Miłość jest chyba pojęciem, które budzi najwięcej kontrowersji. Co oznacza: kochać bliźniego? Czym jest tak naprawdę miłość? Czy są jej różne rodzaje, czy też jest to zawsze jedno i to samo zjawisko? Czy można przyjąć na siebie obowiązek miłości? Czy może miłość niezależna jest od naszych rozumowych postanowień?
Leszek Kołakowski w ślad za Kantem, podkreśla, że nie można w żaden sposób zmusić kogoś lub siebie do miłości, gdyż ta ma charakter emocji - afektu. Imperatyw nakazu miłości bliźniego według obu filozofów odnosi się tak naprawdę do życzliwości wobec drugiego człowieka. Czy jednak życzliwość, to nie jest za mało? Dobrze komuś życzyć, to również pomagać mu w potrzebie, ale czy życzliwość jest zobowiązująca?
Gdy ustawimy miłość pośród uczuć, to faktycznie trudno ją rozważać jako obowiązek. Jest to wtedy stan emocjonalny, który pozwala przyjąć bezkrytyczną perspektywę wobec drugiego człowieka. Widzimy zalety, trudniej dostrzec wady. Jest to miłość wynosząca swój obiekt ponad rzeczywisty jego kształt. Cechuje taką miłość również pewne napięcie natury seksualnej. Stawiając drugą osobę na piedestale, budzimy w sobie pewną potrzebę posiadania tej osoby. Taka miłość w języku greckim nazywa się eros. Jestem nawet dość sceptyczny co do użycia tutaj słowa "miłość". Jest to pewien stan zakochania, zauroczenia. Ma on to do siebie, że nie dość, że jest od rozumu niezależny i niestabilny, to jego cechą jest zaślepienie, które może powodować, że tak naprawdę kochamy nasz obraz tej osoby, a nie ją samą. Nie to, nazwałbym miłością.
W grece funkcjonuje drugie pojęcie odpowiadające miłości - agape. Nie jest to miłość wynosząca drugą osobę, ale pochylająca się nad nią. Taką miłością pokochał Bóg człowieka i taką miłością ma człowiek kochać bliźniego. Wady drugiego powinny być widoczne, ale nie powinny być decydujące. Kochamy człowieka pomimo jego wad. Taka miłość nie ma nic wspólnego ze stanem emocjonalnym, ale jest pewną międzyludzką więzią poświęcenia i odpowiedzialności. W przeciwieństwie do życzliwości, zobowiązuje nas do traktowania drugiego człowieka na równi z sobą. Nieraz do rezygnacji z własnych korzyści, na rzecz pomocy tej drugiej osobie. Do poznania drugiej osoby i przez to do lepszego jej rozumienia, jak i lepszego rozumienia siebie samego. Do bliskości - nie w znaczeniu seksualnym, a międzyludzkim.
Wydaje się, że najdoskonalszymi formami takiej miłości powinny być małżeństwo i przyjaźń. To pierwsze rodzi się prawdopodobnie również przy udziale zauroczenia, ale niezwykle ważne jest budowanie prawdziwej miłości, intymności, przywiązania. O ile małżeństwo często łączy obie formy miłości i trudno sobie zdać sprawę gdzie jedno się kończy a drugie zaczyna, to przyjaźń jest czystą formą agape. Mówi się, że kocha się różnie, różne osoby. Fakt, ale czy jest to inny rodzaj miłości, czy może jest to ta sama miłość, a różnica polega na natężeniu, często wynikającemu ze zróżnicowania stopnia znajomości tej osoby? Chociaż skłaniam się ku drugiej opcji, nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Największe tajemnice charakteryzują się długim procesem ich odkrywania. Zastanawia mnie, czy życie człowieka jest wystarczająco długie aby zrozumieć tajemnicę miłości Boga do człowieka. Może w poznaniu tej tajemnicy kryje się właśnie klucz do zrozumienia istoty naszej miłości międzyludzkiej. Do zrozumienia agape.
Leszek Kołakowski w ślad za Kantem, podkreśla, że nie można w żaden sposób zmusić kogoś lub siebie do miłości, gdyż ta ma charakter emocji - afektu. Imperatyw nakazu miłości bliźniego według obu filozofów odnosi się tak naprawdę do życzliwości wobec drugiego człowieka. Czy jednak życzliwość, to nie jest za mało? Dobrze komuś życzyć, to również pomagać mu w potrzebie, ale czy życzliwość jest zobowiązująca?
Gdy ustawimy miłość pośród uczuć, to faktycznie trudno ją rozważać jako obowiązek. Jest to wtedy stan emocjonalny, który pozwala przyjąć bezkrytyczną perspektywę wobec drugiego człowieka. Widzimy zalety, trudniej dostrzec wady. Jest to miłość wynosząca swój obiekt ponad rzeczywisty jego kształt. Cechuje taką miłość również pewne napięcie natury seksualnej. Stawiając drugą osobę na piedestale, budzimy w sobie pewną potrzebę posiadania tej osoby. Taka miłość w języku greckim nazywa się eros. Jestem nawet dość sceptyczny co do użycia tutaj słowa "miłość". Jest to pewien stan zakochania, zauroczenia. Ma on to do siebie, że nie dość, że jest od rozumu niezależny i niestabilny, to jego cechą jest zaślepienie, które może powodować, że tak naprawdę kochamy nasz obraz tej osoby, a nie ją samą. Nie to, nazwałbym miłością.
W grece funkcjonuje drugie pojęcie odpowiadające miłości - agape. Nie jest to miłość wynosząca drugą osobę, ale pochylająca się nad nią. Taką miłością pokochał Bóg człowieka i taką miłością ma człowiek kochać bliźniego. Wady drugiego powinny być widoczne, ale nie powinny być decydujące. Kochamy człowieka pomimo jego wad. Taka miłość nie ma nic wspólnego ze stanem emocjonalnym, ale jest pewną międzyludzką więzią poświęcenia i odpowiedzialności. W przeciwieństwie do życzliwości, zobowiązuje nas do traktowania drugiego człowieka na równi z sobą. Nieraz do rezygnacji z własnych korzyści, na rzecz pomocy tej drugiej osobie. Do poznania drugiej osoby i przez to do lepszego jej rozumienia, jak i lepszego rozumienia siebie samego. Do bliskości - nie w znaczeniu seksualnym, a międzyludzkim.
Wydaje się, że najdoskonalszymi formami takiej miłości powinny być małżeństwo i przyjaźń. To pierwsze rodzi się prawdopodobnie również przy udziale zauroczenia, ale niezwykle ważne jest budowanie prawdziwej miłości, intymności, przywiązania. O ile małżeństwo często łączy obie formy miłości i trudno sobie zdać sprawę gdzie jedno się kończy a drugie zaczyna, to przyjaźń jest czystą formą agape. Mówi się, że kocha się różnie, różne osoby. Fakt, ale czy jest to inny rodzaj miłości, czy może jest to ta sama miłość, a różnica polega na natężeniu, często wynikającemu ze zróżnicowania stopnia znajomości tej osoby? Chociaż skłaniam się ku drugiej opcji, nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Największe tajemnice charakteryzują się długim procesem ich odkrywania. Zastanawia mnie, czy życie człowieka jest wystarczająco długie aby zrozumieć tajemnicę miłości Boga do człowieka. Może w poznaniu tej tajemnicy kryje się właśnie klucz do zrozumienia istoty naszej miłości międzyludzkiej. Do zrozumienia agape.
15 komentarzy:
Jest to zdecydowanie inny rodzaj milosci, a najprostszym dowodem niech bedzie to, ze jako heteroseksualista, kochajac swojego przyjaciela (agape), nie dojdzie miedzy Wami do zauroczenia/zakochania (eros).
Dlatego w ogóle wyciągnąłem zauroczenie z poza dziedziny. Napisałem, że nie nazwałbym tego miłością. Pojęcie różnego natężenia miłości odnoszę jedynie do agape. I to właśnie najdoskonalszymi formami agape, moim zdaniem, jest małżeństwo i przyjaźń.
Czy to ma znaczyc, ze majac kilka przyjaciolek wybralbys na zone ta, ktora pierwsza poznasz wystarczajaco blisko?
Dobrze, ze dodales ze to pierwsze rodzi sie "prawdopodobnie" rowniez z zauroczenia.
Szanuje Twoja wizje swiata, jest spojna i logiczna. Ale ciesze sie, ze ja zyje w innej.
Nie rozumiem, skąd wniosek, że "wybrałbym na żonę tą, którą pierwszą poznam wystarczająco blisko". To by oznaczało jakiś algorytm na małżeństwo? Tymczasem ono rodzi się wolno w wyniku często spontanicznych ale wolnych i odpowiedzialnych decyzji. Przynajmniej powinno.
Po drugie nie napisałem, że małżeństwo rodzi się prawdopodobnie z zauroczenia, ale że rodzi się prawdopodobnie "przy udziale" zauroczenia. Drobna różnica, a jednak sens zupełnie inny.
Interesujące, że uważasz moją wizję świata za spójną i logiczną, ponieważ ja sam tak nie uważam. Może z dystansu faktycznie to tak wygląda. Momentami chciałbym widzieć wszystko spójnie i logicznie, ale niestety to nie jest takie proste. Za dużo pytań bez odpowiedzi.
Pozdrawiam:)
Zarowno algorytm na malzenstwo, jak i spojna wizja swiata, rysuja mi sie przed oczami, gdy czytam Twoj blog. Takie po prostu mam odczucia. Byc moze ze wzgledu na brak strony emocjonalnej w Twoich wpisach i zbyt doglebne poddawanie relacji miedzyludzkich wyzutej z uczuc, chlodnej analizie.
Spontanicznosc, o ktorej wspominasz nie pasuje mi do koncepcji agape. To czyste eros.
Drugi akapit pomijam, bo jest "rowniez z zauroczenia", co mialo miec wydzwiek taki sam, jak to o co napisales.
Chłodna analiza? Pewnie masz rację. Ale mam pisać o emocjach? Czy emocje w jakikolwiek sposób usprawiedliwiają nasze czyny? Sam rachunek sumienia jest chłodną analizą intencji i skutków naszych działań. Nie da się aspektów moralności rozważać jako pochodną naszej emocjonalnej natury. Stąd właśnie moje rozważania dotyczą natury rozumowej.
Co rozumiesz przez "spontaniczne"? Bo jeśli masz na myśli "nieprzemyślane" to się zgadzam, że to jest bardziej domena "eros". Ja mam na myśli raczej nieskładające się na jakiś plan, "nieuporządkowane". I nie widze powodu, dla którego takie właśnie spontaniczne decyzje nie miałby być podejmowane w ramach agape.
Emocje nie sa i nie moga byc usprawiedliwieniem, ale sa integralna i nierozerwalna czescia czlowieczenstwa. Wyzbywajac sie emocji nie bylibysmy ludzmi, tak samo jak poslugujac sie tylko nimi. To emocje najczesciej leza u podloza naszych dzialan, nie kalkulacja, dlatego nie mozna nie brac ich pod uwage analizujac intencje i skutki.
A definicje spontanicznosci mamy rozne, dla mnie to wlasnie dzialania nieprzemyslane, odruchowe i podejmowane pod wplywem chwili i emocji.
Obiema rękami się pod tym podpisuję. I mając świadomość, że emocje mają bardzo duży wpływ na nasze życie, uważam, że to świadomość i rozum mają wpływ decydujący. I nawet jeśli u podłoża decyzji często znajdują się emocje, to naszym obowiązkiem jest właśnie taka chłodna analiza rozumowa.
A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na libido? Czy tylko w erosie?
A czy libido ma w ogóle coś wspólnego z jakąkolwiek formą miłości? Czy to nie jest tylko wewnętrzna potrzeba człowieka?
Jak śmiesz usuwać moje posty Ty żałosna marionetko losu!
Nie mam takiego zwyczaju, ale czasem trzeba zrobić wyjątek. Coraz bardziej jestem przekonany, że włączenie moderacji to będzie dobry pomysł.
Moderacja jest zamachem na wolność anonimowych komentujących. Odpowiedzialność zbiorowa za wybryki jednostki? Ja mówię stanowcze nie dla cenzury! Nie jesteś odpowiedzialny za poziom i treść komentarzy.
Po pierwsze, nie napisałem wcale, że się zdecydowałem na włączenie moderacji.
Po drugie, jeśli ktoś wchodzi do mojego mieszkania i jego zachowanie mi się nie podoba, to mogę go wyprosić. Zauważ, że nie usuwam ani w żaden sposób nie moderuję komentarzy, które odnoszą się do treści bloga albo do mojej osoby.
Po trzecie, włączenie moderacji niczym nie dyskryminuje anonimowych użytkowników. Powoduje tylko, że zamiast usuwać ordynarne komentarze post factum, będę mógł ich w ogóle nie dopuścić.
Po czwarte, skoro jest to mój prywatny blog to poniekąd odpowiadam za treść komentarzy. Chętnie witam najróżniejsze punkty widzenia, ale nie mam najmniejszego zamiaru tolerować chamstwa.
Prześlij komentarz