znalazł czas, żeby odwiedzić nieuleczalnie chorego chłopca, który marzył o spotkaniu swojego ulubieńca. A pamiętacie Vicki Michelle - seksowną kelnerkę Yvette z serialu <i>Allo Allo</i>? Dowiedziawszy się o swoim leczniczym wpływie na chorego na autyzm chłopca, zdecydowała się bezinteresownie spędzać z nim regularnie czas, po prostu by pomóc drugiemu człowiekowi. Zresztą sposobów pomocy jest dużo więcej - począwszy od zwracania uwagę na konkretny problem, po ogromne akcje i fundacje charytatywne na konkretne cele. Powoduje to nie tylko konkretną pomoc w konkretnej sytuacji, ale i daje przykład innym, jak sensownie można wykorzystać uprzywilejowaną sytuację.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A teraz się zastanawiam, czy rozważając siebie w roli celebryty, nie prowadzę bezsensownego dyskursu, zamiast sensownie wykorzystać moją sytuację? Może możliwości nie mam tak dużo jak tamci, ale jakieś przecież mam. Zamiast stawiać się w innej pozycji niż jestem, może lepiej wziąć się w garść i działać w skali, w której mogę działać. Czy zatem marnuję czas? Wolę myśleć, że w ten sposób również wykorzystuję jedną z własnych możliwości.</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-11175949757944030392013-02-07T13:49:00.000+01:002013-02-18T00:43:18.654+01:00Willie Dixon - The Same Thing<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/_G0fMwZfzSQ" width="420"></iframe>
</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>What make these men go crazy<br />
When a woman wear her dress so tight?<br />
What make these men go crazy<br />
When a woman wear her dress so tight?<br />
Must be the same old thing<br />
That makes the tom cats fight all night</i>
<i><br /></i></div>
</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
<i>
Why do all these men<br />
Try to run these big-leg'd women down?<br />
Why do all these men<br />
Try to run these big-leg'd women down?<br />
Must be the same old thing<br />
That makes a bulldog hug a hound</i>
<i><br /></i></div>
</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
<i>
Why that same thing<br />
Why that same thing<br />
Tell me who's a-blame?<br />
The whole world fightin'<br />
About the same thing</i></div>
</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
<i><br />
Why do we feel so good<br />
When a woman wear her eve'nin gown?<br />
Why do I feel so good<br />
When my baby get her eve'nin gown?<br />
Must be the same old thing<br />
That makes a preacher<br />
Throw his Bible down</i></div>
</blockquote>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
<i><br />
Why that same thing<br />
Why that same thing<br />
Come tell me who's a-blame?<br />
The whole world fightin'<br />
About the same thing</i></div>
</blockquote>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-2009077912726678672013-01-27T01:03:00.000+01:002013-01-27T01:03:03.487+01:00Względność czasu<div style="text-align: justify;">
Tytuł posta może sugerować, że będzie w nim mowa o spuściźnie życiowej Alberta Einsteina. Temat ten jest niewątpliwie bardzo interesujący. Wyobrażenie sobie rzeczywistości w kształcie czterowymiarowego stożka bardzo odbiega od kanonów myślenia nawet bardzo inteligentnego człowieka. Teoretyczna możliwość podróży do przyszłości, która przecież w naszej perspektywie pozostaje sprawą zupełnie otwartą i niewiadomą, drażni nasze przekonanie o wolności woli i wyboru. Zagadnień z tym związanych jest bardzo wiele i choć pewnie wielokrotnie będę na ten temat pisał, tym razem chciałbym skupić się na zupełnie innej względności czasu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Samo pojęcie czasu ma wiele różnych znaczeń. Z jednej strony jest to wielkość fizyczna, która pozwala nam opisać ruch ciał oraz dynamikę wszelkiego rodzaju przemian i wydarzeń. Z drugiej strony jest to kolejny wymiar naszej rzeczywistości, który wraz z wymiarami przestrzennymi pomaga jednoznacznie umiejscowić obiekty naszej percepcji. Jest jednak również jeszcze jedno znaczenie, które dużo trudniej zdefiniować. Czas jest uwarunkowaniem życia człowieka. To czas, który upłynął od naszego urodzenia oznacza nasz wiek i doświadczenie. A czas, który pozostał nam do śmierci stanowi dla nas dziedzinę naszego planowania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ten czas właśnie wyznacza nam kolejne lata, pory roku, miesiące, dni, godziny czy minuty. Ten czas odmierzamy przy pomocy kalendarzy i zegarków, które pomagają nam zaplanować czas pozostały przed zapadnięciem mroku, lub przed oczekiwaną wypłatą. To ten czas, zdefiniowany jest przez Heideggera, jako bycie-ku-śmierci, o czym zresztą pisałem już parę lat temu (<a href="http://philo4me.blogspot.com/2009/05/czas-subiektywny.html" target="_blank">tutaj</a>). I to nad względnością tego czasu chciałbym się w tym momencie zastanowić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Już dziecku w szkole czas nudnych lekcji wlecze się w sposób nieopisany, podczas gdy przerwa mija tak błyskawicznie, że często nawet nie sposób wyjść z klasy. Oczywiście przerwa trwa znacznie krócej niż lekcja, ale dlaczego każdy tydzień wakacji mija dużo szybciej niż tydzień szkoły? Dzień pracy się dłuży, podczas gdy w sobotę na wszystko brakuje czasu. Reklamy w czasie fascynującego filmu, wydają się przerywać go co chwilkę przez bardzo długi czas. Gdy gram w piłkę, to pięć minut, które muszę siedzieć na ławce trwa dłużej niż pół godziny nieprzerwanej gry.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zawsze gdy czas mija nam miło, interesująco i przyjemnie, to mija również bardzo szybko. Gdy jest niemiło, nudno lub boleśnie, to czas upływa powoli. Gdy oczekujemy na coś miłego i przyjemnego, znów czas mija powoli, a gdy czekamy w obawie na coś przerażającego, to upływa błyskawicznie. Z czego to wynika? Chyba po prostu z naszego naturalnego dążenia do szczęścia i przyjemności, oraz do unikania przykrości i bólu. W sytuacji bardzo nieprzyjemnej, chcemy desperacko przyspieszyć czas. W sytuacji rozkoszy, chcemy na siłę czas zatrzymać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co się dzieje gdy jedziemy samochodem z prędkością 20km/h i bardzo blisko przed nami, ktoś naciska mocno hamulec? Chcemy na siłę, jak najszybciej zatrzymać samochód. Czy nie wydaje nam się w tym ułamku sekundy, że nasz samochód jedzie bardzo szybko? A przecież to tylko 20km/h. Albo gdy chcemy na siłę wyciszyć się i odizolować od dźwięków otoczenia, czy wtedy najmniejszy szmer, na który nawet nie zwrócilibyśmy uwagi nie staje się hałasem nie do wytrzymania?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Myślę, że podobnych przykładów byłoby bardzo dużo. Podobnie jest z czasem. Gdy chcemy go panicznie zatrzymać, to mamy wrażenie, że pędzi. Gdy chcemy go przyspieszyć, to mamy wrażenie, że stoi. Czy zatem wszystko zależy od naszego nastawienia? Może gdy przestaniemy chcieć przyspieszać, albo spowalniać czas, to on się uspokoi i zacznie płynąć dla nas tempem normalnym, za którym spokojnie nadążymy i ono nadąży za nami. Wiadomo, że będą konkretne sytuacje, w których nie uda nam się zapanować nad naszymi naturalnymi skłonnościami, ale i wtedy warto mieć tego świadomość. Zamiast walczyć z czasem, dużo lepiej poddać się jego biegowi, a jednocześnie dobrze go wykorzystywać.</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-88732808568500315742013-01-20T13:34:00.001+01:002013-01-20T13:35:09.030+01:00Pomyśl zanim zdecydujesz<div style="text-align: justify;">
Parę dni temu serfując po internetowym portalu <i>CDA</i> trafiłem na ciekawy <a href="http://www.cda.pl/video/6673990/Obywatelu-Decyduj-_18" target="_blank">klip</a> promujący pewną inicjatywę obywatelską. Gwiazdy popkultury zachęcają w nim, w sposób nieco natarczywy, do podpisania się pod <a href="http://obywateledecyduja.pl/" target="_blank">petycją do parlamentarzystów</a>, w której obywatele domagają się uproszczenia drogi, jaką musi przejść każdy obywatelski projekt ustawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś droga jest rzeczywiście trudna. Samo przesłanie projektu do sejmu wcale nie gwarantuje, że posłowie się nim zajmą, a nawet jeśli się zajmą to mogą odrzucić w pierwszym niechlujnym czytaniu. Zanim projekt zostanie wysłany trzeba go stworzyć i zdobyć poparcie. Przeciętny obywatel nie ma wystarczającej wiedzy prawnej ani umiejętności aby sformułować projekt ustawy, który będzie spójny i logiczny. Musi więc zatrudnić w tym celu prawników, co wiąże się ze sporymi kosztami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet jeśli uda się stworzyć projekt to w okresie trzech miesięcy trzeba zebrać 100 tysięcy podpisów, przed wysłaniem do sejmu. Wystarczy wyobrazić sobie, że w ciągu miesiąca trzeba zebrać ponad 30 tysięcy podpisów, co oznacza ponad tysiąc podpisów dziennie. Oczywiście taka ilość jest możliwa, ale czy człowiek jest w stanie zrezygnować z pracy na 3 miesiące aby zbierać podpisy. O ile pierwsze parę tysięcy prawdopodobnie dałoby się zebrać zgodnie z planem, to z każdym dniem będzie to coraz trudniejsze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Petycja ma na celu wprowadzenie gwarancji rzetelnego rozpatrzenia wysłanych ustaw, które otrzymały odpowiednie poparcie, przez parlament. Dodatkowo postuluje się przedłużenie okresu zbierania podpisów i wiele innych udogodnień związanych z samą obywatelską inicjatywą ustawodawczą, do której obywatele przecież mają konstytucyjne prawo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po wysłuchaniu klipu i przeczytaniu petycji, właściwie chciałem od razu złożyć swój podpis, ale szczęśliwie udało mi się powstrzymać warunkowy odruch. Pomyślałem, że muszę się nad tym dobrze zastanowić, zamiast ulegać presji gwiazd, które każą mi być "spoko" i podpisać. To, że sejm ustanawia prawo z woli wszystkich obywateli w ogóle nie ulega wątpliwości. Teoretycznie więc obywatele powinni mieć możliwość zgłaszania projektów ustaw, które zostaną poważnie potraktowane przez ustawodawcę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co się jednak stanie, gdy droga taka będzie zbyt prosta? Każdy będzie mógł zgłaszać swoje pomysły, a sejm będzie musiał je wszystkie rozważać. Zamiast realizować swój program, który przynajmniej teoretycznie tworzy spójny obraz prowadzonej polityki, będzie musiał rozdrabniać się na poszczególne sprawy, autorstwa różnych obywateli, którzy wcale nie prezentują tych samych poglądów. Rozważanie spraw, które nie mają żadnego sensu w obliczu realizowanego programu politycznego, będzie jedynie spowalniać, a nawet paraliżować pracę sejmu. Czy takiego ciała ustawodawczego chcę? Nie. Odmawiam więc podpisania tej petycji. Moim zdaniem trzeba koniecznie zreformować nasze ustawodawstwo, ale ta droga nie jest właściwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście nie próbuję przekonać nikogo do mojego własnego zdania na ten temat. Nie o to chodzi. Chcę tylko zachęcić do myślenia i analizowania proponowanych rozwiązań. To co wydaje się pozytywne, po głębszym zastanowieniu, może okazać się fatalne w skutkach. Nie warto w ciemno popierać tego, co wydaje się dobre. Tym bardziej nie warto bezmyślnie podążać za głosem "autorytetów". Jeśli ktoś próbuje zachęcić do podpisania czegoś, a nie do zastanowienia się nad czymś, warto zawstanowić się dlaczego. Zgadzam się z przesłaniem klipu - obywatelu decyduj. Ale przede wszystkim obywatelu, pomyśl zanim zdecydujesz.</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-26854949375216433212013-01-12T22:31:00.001+01:002013-01-12T22:31:30.338+01:00The Blues - A Musical Journey<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Muzyka to wieczne światło w otaczającej nas ciemności. Blues to muzyka źródeł. W Afryce mówi się, że korzenie drzewa nie rzucają cienia. Słuchając tej muzyki rozumiesz, że to jedyna rzecz, której czarnym nie sposób odebrać.</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Takim komentarzem Martina Scorsese rozpoczyna się niezwykła wędrówka szlakiem historii jednego z najbardziej tajemniczych, a jednocześnie wszechobecnego w całej naszej kulturze, gatunku muzyki. Pierwsza z siedmiu części serii The Blues - A Musical Journey. Oczywiście wszystko zaczyna się na plantacjach bawełny w delcie rzeki Mississippi. Podczas gdy kolejnymi częściami podążymy chronologicznie w przód zgodnie z rozwojem tego gatunku, ta część pokazuje nam wędrówkę wstecz - w poszukiwaniu jego źródeł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W swoich poszukiwaniach narrator dociera do zachodniej Afryki, skąd amerykańscy farmerzy brali niewolników do pracy na swoich plantacjach. Na pierwszy rzut oka już widać, że całą tamtejsza kultura przepełniona jest muzyką, która uzewnętrznia wszystkie emocje lokalnych mieszkańców. Ludziom tym zabrano domy i wywieziono daleko na inny kontynent. Zabrano im nawet świadomość narodową, gdyż niewolników w Ameryce segregowano tak, żeby pracujący blisko siebie nie mówili tym samym językiem. Miało to chronić właścicieli ziemskich przed zmową i buntem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niewolnikom, którzy pracowali, jako jedyna forma komunikacji pozostała właśnie muzyka. To muzyką po ciężkim dniu opowiadali sobie o własnych przeżyciach i w ten sposób zbliżali się do siebie. Przez wiele dziesięcioleci, ta platforma kulturowa w połączeniu z poznawanym coraz lepiej językiem urzędowym, stanowiła korzeń, z którego wyrosło olbrzymie drzewo blues'a, którego możemy słuchać do dziś. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie będę zdradzał całej ścieżki, która od legend bluesa w
formie, jaką my znamy, czyli Muddy'ego Watersa, czy Johna Lee Hookera,
prowadzi narratora do samego rdzenia tej muzyki. Chętnych i dociekliwych
zachęcam do samodzielnego obejrzenia tej ciekawej przygody. </div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-35732668056372513792012-12-06T00:34:00.001+01:002012-12-06T00:34:02.189+01:00Kariera senatora Palpatine<div style="text-align: justify;">
<i>Gwiezdne Wojny</i> to wspaniała seria filmów. Zwłaszcza oryginalna trylogia (epizody IV - VI) z lat 1977-1983 jest niezrównana pod wieloma względami. Baśniowy klimat, ale osadzony w świecie nowoczesnych technologii. Mitologiczna walka dobra ze złem, ale osadzona w politycznych realiach zupełnie fantastycznego, a jednak do złudzenia przypominającego rzeczywistość Galaktycznego Imperium. Ostatnio jednak miałem okazję przekonać się również do nowej trylogii (epizody I - III), może dzięki głębszej analizie jednego z wątków. Najciekawszym elementem każdej z części sagi jest rozwój poszczególnych bohaterów i spojrzenie z bliska na drogę, którą pokonują. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Całość <i>Gwiezdnych Wojen</i> jest poruszającą historią ścieżki Anakina Skywalkera, który z utalentowanego zniewolonego chłopczyka, w którym rycerze Jedi dostrzegli przepowiedzianego wybawcę, zmienia się najpierw w potężnego ale niezsubordynowanego ucznia, a potem rycerza Jedi. Następnie zmanipulowany zostaje przez przebiegłego Lorda Sith i przeciągnięty na ciemną stronę, gdzie staje się największym wrogiem Jedi i wszystkich wartości, które oni uosabiali. Na końcu jednak pod wpływem wiary, jaką w jego dobro żywił jego syn, potrafi on znaleźć z powrotem właściwą ścieżkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oryginalna trylogia jest historią dróg trzech głównych bohaterów. Każda z tych dróg odbywa się jednak na zupełnie innym poziomie. Luke Skywalker z nastoletniego rolnika, przywiązanego do ziemii i swojej zastępczej rodziny przemienia się w niosącego nadzieję lidera rebeliantów i potężnego rycerza Jedi. Leia z chłodnej i odległej księżniczki - rebeliantki, zmienia się w prawdziwą, pełną wrażliwości kobietę. Han Solo, z egoistycznego szmuglera przemienia się w bezinteresownego generała powstańców, gotowego poświęcić wszystko co ma, by ratować ludzi, których kocha.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Również nowa trylogia przedstawia historię paru dróg. Tutaj skupię się tylko na jednej, trochę innej niż wymienione wcześniej. Tamte były historiami przemian wewnętrznych. W tym przypadku, charakter osoby jest niezmienny. Osoba jest do szpiku kości zła, nieobliczalna, cyniczna i błyskotliwa. Droga, jaką pokonuje bohater jest zupełnie inna. Mam na myśli wspomnianego wcześniej Lorda Sith - imperatora Palpatine, wykreowanego przez niesamowitego Iana McDiarmida. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poznajemy go jako skromnego senatora Republiki, reprezentującego marginalną planetę Naboo. Dzięki sprowokowanemu przez siebie konfliktowi tej planety z Federacją Handlową, przekonująco podpuszcza on królową planety, do złożenia wotum nieufności wobec kanclerza. Dzięki ogromnej wiedzy i mocy, jaką dysponuje, to on sam zastępuje odwołanego na stanowisku kanclerza. Usypiając czujność rycerzy Jedi, pod ich nosem buduje armię klonów i wykorzystując swojego ucznia, prowokuje kolejny konflikt zbrojny, tym razem obejmujący całą galaktykę. Sytuacja wojny pozwala mu ponownie wpłynąć na słabe umysły w senacie, aby "tymczasowo" zwiększyć swoje własne prawa. W ten sposób stopniowo przemienia Galaktyczną Republikę w Galaktyczne Imperium. Teraz dopiero wysyła swojego nowego ucznia - Anakina, z misją zakończenia fikcyjnego konfliktu. W ten oto sposób staje się absolutnym władcą całej galaktyki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście tytuł jest poniekąd prowokacją, bo Nikodem Dyzma, do którego nawiązywałem, zawdzięcza swoją karierę nie własnemu przebiegłemu planowi, ale ogromnej dozie szczęścia. Tutaj senator zawdzięcza wszystko własnej wiedzy, umiejętnościom i przebiegłości. Jednak mimo wszystko jest również wiele podobieństw. Obie drogi w dużej mierze zależały od reakcji osób trzecich, które na czas nie zorientowały się, że mają do czynienia z wielkimi mistyfikacjami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A czy w rzeczywistości nie jest podobnie? Jak łatwo przebiegłej osobie dojść do władzy, przy pomocy prowokowania konfliktów i wykorzystując nastroje społeczne. Długo nie mogłem się przekonać do nowej trylogii Gwiezdnych Wojen, ale teraz zmieniłem zdanie. Warto prześledzić karierę senatora Palpatine, by zobaczyć jak łatwo można manipulować drugim człowiekiem. Oczywiście nie polecam manipulowania innymi. Polecam jedynie obejrzeć filmy i odtąd umiejętnie bronić się przed manipulacją.</div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-77700738427257025912012-11-11T19:05:00.001+01:002012-11-11T19:05:40.424+01:00Ogień krzepnie. Blask ciemnieje.<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: justify;">
Słowa popularnej kolędy <i>Bóg się rodzi</i> dają do myślenia. Ogień nie może krzepnąć, podobnie jak blask nie może ciemnieć, a nieskończony nie może mieć granic. Tego typu paradoksy nie mogą zdarzyć się w naszym świecie, więc ich zaistnienie oznacza w pewien sposób koniec świata. Przynajmniej koniec starego świata, zbudowanego wobec zasad, uniemożliwiających takie zjawiska.</div>
<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: justify;">
A jednak w życiu zdarzają się takie chwile, w których świat wydaje się stać na głowie. Jednym z takich momentów jest chwila, gdy na świecie pojawia się malutkie dzieciątko. Jest ono takie małe, że boimy się dmuchnąć, żeby strumieniem powietrza nie zrobić mu krzywdy, a jednocześnie swoim ogromem potrafi wypełnić całe życie. Jest zupełnie bezbronne, całkowicie uzależnione od dobrej woli otaczających go ludzi, a jednocześnie niepodzielnie włada całym arsenałem intelektualnym i emocjonalnym człowieka. Przychodzi jak gość do naszego domu, a to Ono przyjmuje wszystkich i ugaszcza swoim spojrzeniem, uśmiechem i płaczem.</div>
<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: justify;">
Gdy maleństwo pojawia się na świecie to generuje kompletny chaos w życiu swoich rodziców, bezpardonowo burząc ich stabilny dotąd świat i panujący w nim porządek. Całkowity koniec świata, apokalipsa, ciemna strona księżyca. A jednak w tym niesamowitym chaosie paradoksalnie człowiek odnajduje porządek o wiele bardziej przejrzysty i logiczny niż ten stary. Z ruin starego świata powstaje, niczym feniks z popiołów, świat nowy, pełniejszy, piękniejszy i lepszy. Stary porządek musiał zostać obrócony w chaos, by dzieciątko mogło zająć należne mu centralne miejsce w nowym świecie swoich rodziców.</div>
<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">Piękna chwila!</span></div>
Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-74822407385373407862012-07-27T20:47:00.002+02:002012-07-27T20:48:36.521+02:00Dobra lub zła budowa<div style="text-align: justify;">
Po trudnej ale, w mojej opinii owocnej wędrówce, znaleźliśmy się na końcu Kazania na Górze. Oto ostatni fragment.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<i>Każdego więc, kto tych słów moich słucha i
wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój
zbudował na skale. <a href="http://www.blogger.com/blogger.g?blogID=9219070747863071435" name="W25"></a><span class="werset"></span>Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.<span class="werset"> </span>Każdego
zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z
człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. <span class="werset"></span>Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki». <span class="werset"></span> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. <span class="werset"></span>Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie. </i></div>
</blockquote>
<br />
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Chrystus ostatnimi słowami podsumowuje swoją naukę i niejako określa jej znaczenie. Życie można budować wokół rozmaitych wartości i nawet należy tak robić. Jednak najważniejszy jest fundament. Co jest dla Ciebie najważniejsze, gdy myślisz o swoim życiu? Czy ważne są dobra i doznania doczesne, czy może umiejętność przebaczania i obdarowywania innych? Czy nie jest prawdą, że jeśli skupiamy się w życiu na miłości do drugiego człowieka, to sprawy codzienne, które niekoniecznie układają się po naszej myśli, nie mają wpływu na nasze nastawienie do życia?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy zbierają się nad nami wichry i pada deszcz, to czy nasz dom wytrzyma próbę? Jeśli posłuchamy słów Chrystusa i nadamy im pełnię (będziemy wypełniać) to niewątpliwie wytrzyma. Gdy nasze ego przestanie być centrum naszego świata, to drobne dolegliwości owego ego, staną się tylko niewielką niedogodnością, a nie życiowym problemem. Warto zapamiętać, żeby postępować według Złotej Zasady (czynić drugiemu to, co chcielibyśmy aby nam czyniono). Warto również naprawę świata zaczynać od samego siebie. Najpierw przebaczać innym, a potem sobie. Najpierw wymagać od siebie, a potem od innych. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I na koniec jeszcze, jaka jest ta władza, którą ma Chrystus, a której nie mają uczeni w Piśmie? Nie chodzi chyba przecież o dosłowną władzę nad drugim człowiekiem. Moim zdaniem chodzi tu o władzę Chrystusa nad własnym życiem. Ludzie widząc spójność Jego nauki z Jego postępowaniem zauważają, że nad Jego życiem tylko On ma władzę. Tą władzą jest mądrość. Nie lekceważmy więc mądrości tylko wstępujmy na tą wielką górę, na którą Chrystus nas zaprasza i dokładajmy kolejne cegiełki do wspólnej budowy wspaniałego Królestwa Niebieskiego, które nie będzie kolejnym utopijnym systemem politycznym, ale prawdziwym królestwem ludzkich serc.</div>Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-81845533345015381252012-07-04T12:55:00.001+02:002012-07-04T12:56:34.673+02:00Siódma Pieczęć<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<i>A gdy Baranek otworzył Pieczęć Siódmą zapanowała w niebie cisza, jakby na pół godziny</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tym fragmentem biblijnej Apokalipsy, rozpoczyna się niezwykłe dzieło Ingmara Bergmana pt. Siódma Pieczęć. Akcja filmu ma miejsce w średniowieczu, a rozpoczyna się w dwóch wątkach. W jednym z nich Antonius Block, rycerz powracający wraz giermkiem Jonsem z wyprawy krzyżowej, spotyka śmierć i aby odsunąć w czasie własny koniec, proponuje jej partię szachów. Zdając sobie sprawę z nieuniknioności nieuniknionego pragnie przed śmiercią znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytanie egzystencjalne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W drugim wątku mamy do czynienia z grupą kuglarzy złożoną ze sprytnego Jonasa Skata oraz sympatycznego małżeństwa Jofa i Mii z synkiem Mikaelem. Obserwujemy ich codzienne życie i pracę nad kolejnymi przedstawieniami. Podczas jednego z przedstawień Jonas ulega urokowi małżonki lokalnego kowala, za co ten budzi w sobie nienawiść do aktorów, w tym również do Jofa, którego spotyka w karczmie. Życie Jofowi ratuje giermek Jons, który wraz z Antoniusem przejeżdzają właśnie przez tą samą mieścinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym czasie Antonius, któremu nawet śmierć nie umie odpowiedzieć na jego egzystencjalne wątpliwości, spotyka Mię i Mikaela. Rozmowa z Mią i zabawa z Mikaelem daje mu więcej odpowiedzi, niż rozmowa z samą śmiercią. W nich zaczyna dostrzegać nadzieję dla własnego losu, a może i dla świata. Poznaje również Jofa, z którym wspólnie wszyscy zasiadają do posiłku. Zauroczony wzorowym życiem rodziny, postanawia pomóc im przebrnąć przez pełen niebezpieczeństw apokaliptyczny las. Czy uda mu się uratować tą iskierkę nadziei w tym już na pół martwym świecie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie będę zdradzał całej treści, która obfituje w apokaliptyczną i mesjańską symbolikę, a nad którą szczerze polecam każdemu dogłębnie się zastanowić. Dzieło jest pełne groteskowych scen zderzających bezmyślność średniowiecznego ludu z jego strachem przed apokalipsą, co rodzi przerysowaną dewocję, samobiczowania, a nawet okrutne traktowanie ludzi, którzy nie wpasowują się w ogólny trend zachowań. Aż wstyd się przyznać, że pomimo mojego zainteresowania klasyką kina, jest to pierwsze moje spotkanie z filmografią szwedzkiego reżysera. Jednak na pewno nie ostatnie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gorąco polecam.</div>Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-40609956845633158642012-06-19T15:40:00.002+02:002012-06-19T15:41:10.059+02:00Potęga żywiołów<div style="text-align: justify;">
Według koncepcji redukcjonistycznych świat składa się z podstawowych elementów, zwanych żywiołami. W kulturze zachodniej przez żywioły rozumiemy, cztery podstawowe: ogień, woda, ziemia, powietrze. To one napędzają całą rzeczywistość, a więc również determinują nasze życie. Człowiek jednak na przestrzeni wieków nauczył się je ujarzmiać, co jeśli pozostać przy definicji żywiołów, wymusza ponowne przemyślenie sprawy i nowa kwalifikację. Może najwyższy czas zastanowić się, jakie żywioły w obecnej rzeczywistości determinują nasze życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozmyślając nad tym zagadnieniem, przyszła mi do głowy myśl zupełnie inna. Gdzie jest miejsce człowieka we wszechświecie? I nie myślę teraz o żadnym metafizycznym miejscu, ale o zwykłej topografii. Człowiek jest na Ziemii, na planecie położonej pomiędzy dwiema innymi, Wenus i Marsem. Nazwy tych planet wywodzą się oczywiście z rzymskiej mitologii. Wenus była boginią miłości, utożsamianą z grecką Kiprydą, czy też Afrodytą. Mars z kolei był bogiem wojny - odpowiednikiem greckiego Aresa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zastanawia mnie, czy autor nazewnictwa planet Układu Słonecznego, kierował się przypadkiem umieszczając Ziemię pomiędzy bóstwami miłości i wojny. A może celowo stworzył topograficzną metaforę naszej egzystencji. Bo czy nasze życie nie jest właśnie napędzane przez te dwie, jakże potężne, siły? Nawet stare mądrości ludowe mówią, że "<i>na wojnie i w miłości, wszystkie chwyty są dozwolone</i>". To kierowani wojną lub miłością zdobywamy się na działania, które w innych sytuacjach wydają się całkowicie irracjonalne, a nawet szalone. To w obliczu tych dwóch żywiołów często przekraczamy granice wyznaczane przez nasz, w innych sytuacjach niezachwiany, kręgosłup moralny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Daleki jestem od popularnego komunału, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Uważam bowiem, że każdy mężczyzna i każda kobieta ma w sobie coś z Wenus, jak i coś z Marsa. W zależności od charakteru i temperamentu, raz silniej motywuje bóstwo miłości, innym razem bóstwo wojny. Czy zatem nasze życie jest zdeterminowane przez działania żywiołów wojny i miłości?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W odpowiedzi próbuję zahaczyć o wspaniały film Stanley'a Kubrick'a, pt. <i>Odyseja kosmiczna 2001</i>. W poszukiwaniu prawdy, człowiek dociera na Jowisz (odpowiednik greckiego Zeusa). Jowisz bowiem jest rzymskim arbitrem, najpotężniejszym z bogów. Tym, przed którym drży zarówno Wenus, jak i Mars. Na Jowiszu jednak odnajduje tylko i aż siebie samego. Pomimo więc, że żyjemy pomiędzy Wenus, a Marsem, warto pamiętać, że przede wszystkim żyjemy na Ziemii wśród innych ludzi i że w nas samych jest arbiter, który rozstrzygnie wszelkie spory, a przed którym niech drży Mars i Wenus. Tym arbitrem, jest nasz własny rozum.</div>Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-88059703903216122142012-04-07T13:34:00.003+02:002012-04-07T13:53:48.776+02:00W grobie<div style="text-align: justify;">W powietrzu cały czas słychać echo Jego nauki. Jeszcze nie ucichły lamenty wiernych uczniów. Jeszcze słyszymy słowa Chrystusa przebaczającego swoim oprawcom, choć jeszcze ich nie rozumiemy. Jeszcze dociera do nas sens obietnicy danej "dobremu łotrowi". Jeszcze próbujemy zrozumieć, czego od nas chciał, gdy powierzył nam siebie na wzajem, symbolicznie poprzez gest wobec "ucznia, którego miłował" oraz swojej Matki. Kurtyna cały czas jest przedarta - świadectwo, że stało się coś wielkiego, nie do końca zrozumiałego.<br /><br />Jest właśnie ten dziwny dzień, w którym Chrystusa nie ma wśród nas. Jego stare ciało już nie żyje, a nowe jeszcze nie zmartwychwstało. W symbolicznym grobie trwa walka ducha z ciałem. Dopiero co skończyła się walka Chrystusa na krzyżu, a już zaczęła się walka kolejna - być może nawet ważniejsza, bo jej wynik zdecyduje, czy ta pierwsza miała sens. Czy pomimo śmierci ciała, duch przetrwa? Czy iskierka jego nauki, która dotknęła serca każdego z nas, wznieci ogień miłości, z którego jak feniks z popiołów powstanie drugie, nowe ciało Chrystusa?<br /><br />W takim dniu, warto zastanowić się nad sensem zmartwychwstania. Czy już się dokonało? A może dopiero ma się dokonać? Czy może wreszcie dokonuje się właśnie w tym momencie? Może cała nasza rzeczywistość jest tym jednym dniem, w którym ważą się losy świata. Czy nie jesteśmy uczestnikami tej wielkiej, niezwykle istotnej walki, której wynikiem ma być zmartwychwstanie? Może w tym dniu, warto sobie uświadomić, jak wiele zależy ode mnie i od mojego zaangażowania w walkę o zmartwychwstanie.<br /></div>Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9219070747863071435.post-67000390473370906312012-03-13T08:58:00.003+01:002012-03-13T09:10:40.007+01:00Cicha sprawiedliwość<div style="text-align: justify;">Niezwykle ciekawą jest twórczość Friedricha Nietzschego. Jestem w trakcie trawienia jednego z największych jego dzieł pt. Tako rzecze Zaratustra. Często wydaje się, że jego nauka jest kompletnie sprzeczna z nauczaniem Chrystusa, bo zamiast odnosić się do nauki samego Chrystusa, mamy przed oczyma jej interpretacje. Jednak nieraz mam wrażenie, że jest ona właśnie kwintesencją myśli Chrystusa.<br /><br />Dla przykładu taki fragment:<br /><blockquote style="font-style: italic;"><br />Nie dowierzajcie nikomu, co o swej sprawiedliwości mawiać rad! Zaprawdę, ich duszom brak nie tylko miodu. A gdy się sami za "dobrych a sprawiedliwych" podają, nie zapominajcie, że aby stać się faryzeuszami, brak im tylko - władzy!</blockquote><br />Czy Chrystus również nie ganił swoich uczniów, gdy Ci przyszli pochwalić się swoimi osiągnięciami w głoszeniu Jego nauki? Czy On również nie błogosławił "ubogich duchem" oraz "cichych"? Gdy ktoś się chwali swoim dobrem, to czy nie sprzeniewierza się mu dla własnej akceptacji? Gdy się ktoś chwali swoim dobrem, to jakby domaga się nagrody. Tymczasem czy dobro, którego mógł dokonać, samo w sobie nie jest już jego nagrodą?<br /></div>Grzegorz Raźnyhttp://www.blogger.com/profile/18179945233083643275noreply@blogger.com0