poniedziałek, 13 maja 2013

Czy patriotyzm jest dobry?

Niecałe dwa tygodnie temu obchodziliśmy święto uchwalenia pierwszej konstytucji. Towarzyszył temu oczywiście wzniosły nastrój i patetyczne słowa. Jak przy każdej takiej okazji znów okazało się, że każdy inaczej rozumie patriotyzm. Jedni mówią, że bronią narodu opierając się postępującej integracji europejskiej. Inni, że właśnie w imię dobra narodu zacieśniają więzy międzynarodowe. Jedni chcą ratować naród tnąc wydatki i uszczelniając budżet. Inni chcą w imieniu narodu właśnie wspierać z budżetu tych, którzy sami poradzić sobie nie umieją. Oczywiście każdy uważa siebie za patriotę, oskarżając tych o odmiennych poglądach o działanie przeciw interesom narodu, a nawet o zdradę.

Niezależnie od różnych sposobów pojmowania patriotyzmu, wszyscy murem stoją za priorytetowym jego znaczeniem. Chcą wychowywać młodzież na kolejne pokolenia patriotów ścigając się w udoskonaleniach programu edukacji. Młodzież jest obsypywana podniosłymi tekstami Mickiewicza, Słowackiego, czy Wyspiańskiego, z czego oczywiście tylko nieliczni są w stanie cokolwiek zrozumieć. Tym bardziej, że każdemu z tych tekstów przypisana jest jednoznaczna interpretacja, z którą prawdopodobnie sami autorzy by polemizowali. Zamiast wymyślić coś, żeby zachęcić młodzież do czytania, w działaniu jest sprawny mechanizm odstraszający. Może wcale nie bez celu? Może właśnie o to chodzi, żeby ludzie nie czytali? Jeszcze mogliby zacząć samodzielnie myśleć i przestać wierzyć w prawdę objawioną?

Kulminacją nauki patriotyzmu są jednak lekcje historii, oczywiście skoncentrowana wokół historii Polski, jak gdyby historia powszechna była dla człowieka dużo mniej istotna. Do tego również historia Polski przedstawiana jest dość jednostronnie. Dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze jesteśmy ofiarą zaborczego sąsiada, wśród których brylują oczywiście Niemcy i Rosjanie. Sami jednak walczymy po stronie równie zaborczego Napoleona, który bezwzględnie podbija całą Europę. Wrażenie po nim zostaje takie, że stał się biedną ofiarą złych mrozów rosyjskich i kolejnej uformowanej koalicji mocarstw europejskich, nie mogących pogodzić się z kolejnymi podbojami. Uczymy się o zbrodniach w Oświęcimiu czy w Katyniu, ale czy uczymy się również o zbrodniach, których sami dokonywaliśmy - jak choćby w Jedwabnem?
I dziwić się, że po takiej dawce patriotyzmu za młodu, nie lubimy Niemców, Rosjan, Żydów, Anglików, Francuzów i prawdopodobnie wielu innych nacji? Przeświadczeni o tym, że zawsze byliśmy krzywdzeni przez sąsiadów, wpadamy w kolejne narodowe kompleksy. Z wrodzoną nieufnością patrzymy na wszystko, co odmienne od modelu Polaka-patrioty, począwszy od innych narodów, przez inne wyznania, kończąc na innym sposobie spędzania wolnego czasu. Tymczasem nieuniknionym postępującym procesem jest globalizacja. Ludzie różnych wyznań i nacji mieszają się i wprowadzają w naszą kulturę elementy kultury własnej. Można im próbować tego zabraniać, ale do czego to prowadzi? Czy nie lepiej próbować się wzajemnie zrozumieć?

Może dość już tak rozumianego patriotyzmu? Może lepiej uczyć dzieci i młodzież miłości i zrozumienia, zamiast postaw patriotycznych. Jeśli człowiek będzie kochał, a przynajmniej współczuł drugiej osobie, to przestanie mieć znaczenie kryterium narodowe. Będzie opierał się złu zarówno wyrządzanemu swojemu, jak i zupełnie innemu człowiekowi. Bo czy ma znaczenie, kto cierpi? Jeśli cierpi człowiek, to trzeba człowiekowi pomóc, niezależnie od nacji, wyznania, czy dowolnych innych kryteriów. Trzeba przestać utwierdzać młodzież w mylnym przekonaniu, że każdy Polak to jest swój, a każdy obcy to obcy, bo zarówno tu, jak i tam są ludzie dobrzy i źli. Uczmy się nie miłości do naszych, ale miłości do człowieka.