niedziela, 24 sierpnia 2008

Sen zwany życiem

Czy śmierć jest snem, z którego nie ma wybudzenia? Czy zasypiając oswajamy się z nieuniknionym? Czasem wydaje się, że to życie jest snem, z którego przez śmierć wybudzimy się do prawdziwego i pełniejszego życia. Jakie ma wtedy znaczenie jak żyjemy, skoro to jest tylko sen? A jednak chyba ma. We śnie często ujawnia się prawdziwa natura człowieka, przechowywana w głębi podświadomości niedostępna dla rozumu. Czasem odezwie się jakiś wyrzut sumienia, uśpionego przez koniunkturalne rozumowanie naszej świadomości. Gdy świadomość wyłączamy w czasie snu, podświadomość ma pole do popisu.

Może życie jest takim snem, w którym okazuje się kim naprawdę jesteśmy i to ukierunkuje nasze prawdziwe życie. Może to zadecyduje, czy godni jesteśmy żyć w największym możliwym szczęściu, czy umierać będziemy w wiecznej tęsknocie.

środa, 20 sierpnia 2008

Zbrodnia

W listopadzie roku 1943, młody warszawski konspirator, były więzień obozu w Auschwitz, mający 21 lat Władysław Bartoszewski, opublikował artykuł pt. "Twoja rola w pracy społeczno-politycznej". Jest to zbiór wskazówek, którymi później przez całe życie, kierował się w działaniu na rzecz Wolnej Polski. Oto jedno ze zdań:
(...) zbrodnią jest reagować na nieszczęście dopiero wtedy, gdy się samemu zostanie zagrożonym.
Do takich samych wniosków doszedł niemiecki pastor Martin Niemoeller. Oto jego wiersz:
Gdy nazi przyszli po komunistów, nie odezwałem się, bo nie byłem komunistą.
Potem przyszła kolej na Żydów, i znowu się nie odezwałem, bo nie byłem Żydem.
Potem przyszli po związkowców, i znowu się nie odezwałem - bo nie należałem do związków zawodowych.
Potem przyszli po katolików i nie protestowałem, bo byłem protestantem.
Wreszcie przyszli po mnie - i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną.
Może naprawdę zło byłoby dużo mniej potężne, gdybyśmy w porę na nie reagowali?

piątek, 8 sierpnia 2008

Najtrudniej rozpocząć

Kto nie chce żyć w świecie na kształt nakreślony w Kazaniu na Górze? Kto nie chce być obdarzany zewsząd miłością? Kto nie chce, żeby mu przebaczano zło, które wyrządził nie siedem, a siedemdziesiąt siedem razy? Kto chce, gdy jest głodny by go nie nakarmić? Gdy jest spragnionym nie dostać pić? Nie sądzę, aby istniał ktokolwiek, kto by tego chciał.

Problem w tym, że najpierw trzeba nauczyć się być po drugiej stronie. Trzeba kochać i przebaczać. Pomagać potrzebującym. Ale do tego potrzeba głębokiego zakorzenienia prawdy we własnym sumieniu. Trzeba być przygotowanym na to, że gdy zrobimy coś dobrego dla kogoś, ten ktoś wcale nie musi nam odpłacić tym samym. Sprawia to wrażenie bezsensownej walki o dobro, bo może to być dobro, którego sami nigdy nie doświadczymy. Jednak czy nie warto poświęcić życia dla przyszłych pokoleń? Nawracajmy się i głośmy Ewangelię. Głośmy ją przykładem, a nie tylko słowem.

Jeśli zarazisz trzy osoby takim podejściem i każda z tych osób zarazi trzy kolejne, to już mamy dziesięć osób w naszym pokoleniu. Niech każda z tych osób zarazi swoje dzieci (statystycznie dwoje). Niech każde z tych dzieci zarazi trójkę swoich znajomych, z których każdy z nich zarazi również trójkę. Wśród naszych dzieci już będzie dwieście osób. A zgodnie z tym algorytmem wśród naszych wnuków będą cztery tysiące. Co ciekawe jeśli zamiast trzech osób będziemy zarażać po cztery, wśród naszych wnuków będzie już dziewiętnaście tysięcy osób. Jeśli udałoby się zarazić dziesięć osób, to w trzecim pokoleniu zaowocuje to czterema milionami. A przecież nie skończy się to na trzecim pokoleniu.

Zamiast więc kreować "sprawiedliwy" system polityczno-społeczny, rozpocznijmy proces przemian wewnętrznych sumień ludzkich. Niech z tego wykiełkuje Królestwo Niebieskie.

sobota, 2 sierpnia 2008

Czy Ewangelia jest aktualna?

Dość popularny wśród katolików jest pogląd, że Ewangelia jest nauką piękną o świecie idealnym, lecz zupełnie nie przystaje do obecnych warunków. Zawsze staram się zwalczać ten pogląd. I oto znalazłem w czytanym właśnie przeze mnie wywiadzie rzece z profesorem Władysławem Bartoszewskim, słowa, które jeszcze bardziej utwierdzają mnie w moim przekonaniu, że Ewangelia jest aktualna tu i teraz! Słowa, które dotyczą Frontu Odrodzenia Polski - organizacji konspiracyjnej z czasów okupacji hitlerowskiej. Z czasów, w których o wiele trudniej myśleć o wszystkich ludziach jako o braciach. Z czasów, w których najpopularniejszym poglądem był ten, który głosi, że Żydzi ani Niemcy nie są bliźnimi. FOP zdecydowanie sprzeciwiał się tym poglądom.

Władysław Bartoszewski mówi:

(...) Tam znalazłem apel - dla mnie ważny. Apel, by być katolikiem konsekwentnym. By oprzeć się na Ewangelii, na pierwszym podstawowym nakazie miłości. To było nawiązanie do języka mojego dzieciństwa. I poczułem się mocniej, upewniając się, że są ludzie, którzy mówią tym językiem. Nie jestem sam!

I nieco dalej:

(...) Sądzę, że w podziemiu FOP był traktowany jako grupa ludzi nawiedzonych, nadmiernie uduchowionych, marzycieli, którzy myślą o Polsce idealnej, opierającej się na nauce Kazania na górze. Dookoła twarda, praktyczna rzeczywistość, a my o Ewangelii... (...)

Warto pamiętać również w jakich czasach żył Jezus. Tam też rzeczywistość wcale nie ułatwiała słuchania jego nauki. Izrael był pod okupacją Rzymu. Rzymianie krzyżowali tych, którzy marzyli o wolności. A jednak Jezus uczył, że ludzie są braćmi i sam dał nam przykład jak mamy się wzajemnie miłować.

Jeśli więc również pragniesz tworzyć rzeczywistość na kształt Kazania na Górze, pamiętaj: Nie jesteś sam!

poniedziałek, 28 lipca 2008

Bądź wola Twoja!

Jakub pogodził się już ze śmiercią Mistrza i rozmyślał o tym, co zrobią, kiedy zostaną na ziemi bez niego.
- Nie możemy się sprzeciwić woli Bożej, ani woli naszego Mistrza. Jak mówią prorocy, twoim obowiązkiem, Rabbi, jest umrzeć, naszym żyć. Żyć, aby słowa, które wypowiedziałeś nie zostały zapomniane. Spiszemy je w Nowym Piśmie Świętym, ustanowimy nasze prawa, zbudujemy nasze synagogi i wybierzemy naszych najwyższych kapłanów, uczonych w piśmie i faryzeuszy.

Jezus był przerażony.
- Ukrzyżujecie wówczas Ducha, Jakubie - krzyknął. - Nie chcę tego!
- Tylko w ten sposób Duch nie zaniknie - odparł Jakub.
- Lecz nie będzie już wolny. Nie będzie już Duchem!
- To nie ma znaczenia. Będzie wyglądał na Ducha. To wystarczy, Rabbi, dla naszych potrzeb.

Jezus oblał się zimnym potem. Spojrzał na uczniów. Nikt się nie sprzeciwiał. Piotr z podziwem patrzył na syna Zebedeusza. Ten to potrafi myśleć! Odziedziczył tę błyskotliwość po ojcu, rybaku. A teraz patrzcie go - lepiej od Mistrza wie, jak zaprowadzić nowy porządek!

Zrozpaczony Jezus uniósł ręce. Zdawał się prosić niebo o pomoc.
- Ześlę wam Pocieszyciela, ducha prawdy. On was poprowadzi.
- Ześlij nam szybko Pocieszyciela - krzyknął Jan. - Żebyśmy nie zbłądzili, żebyśmy mogli cię znów odnaleźć, Rabbi!

Jakub uparcie potrząsał głową.
- Ten duch prawdy, o którym mówisz, również będzie ukrzyżowany. Musisz sobie zdać sprawę, Rabbi, że ten duch będzie ukrzyżowany tak długo, jak długo istnieją ludzie na ziemi. Lecz to nie ma znaczenia. Zawsze coś zostaje, a to, mówię ci, wystarczy nam.
- Ale mnie nie wystarczy - krzyknął w rozpaczy Jezus.

Jakub poczuł się zakłopotany, kiedy usłyszał ten bolesny krzyk. Zbliżył się i ujął Mistrza za rękę.
- Tak, tobie nie wystarczy, Rabbi - rzekł. - Dlatego ty zostaniesz ukrzyżowany. Przebacz mi, że się sprzeciwiam.

Jezus położył rękę na głowie upartego Jakuba.
- Jeśli Bóg tak chce, niech Duch będzie ukrzyżowany na tej ziemi po wsze czasy i niech krzyż będzie błogosławiony. Dźwigajmy go z miłoscią, cierpliwością i wiarą. Pewnego dnia zamieni się w skrzydła.
(Nikos Kazantzakis, Ostatnie Kuszenie Chrystusa)

środa, 23 lipca 2008

Czerwone Wierchy

Nietrudny, choć długi i męczący tatrzański szlak. Zaczyna się niewinnie w dolinie Kościeliskiej, stamtąd około 4 godziny do góry czerwonym szlakiem i znajdujemy się na Ciemniaku (2096m npm). Przed nami i za nami rozciąga się wspaniały widok. Z jednej strony na tatry zachodnie, z drugiej na wysokie i górującą nad nimi Świnicę. Przed nami następny cel, odległy o około 30 min - Krzesanica (2122m npm). Potem jeszcze Małołączniak (2096m npm) i Kopa Kondracka (2004m npm). Niby zwykła wyprawa, a jednak ...



Gdy przechodzi się na kolejne szczyty i spogląda wstecz, czuje się jakiś cichy majestat. Czy jest to już tęsknota za przeszłością? Czy może podziw dla własnych możliwości? Zastanawiające jest to, że patrząc do przodu szczyty te wydają się mniejsze. Może to tylko kwestia kierunku, w którym się idzie? A może to coś więcej? Może nadzieja rzucana do przodu zmienia perspektywę, podobnie jak tęsknota rzucana do tyłu? W końcu spojrzenie z góry było celem człowieka już od mitycznego Ikara. A tutaj, mamy chyba do czynienia z namiastką tego pragnienia.

poniedziałek, 14 lipca 2008

Pocieszyciel?

Gdy cierpisz, gdy nic nie wychodzi, nie proś Ducha o pocieszenie. Duch nie sprawi, żę wszystko co złe odejdzie. O nie! Duch nie powie, że: "będzie dobrze". Nie będzie!!! Jeszcze wiele cierpienia spotka Ciebie i mnie na tym świecie. Otwórz się na siłę Ducha Świętego. On Cię umocni, tak, żebyś wszystko co złe, mógł przetrwać na chwałę Ojca. Błędnie nazywamy Ducha Pocieszycielem. To jest Umocniciel. On nie zabierze Twoich trudności, ale umocni Ciebie, abyś przez nie przeszedł.