środa, 25 marca 2009

Triumf Złego

Co tkwi w naturze człowieka, że ten krzywdzi drugiego człowieka? Czy jest to wynik wyłącznie dążenia do własnych celów? Czy może jest coś głębiej? Coś albo ktoś? Ktoś kto czai się i podsuwa pokusy. Ktoś kto zna słabe punkty każdego z nas i wie najlepiej jak je wykorzystać. Zły, który próbuje wmówić nam, że nasze szczęście stanowi cel, który uświęca środki. Nawet te środki, którymi uderzamy w drugą osobę. Tylko po co to robi? Jaki jest jego cel? Jaki jest jego misterny plan?

Może poprostu lubuje się w ludzkim nieszczęściu. Może cieszy go każda ludzka łza. Każdy ból. Każde cierpienie. Może spełnia się, gdy widzi, że człowiek (istota stworzona na podobieństwo Boga), potrafi drugiego człowieka potraktować przedmiotowo. Gdy potrafi drugiego człowieka zranić, znieważyć, upodlić.

Czy nie byłby to jednak strasznie powierzchowny cel? Gdy komuś dzieje się krzywda, w sercach innych ludzi rodzi się współczucie, litość, a nawet miłość. Ludzie zdolni są do ogromnych poświęceń, aby pomóc tym najbardziej potrzebującym. Potrafią zapomnieć na chwilę o własnym ego, upodabniając się do Boga. Czy taki może być cel Złego? Czy w jego interesie leży tworzenie takich sytuacji?

A może jego cel jest zupełnie inny. To nie krzywda człowieka go naprawdę cieszy, ale nienawiść, która kiełkuje w jego sercu. Gdy człowiek jest zraniony, jest bardziej podatny na ziarno nienawiści. Ofiara zaczyna nienawidzieć złoczyńcy. Im bardziej cierpi, tym bardziej podatny grunt dla tej nienawiści. I ta nienawiść, burzy to, co Chrystus buduje. Burzy królestwo miłości. W końcu Jezus każe nam miłować nieprzyjaciół. Wrogiem Złego jest właśnie to królestwo. I nie cierpienie, ale właśnie nienawiść jest jego najskuteczniejszym orężem. Orężem, które w miejsce Królestwa Niebieskiego, zbuduje na Ziemi, prawdziwe piekło. Piekło, które będzie jego triumfem.

W chwili cierpienia, gdy jesteśmy ofiarami czegoś złego, warto się więc zastanowić (choć to nie jest proste), czy chcemy obrócić to zło, które nas dotknęło, przeciwko drugiemu człowiekowi? Czy może chcemy, pomimo tego zła, które nas spotkało, nadal budować, a nie niszczyć Królestwo Niebieskie? Sami pewnie też nieraz jesteśmy źródłem czyjegoś cierpienia. Może warto dać świadectwo miłości w tak trudnej chwili? Może warto "zaprzeć się samego siebie i wziąć swój krzyż"?

Brak komentarzy: