Obecnie mam okazję czytać zadziwiającą książkę ks. Michała Hellera pt. Ostateczne wyjaśnienia wszechświata. Autor prezentuje historię rozwoju rozmaitych modeli wszechświata. Zarówno naukowych, jak antropicznych i teologicznych. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem przenikliwości myśli naukowców, filozofów i teologów. Jednym z zagadnień, które spotyka myśl dążąca do ostatecznego wyjaśnienia, jest problem początkowej osobliwości.
Wytrwałość naukowców, w próbach eliminacji tej osobliwości z modelu wszechświata musi budzić respekt. W końcu punkt w czasoprzestrzeni, w którym urywa się zarówno czas jak i przestrzeń stanowi granicę możliwości poznania poprzez metodę matematyczno-empiryczną, której zasługi skądinąd niemożliwe do przecenienia. W jednym z ostatnich rozdziałów, autor pisze:
A więc pomimo ogromych problemów, niezaprzeczalny jest obowiązek nauki do drążenia tajemnicy metodą matematyczno-empiryczną. Nawet jeśli prawda jest taką metodą nieosiągalna. Problem pojawi się wtedy, gdy nauka utkwi w martwym punkcie. Gdy wyjaśni już wszystko, co było możliwe do wyjaśnienia. Czy nasz pęd ku rozumieniu pogodzi się z niepewnością ostatecznych teorii?
Swoją drogą niezwykle ciekawa wydaje się przytoczona wyżej koncepcja, że Pan Bóg stworzył świat wczoraj. Może faktycznie każda chwila czasu jest osobnym światem. Jest pewnym stanem początkowym. A może nawet zdanie, które przed chwilą napisałem, również nie było przeze mnie napisane, ale "stworzone przez Boga" wraz z moim stanem pamięci. Nie odważyłbym się na kategoryczne zaprzeczenie. Jednakowoż na pewno taka koncepcja, znajduje się poza moją zdolnością weryfikacyjną.
Wytrwałość naukowców, w próbach eliminacji tej osobliwości z modelu wszechświata musi budzić respekt. W końcu punkt w czasoprzestrzeni, w którym urywa się zarówno czas jak i przestrzeń stanowi granicę możliwości poznania poprzez metodę matematyczno-empiryczną, której zasługi skądinąd niemożliwe do przecenienia. W jednym z ostatnich rozdziałów, autor pisze:
Nauka ma obowiązek "wyjaśnić wszechświat samym wszechświatem". Musimy jednak pamiętać, że jest to zasada metodologiczna, tzn. należy ją traktować jako założenie metody, a nie jako pewnik ontologiczny. Ostatecznie mogłoby być tak, że Pan Bóg stworzył z niczego świat wczoraj wieczorem razem z gotowymi słojami drzew i skamielinami, które świadczą o długiej przeszłości i zakodował w naszych mózgach pamięć o zdarzeniach, jakich nigdy nie było. Ale nauka nie może brać takich "cudów" pod uwagę.
A więc pomimo ogromych problemów, niezaprzeczalny jest obowiązek nauki do drążenia tajemnicy metodą matematyczno-empiryczną. Nawet jeśli prawda jest taką metodą nieosiągalna. Problem pojawi się wtedy, gdy nauka utkwi w martwym punkcie. Gdy wyjaśni już wszystko, co było możliwe do wyjaśnienia. Czy nasz pęd ku rozumieniu pogodzi się z niepewnością ostatecznych teorii?
Swoją drogą niezwykle ciekawa wydaje się przytoczona wyżej koncepcja, że Pan Bóg stworzył świat wczoraj. Może faktycznie każda chwila czasu jest osobnym światem. Jest pewnym stanem początkowym. A może nawet zdanie, które przed chwilą napisałem, również nie było przeze mnie napisane, ale "stworzone przez Boga" wraz z moim stanem pamięci. Nie odważyłbym się na kategoryczne zaprzeczenie. Jednakowoż na pewno taka koncepcja, znajduje się poza moją zdolnością weryfikacyjną.
1 komentarz:
Dziękuję za wizyte, ale to chyba troche przesadzona opinia na temat mojego bloga. Mimo to serdeczne zapraszam.
Prześlij komentarz