poniedziałek, 8 grudnia 2008

Historia życia człowieka

Właściwie od dawien dawna, człowiek obcuje ze sztuką. Artysta zawiera w swoich dziełach jaką treść i oprawia ją w adekwatną lub mniej adekwatną formę. W tej formie odbiorca szuka treści. Jednak nieraz właściwa treść zakamuflowana jest gdzieś głęboko. Nieraz w danym obrazie odczytać można więcej. Przykładem są filmy Davida Lyncha. Gdy patrzymy na nie gołym okiem, to treść wydaje się bez sensu. Dopiero, gdy uciekamy się do odszukania kluczy i symboli, znajdujemy prawdziwy sens.

Ostatnio zastanawiałem się w ten sposób nad Biblią. Przedstawia ona w większości historię ludu wybranego. Oblicze Boga jednak wyraźnie różni się w Starym Testamencie od tego w Nowym. Skłoniło mnie to do próby szukania innego klucza. Może ta historia nie jest tym, czym się wydaje na pierwszy rzut oka. Spróbujmy zanalizować ją, jako historię życia człowieka, w liczbie pojedynczej.

Za narodzenie, uznałbym wypędzenie Adama i Ewy z Edenu. Eden, mógł symbolizować stan sprzed narodzenia. Gdy dwie komórki, męska i żeńska, łączą się i tworzą zarodek. Zarodek dojrzewa, w miarę jak korzysta z zasobów, dostarczonych przez żywiciela. W pewnym momencie, decyduje, że jest gotów wyjść. Narodzenie jest procesem nieodwracalnym, jak wyjście z Edenu. Bóg zakazał powrotu.

Cały Stary Testament można spróbować zinterpretować jako okres dzieciństwa. Obfituje w sytuacje typowo wychowawcze. Ojciec, który nagradza i każe swoje dziecko. Dziecko, które rośnie z czasem. Ojciec, który chroni to dziecko, na przykład wyprowadzając z Egiptu. Ojciec, który daje wskazówki w życiu, w postaci przykazań. Który uczy dziecko samodzielności, jednak zapewnia mu podstawowe środki do życia, jak na przykład mannę. Ojciec, który uczy dziecko, że przyjdzie czas, kiedy sam będzie musiał wziąć odpowiedzialność. Że przyjdzie Chrystus, który wszystko odmieni.

Przyjście Chrystusa, jest jak przejście huraganu. Każdy człowiek w pewnym wieku dostarcza buntu. Nie podoba mu się status quo. Choć widzi, że wychowanie i przykazania są dobre, to buntuje się przeciwko własnej realizacji tych przykazań. Zdaje sobie sprawę, że nie jest do końca świadom, dlaczego coś jest dobre, a coś złe. Ten bunt, wespół z nieustającą troską rodzica, odsłania pewne wartości, wokół których, człowiek będzie musiał już samemu budować własne życie. Chrystus, może właśnie symbolizować taki bunt. On sam o sobie mówi, że jest siewcą. Zasiewa ziarno prawdy, a może i ziarno wątpliwości, ziarno buntu. Ale dopiero wtedy, gdy człowiek ukrzyżuje swój bunt, ziarno zacznie przynosić owoce.

Poprzez bunt, człowiek niejako dojrzewa i staje się dorosły. Odkrywa świat wartości i teraz już sam, w pełni wolności i odpowiedzialności podejmuje decyzje. Bóg w Nowym Testamencie nie jest już Bogiem, który karze i nagradza. Jest Bogiem, którego Duch jest cały czas obecny i który pomaga nam kształtować nasze życie. Ale dorosły człowiek już sam to życie kształtuje. Teraz przykazania zaczynają nabierać treści. Człowiek już nie tylko wie co ma robić, ale i rozumie dlaczego ma to robić. Dzieje Apostolskie pokazują jak działa dojrzały człowiek. Jakich cudów może dokonywać w Duchu Prawdy, a Listy Apostolskie, pokazują już dalszą fazę życia, w której człowiek dzieli się swoim doświadczeniem z młodszym pokoleniem. Przecież to jest nasze zadanie. Spłodzić i wychować potomstwo.

Pismo Święte, kończy się wizją Apokalipsy. I znów nietrudno przenieść apokalipsę do dziedziny życia człowieka. Życie człowieka kiedyś się kończy. Apokalipsa nie musi być wizją końca całego stworzenia, ale wizją końca życia człowieka. Wtedy człowiek w obliczu własnego życia zda sprawę przed Bogiem i samym sobą z własnych decyzji. Czy wtedy Chrystus się przyzna do tego człowieka?

Myślę, że Pismo Święte kryje w sobie bardzo wiele i nie sądzę, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek wyczerpał zasoby wiedzy w niej zawarte. Chciałbym gorąco zachęcić do własnych przemyśleń na ten temat. Może ktoś z Was, kto spróbuje samemu odczytać słowa zawarte w Biblii, odnajdzie swoją, ale może nie tylko swoją drogę. Bo czy warto iść przez życie na oślep?

4 komentarze:

Fajczarz Krakowski pisze...

Podejście do Biblii, którego nie znałem. Może trochę pomoże mi przełamać tę wewnętrzną zaporę przed słowami w niej zawartymi. Przez te wszystkie durne podręczniki, które wyparły literaturę z mojego życia i trochę mi obrzydziły książki same w sobie (a jeszcze w podstawówce czytałem jak nakręcony... gdzie się to podziało?) powoli zatraciłem zdolność czytania i rozumienia alegorii... Nie wiem, czy uda mi się jeszcze "wrócić", ale Twoje słowa tylko zachęcają.

Grzegorz Raźny pisze...

Jak tylko będziesz chciał, to się uda. Cieszę się, że udało mi się zachęcić.

Fajczarz Krakowski pisze...

Naprawdę myślisz, że można mając już, przynajmniej w podstawowym zakresie ukształtowany światopogląd, schematy myślenia, postrzegania i przetwarzania informacji? Czy mając 25 lat na karku można się nauczyć myśleć od nowa?

Przecież to trochę tak jak z próbą nauczenia się poruszać po świecie za pomocą węchu mając już od dawna wykształcone powonienie i to do tego w zaniku, bo nigdy tak naprawdę z niego się nie korzystało?

Okres kiedy mogłem się tak bawić był parę-paręnaście lat temu... Jeśli chodzi o zdolność uczenia się to ja już jestem bliżej drugiego brzegu :)

Grzegorz Raźny pisze...

Powtórzę dobrze znany banał. Człowiek uczy się przez całe życie. Zawsze można powiedzieć, że jest za późno. Ale za rok będzie później niż teraz. Wtedy się będzie wydawało, że "rok temu" to był właściwy czas. A ja sobie myślę, że nigdy nie jest za późno, a ponieważ życie jest jedno, warto w dowolnym momencie nauczyć się myśleć od nowa. W końcu cała reszta życia jeszcze przede mną.