środa, 24 grudnia 2008

Narodzenie Stwórcy

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Pamiątka kluczowego w dziejach człowieka wydarzenia. Wtedy właśnie, 2008 (choć naprawdę 2014) lat temu, urodził się Chrystus. Bóg-człowiek. Zbawiciel. W ciągu 33 lat swojego życia nauczył człowieka drogi prawdy i miłości. Drogi wolności i odpowiedzialności. Drogi gniewu i przebaczenia. Zasiał w świecie ziarno dobra. Dał ludziom wiarę, nadzieję i miłość. Zniósł z piedestału obyczaje, ofiary i rytuały. Umieścił tam miłość, miłosierdzie i sprawiedliwość. Czy to nie wystarczy, żeby nazwać go Bogiem? Zbawicielem? Jeśli to nie wystarczy, to dodam fakt, że oddał za to wszystko swoje własne życie, krwią pieczętując moc nowego przymierza. Dał świadectwo prawdzie, pokazując człowiekowi jak należy zbawiać świat.

Stosunkowo łatwo uwierzyć, że tego dnia narodził się Zbawiciel. O wiele trudniej uwierzyć, że tego dnia narodził się również Stwórca świata. Nie da się oddzielić tych dwu postaci. Nie jest kimś innym odwieczny Bóg-Stwórca, od Boga-Zbawiciela. W końcu wierzymy przecież w jednego Boga. Jak więc to możliwe, że Stwórca narodził się później, niż stworzył świat?

Ludzki umysł osadzony w czterowymiarowej rzeczywistości może mieć nielada problem ze zrozumieniem tej tajemnicy. Zupełnie nieświadomie, przyszedł mi do głowy chyba najoczywistszy model. Bóg istnieje od dawien dawna, a w tym przecudnym momencie, przychodzi do nas, ludzi. Staje się człowiekiem. Jednak ten model o tyle wydaje mi się dziwny, że przywiązuje Boga do czasu. A czy Bóg podlega prawom czasu? Jeśli tak, to znaczy, że jest gdzieś Jego początek i Jego koniec. A przecież wierzymy, że Bóg jest ponadczasowy. Czy zatem można powiedzieć, że był przed czymś? Może dla Boga, kategoria czasu jest tylko kolejną osią w wielowymiarowym układzie współrzędnych. Może Bóg ogarnia cały ten układ od zewnątrz. Stając się człowiekiem, wszedł w czas.

Całą tę tajemnicę, pięknie ilustrują pierwsze słowa Ewangelii wg św. Jana:
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
Prawdy zawarte w Piśmie Świętym mają to do siebie, że rozważać je można na wielu płaszczyznach. Może cała prawda o stworzeniu świata przez Boga, ma drugie dno. Księga Rodzaju rozpoczyna się takimi słowami:
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.
Ziemia była bezładem i pustkowiem, tak jak życie człowieka przed Chrystusem. Człowiek dbał o siebie, o rodzinę, o własne interesy i o wypełnianie rytuałów. Jednak brakowało esencji. Brakowało miłości. Jakby ten cały świat człowieka, był ciemnością. Chrystus swoim życiem, niósł orędzie miłości. Przyniósł sens. Stworzył więc światłość. Światłość, która ma nas prowadzić. W Kazaniu Na Górze, powiedział do nas, do każdego swojego ucznia, że to my jesteśmy światłością świata. A więc, to człowiek jest sensem życia człowieka. Miłość bliźniego jest najważniejszym prawem.

Akt stworzenia świata, jest więc jakby aktem porządkowania tego bezładu życia człowieka. To Chrystus swoją nauką stworzył nasz świat. Ale nie tylko stworzył ale i bezustannie tworzy. Tylko na ile, my mu na to pozwolimy? Czy pozwolimy mu narodzić się w naszym sercu? Czy pozwolimy mu tworzyć nasz świat? Warto zadbać, aby święta Bożego Narodzenia, nie były tylko pamiątką po wydarzeniu, ale żeby same w sobie zaowocowały narodzeniem Chrystusa w ubogiej stajence naszego serca.

Brak komentarzy: