wtorek, 27 lipca 2010

Człowiek i państwo

Człowiek na swojej życiowej ścieżce wyznacza sobie cele i podejmuje działania zmierzające do ich realizacji. Spotyka drugiego człowieka i nawiązuje z nim relacje. Często ten drugi człowiek pomaga w realizacji tych celów i vice versa. Im silniejsza relacja, tym więcej wspólnych celów, do których wspólnie się dąży. Gęstość interakcji z drugim człowiekiem rośnie. Do swobody nawiązywania i utrzymywania relacji potrzebna jest wolność. Jednak we współczesnym świecie doświadczamy ograniczania tej wolności na rzecz innych wartości. Dokonuje tego podmiot o tajemniczej nazwie: "państwo".

Państwo broni wolności człowieka, ale jednocześnie ją samo ogranicza. Państwo ustala prawo, któremu obywatel się musi podporządkować. Państwo dysponuje siłą, która może odpowiedzieć na agresję ze strony innego państwa (wojsko) lub innego obywatela (policja), ale jednocześnie może przymusić do oczekiwanych zachowań. Państwo pobiera podatki i państwo udziela pomocy potrzebującym. Jakby weszło pomiędzy mnie, a drugiego człowieka zastępując normalną międzyludzką relację. Już nie wchodzę w relację z drugim człowiekiem, ale z państwem. Bo państwo jest pewniejsze. Można sparafrazować słynny tekst z filmu Juliusza Machulskiego pt. Seksmisja: "Państwo rządzi, państwo radzi, państwo nigdy cię nie zdradzi." Jednak czym jest to państwo? Skąd się bierze taki podmiot i jakie prawo, poza prawem siły ma ono by decydować o naszym życiu?

Jak zauważył Franz Rosenzweig w swym życiowym dziele pt. Gwiazda Zbawienia, pojęcie państwa nowożytnego różni się od pojęcia wypracowanego przez starożytnych Greków. W naszym świecie, państwo jest strukturą ustaloną i odgórną. Jego prawo do władzy bierze się z samego pojęcia państwa. Człowiek nie może nie zgodzić się na przynależenie do państwa. Jest do niego siłą wcielony. Może jedynie wpływać na jego kształt, na jego rolę, ale to ono będzie kształtowało jego życie, a nie odwrotnie. Państwo roztacza niewidzialne macki nad głowami obywateli i wchłania ich wraz z ich majątkiem, dokonaniami, życiem.

Co innego było u zarania pojęcia państwa. Państwo nie było oddzielnym podmiotem, który przymuszał obywateli. To obywatele zbierali się razem. Łączyły ich wspólne cele. Na rzecz tych celi gromadzili się i podejmowali działania. Każdy dobrowolnie. Nikt nie miał wymuszać na innym przynależności do czegokolwiek. Jednak państwo broniło swoich obywateli, bo był to jeden z celów dla których ludzie się zgromadzili. Państwo nie było strukturą obejmującą obywateli, sprowadzając ich do roli komórek organizmu. To obywatel był podmiotem i miał pełną wolność. Swoim działaniem wpływał na życie państwa a nie odwrotnie. Człowiek zatapiał się w jedności państwa, a nie państwo zatapiało człowieka w sobie.

Implementacja takiego państwa pewnie w naszym świecie jest mało realna. Chociażby dlatego, że definicja greckiego państwa nie daje możliwości powstania reprezentacji obywateli. Wtedy siłą rzeczy reprezentacja stałaby się taką strukturą, która ustalałaby prawo i nakazywała podporządkowanie. A przecież ktoś musi mieć w rękach władzę na wypadek agresji z zewnątrz. Czy nie nadużyje tej władzy?

Czy zatem nowożytne państwo musi zwyciężyć? Czy człowiek skazany jest na rolę nieświadomej komórki? A może istnieje droga, żeby to człowiek na powrót stał się podmiotem w świecie?

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

> A przecież ktoś musi mieć w
> rękach władzę na wypadek agresji
> z zewnątrz. Czy nie nadużyje tej
> władzy?

A widzisz różnicę pomiędzy tym co mamy teraz, a sytuacją z Twojego opisu? Dla czasów w jakich obecnie żyjemy powyższa obawa również zachodzi i to nie tylko w czasie wojny. Myślę, że większość argumentów mogących ją rozwiać będzie prawdziwych dla obu przypadków.

Grzegorz Raźny pisze...

No właśnie sęk w tym, że nie. Chcąc zbudować państwo wg modelu greckiego, trzeba by zrzec się przedstawicielstwa obywateli. Kto więc mógłby trzymać władzę na wypadek sytuacji nadzwyczajnej, aby nie powtórzył się bezwład polskiej władzy z czasów wolnej elekcji.

Anonimowy pisze...

Ale co to ma do rzeczy? Nie pisałem o modelu greckim, tylko o władzy na wypadek agresji z zewnątrz - konfliktu zbrojnego.