sobota, 31 lipca 2010

Powściągliwość w sądzeniu. Obłuda.

W naszych rozważaniach na temat Kazania na Górze przechodzimy już do siódmego rozdziału Ewangelii wg św. Mateusza.

Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały.

Początek jest dość prosty i bardzo logiczny. Jaki świat będziemy budować dookoła, w takim będziemy żyć. Gdy będziemy się wywyższać nad innymi i rwać się do sądzenia, to ułożymy cegłę na budowie świata, w którym ludzie się wywyższają i rwą do sądzenia. Kto komu może dać prawo do osądzania drugiego człowieka? Kto może się wywyższać nad innymi? Gdy o całe zło na świecie, będziemy oskarżać brata swego, to nie zauważymy zła, którego sami się dopuszczamy. Najpierw trzeba usunąć belkę ze swego oka. Usuwając tę belkę dać przykład bratu, który może wtedy sam usunie własną drzazgę. Dać świadectwo.

Jak jednak rozumieć ostatni werset? Kto jest psem? Kto jest świnią? Dopiero co Chrystus powiedział, żeby nie osądzać, a tu każe nam identyfikować psy i świnie? Jak rozgryźć tę zagadkę? Może najpierw trzeba odnaleźć odpowiedzi na inne pytania: czym są perły? co jest święte?

Najprościej chyba zacząć od ostatniego pytania. Jak rozpoznać to, co jest święte? Myślę, że to pomału zaczyna się wyłaniać z całej lektury Kazania na Górze jak i z pozostałych fragmentów nauki Chrystusa. Gdy jest On pytany, co jest najważniejsze, mówi bez wahania: "Miłuj bliźniego swego." Przed śmiercią nakazuje... "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali". To drugi człowiek - bliźni - brat. On jest zawsze najważniejszy. To drugi człowiek jest tym, co święte. Kto zatem jest psem? Ten, który chce posiadać człowieka. Ten, który chce, aby mu go dać. Chrystus przykazuje: "Nie dawajcie psom tego, co święte". Nakłada na nas obowiązek troski o drugiego człowieka.

Myślę, że to samo kryje się w obrazie pereł i świń. Natomiast zatrzymałbym się nad konsekwencją tego, że nie posłuchamy słów Chrystusa. Gdy nie będziemy troszczyć się o innych to psy i świnie obróciwszy się nas będą szarpać. Gdy nie będziemy się troszczyć o innych, to kto nas osłoni przed psem czy świnią? Jaki świat zbudujemy, w takim będziemy żyć. Już kiedyś przytaczałem ten wiersz niemieckiego pastora Martina Niemoellera, ale myślę, że jest idealna okazja by go powtórzyć, bo stawia on kropkę w naszych rozważaniach na temat tego fragmentu Kazania na Górze. Oto on:

Gdy nazi przyszli po komunistów, nie odezwałem się, bo nie byłem komunistą.
Potem przyszła kolej na Żydów, i znowu się nie odezwałem, bo nie byłem Żydem.
Potem przyszli po związkowców, i znowu się nie odezwałem - bo nie należałem do związków zawodowych.
Potem przyszli po katolików i nie protestowałem, bo byłem protestantem.
Wreszcie przyszli po mnie - i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną.

wtorek, 27 lipca 2010

Człowiek i państwo

Człowiek na swojej życiowej ścieżce wyznacza sobie cele i podejmuje działania zmierzające do ich realizacji. Spotyka drugiego człowieka i nawiązuje z nim relacje. Często ten drugi człowiek pomaga w realizacji tych celów i vice versa. Im silniejsza relacja, tym więcej wspólnych celów, do których wspólnie się dąży. Gęstość interakcji z drugim człowiekiem rośnie. Do swobody nawiązywania i utrzymywania relacji potrzebna jest wolność. Jednak we współczesnym świecie doświadczamy ograniczania tej wolności na rzecz innych wartości. Dokonuje tego podmiot o tajemniczej nazwie: "państwo".

Państwo broni wolności człowieka, ale jednocześnie ją samo ogranicza. Państwo ustala prawo, któremu obywatel się musi podporządkować. Państwo dysponuje siłą, która może odpowiedzieć na agresję ze strony innego państwa (wojsko) lub innego obywatela (policja), ale jednocześnie może przymusić do oczekiwanych zachowań. Państwo pobiera podatki i państwo udziela pomocy potrzebującym. Jakby weszło pomiędzy mnie, a drugiego człowieka zastępując normalną międzyludzką relację. Już nie wchodzę w relację z drugim człowiekiem, ale z państwem. Bo państwo jest pewniejsze. Można sparafrazować słynny tekst z filmu Juliusza Machulskiego pt. Seksmisja: "Państwo rządzi, państwo radzi, państwo nigdy cię nie zdradzi." Jednak czym jest to państwo? Skąd się bierze taki podmiot i jakie prawo, poza prawem siły ma ono by decydować o naszym życiu?

Jak zauważył Franz Rosenzweig w swym życiowym dziele pt. Gwiazda Zbawienia, pojęcie państwa nowożytnego różni się od pojęcia wypracowanego przez starożytnych Greków. W naszym świecie, państwo jest strukturą ustaloną i odgórną. Jego prawo do władzy bierze się z samego pojęcia państwa. Człowiek nie może nie zgodzić się na przynależenie do państwa. Jest do niego siłą wcielony. Może jedynie wpływać na jego kształt, na jego rolę, ale to ono będzie kształtowało jego życie, a nie odwrotnie. Państwo roztacza niewidzialne macki nad głowami obywateli i wchłania ich wraz z ich majątkiem, dokonaniami, życiem.

Co innego było u zarania pojęcia państwa. Państwo nie było oddzielnym podmiotem, który przymuszał obywateli. To obywatele zbierali się razem. Łączyły ich wspólne cele. Na rzecz tych celi gromadzili się i podejmowali działania. Każdy dobrowolnie. Nikt nie miał wymuszać na innym przynależności do czegokolwiek. Jednak państwo broniło swoich obywateli, bo był to jeden z celów dla których ludzie się zgromadzili. Państwo nie było strukturą obejmującą obywateli, sprowadzając ich do roli komórek organizmu. To obywatel był podmiotem i miał pełną wolność. Swoim działaniem wpływał na życie państwa a nie odwrotnie. Człowiek zatapiał się w jedności państwa, a nie państwo zatapiało człowieka w sobie.

Implementacja takiego państwa pewnie w naszym świecie jest mało realna. Chociażby dlatego, że definicja greckiego państwa nie daje możliwości powstania reprezentacji obywateli. Wtedy siłą rzeczy reprezentacja stałaby się taką strukturą, która ustalałaby prawo i nakazywała podporządkowanie. A przecież ktoś musi mieć w rękach władzę na wypadek agresji z zewnątrz. Czy nie nadużyje tej władzy?

Czy zatem nowożytne państwo musi zwyciężyć? Czy człowiek skazany jest na rolę nieświadomej komórki? A może istnieje droga, żeby to człowiek na powrót stał się podmiotem w świecie?

czwartek, 22 lipca 2010

Czyste rączki

Myślę, że nie da się w życiu uniknąć sytuacji, w których robimy coś złego. Pojawia się od razu pytanie o definicję "czegoś złego", ale jednak tę kwestię wolałbym zostawić na inną okazję. Jakkolwiek by nie zdefiniować zła, w życiu każdego z nas zdarza się, że się go dopuszczamy. Czasem jest to małe wygodne kłamstewko lub przemilczenie. Czasem obgadanie kogoś za plecami. Czasem zlekceważenie kogoś, albo złośliwa przygana. Przykłady można by mnożyć.

Prawdą jest, że nieraz jesteśmy sprawcami zła i nikt od nikogo nie żąda, żeby ten był bez skazy. Ktokolwiek by żądał niech sam najpierw będzie bez skazy. Kto jest bez skazy niech rzuci kamień. Jednak niezwykle ważne jest jak sami traktujemy zło, którego się dopuszczamy. Czy gryzie nas sumienie? Czy potrafimy stanąć w prawdzie zła, które popełniliśmy? Czy wyciągamy wnioski? A może bagatelizujemy? Może przedstawiamy je sobie jako konieczność albo wręcz jako dobro? O maskowaniu zła jako dobro, można napisać osobny wpis, albo wręcz książkę, bo jest to problem nie tylko ciekawy i złożony jeśli idzie o przykłady. Równie ciekawy jest aspekt źródeł i skutków takiego postępowania.

Zajmijmy się jednak inną "strategią" postępowania ze złem. Często bagatelizujemy zło. Mówimy sobie, że przecież nic nadzwyczajnego nie zrobiłem, albo że każdy tak robi. Że skutek jest minimalny. A przecież z perspektywy drugiej osoby sprawa może wyglądać zupełnie inaczej. Nie chcemy analizować tych skutków, tylko szybko zapomnieć i uspokoić sumienie. Wybielamy się. Jak Piłat, który umywa ręce przed skazaniem Chrystusa na śmierć. Losy życia niewinnego człowieka były w jego rękach. Na te ręce spłynęła krew, której nie da się tak łatwo zmyć. Umycie rąk symbolizowało zmycie z siebie winy. Ucieczkę od odpowiedzialności wynikającej z jego stanowiska. Nie głód tłumu decydował, tylko dekret Piłata. On jednak udał, że nic złego nie zrobił. Że zaspokoił żądanie innych. Że to przecież oni skazali Jezusa a nie On.

A czy my bierzemy odpowiedzialność za zło, którego się dopuszczamy? A może podobnie jak Piłat chodzimy z czystymi rączkami udając, że przecież nic się nie stało. Że każdy tak robi. Że to nie nasza decyzja i odpowiedzialność. W ten sposób zamiast uleczyć sumienie, znieczulamy je. Jak tabletki przeciwbólowe, które powodują, że bólu nie czujemy i pozwalamy rozwijać się gangrenie aż będziemy zmuszeni amputować nasze sumienie. Jak wtedy odróżnimy dobro od zła? A może staniemy się wtedy zwierzakami, których instynkty i chęci są wystarczającym usprawiedliwieniem ich działań, a pojęcie dobra i zła zniknie w ogóle z naszych słowników?