Myślę, że nie da się w życiu uniknąć sytuacji, w których robimy coś złego. Pojawia się od razu pytanie o definicję "czegoś złego", ale jednak tę kwestię wolałbym zostawić na inną okazję. Jakkolwiek by nie zdefiniować zła, w życiu każdego z nas zdarza się, że się go dopuszczamy. Czasem jest to małe wygodne kłamstewko lub przemilczenie. Czasem obgadanie kogoś za plecami. Czasem zlekceważenie kogoś, albo złośliwa przygana. Przykłady można by mnożyć.
Prawdą jest, że nieraz jesteśmy sprawcami zła i nikt od nikogo nie żąda, żeby ten był bez skazy. Ktokolwiek by żądał niech sam najpierw będzie bez skazy. Kto jest bez skazy niech rzuci kamień. Jednak niezwykle ważne jest jak sami traktujemy zło, którego się dopuszczamy. Czy gryzie nas sumienie? Czy potrafimy stanąć w prawdzie zła, które popełniliśmy? Czy wyciągamy wnioski? A może bagatelizujemy? Może przedstawiamy je sobie jako konieczność albo wręcz jako dobro? O maskowaniu zła jako dobro, można napisać osobny wpis, albo wręcz książkę, bo jest to problem nie tylko ciekawy i złożony jeśli idzie o przykłady. Równie ciekawy jest aspekt źródeł i skutków takiego postępowania.
Zajmijmy się jednak inną "strategią" postępowania ze złem. Często bagatelizujemy zło. Mówimy sobie, że przecież nic nadzwyczajnego nie zrobiłem, albo że każdy tak robi. Że skutek jest minimalny. A przecież z perspektywy drugiej osoby sprawa może wyglądać zupełnie inaczej. Nie chcemy analizować tych skutków, tylko szybko zapomnieć i uspokoić sumienie. Wybielamy się. Jak Piłat, który umywa ręce przed skazaniem Chrystusa na śmierć. Losy życia niewinnego człowieka były w jego rękach. Na te ręce spłynęła krew, której nie da się tak łatwo zmyć. Umycie rąk symbolizowało zmycie z siebie winy. Ucieczkę od odpowiedzialności wynikającej z jego stanowiska. Nie głód tłumu decydował, tylko dekret Piłata. On jednak udał, że nic złego nie zrobił. Że zaspokoił żądanie innych. Że to przecież oni skazali Jezusa a nie On.
A czy my bierzemy odpowiedzialność za zło, którego się dopuszczamy? A może podobnie jak Piłat chodzimy z czystymi rączkami udając, że przecież nic się nie stało. Że każdy tak robi. Że to nie nasza decyzja i odpowiedzialność. W ten sposób zamiast uleczyć sumienie, znieczulamy je. Jak tabletki przeciwbólowe, które powodują, że bólu nie czujemy i pozwalamy rozwijać się gangrenie aż będziemy zmuszeni amputować nasze sumienie. Jak wtedy odróżnimy dobro od zła? A może staniemy się wtedy zwierzakami, których instynkty i chęci są wystarczającym usprawiedliwieniem ich działań, a pojęcie dobra i zła zniknie w ogóle z naszych słowników?
Prawdą jest, że nieraz jesteśmy sprawcami zła i nikt od nikogo nie żąda, żeby ten był bez skazy. Ktokolwiek by żądał niech sam najpierw będzie bez skazy. Kto jest bez skazy niech rzuci kamień. Jednak niezwykle ważne jest jak sami traktujemy zło, którego się dopuszczamy. Czy gryzie nas sumienie? Czy potrafimy stanąć w prawdzie zła, które popełniliśmy? Czy wyciągamy wnioski? A może bagatelizujemy? Może przedstawiamy je sobie jako konieczność albo wręcz jako dobro? O maskowaniu zła jako dobro, można napisać osobny wpis, albo wręcz książkę, bo jest to problem nie tylko ciekawy i złożony jeśli idzie o przykłady. Równie ciekawy jest aspekt źródeł i skutków takiego postępowania.
Zajmijmy się jednak inną "strategią" postępowania ze złem. Często bagatelizujemy zło. Mówimy sobie, że przecież nic nadzwyczajnego nie zrobiłem, albo że każdy tak robi. Że skutek jest minimalny. A przecież z perspektywy drugiej osoby sprawa może wyglądać zupełnie inaczej. Nie chcemy analizować tych skutków, tylko szybko zapomnieć i uspokoić sumienie. Wybielamy się. Jak Piłat, który umywa ręce przed skazaniem Chrystusa na śmierć. Losy życia niewinnego człowieka były w jego rękach. Na te ręce spłynęła krew, której nie da się tak łatwo zmyć. Umycie rąk symbolizowało zmycie z siebie winy. Ucieczkę od odpowiedzialności wynikającej z jego stanowiska. Nie głód tłumu decydował, tylko dekret Piłata. On jednak udał, że nic złego nie zrobił. Że zaspokoił żądanie innych. Że to przecież oni skazali Jezusa a nie On.
A czy my bierzemy odpowiedzialność za zło, którego się dopuszczamy? A może podobnie jak Piłat chodzimy z czystymi rączkami udając, że przecież nic się nie stało. Że każdy tak robi. Że to nie nasza decyzja i odpowiedzialność. W ten sposób zamiast uleczyć sumienie, znieczulamy je. Jak tabletki przeciwbólowe, które powodują, że bólu nie czujemy i pozwalamy rozwijać się gangrenie aż będziemy zmuszeni amputować nasze sumienie. Jak wtedy odróżnimy dobro od zła? A może staniemy się wtedy zwierzakami, których instynkty i chęci są wystarczającym usprawiedliwieniem ich działań, a pojęcie dobra i zła zniknie w ogóle z naszych słowników?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz