niedziela, 20 stycznia 2008

Własny świat

Czy można mówić o świecie w znaczeniu globalnym? Czy można świat utożsamiać z Ziemią? Czy może lepiej z wszechświatem? Ja bym skłaniał się raczej do używania słowa świat, w kontekście własnego świata. Świat jest taki, jakim widzi go dana jednostka. Każda osoba ma swój świat i jest za niego odpowiedzialna. Jest władcą tego świata, ale nie dlatego, że może tu rządzić, ale dlatego, że jest właśnie za niego odpowiedzialna. Odpowiada całym życiem za zbawienie tego świata.

Interesująca jest sytuacja, gdy świat jednej osoby zachodzi na świat drugiej osoby. Jednak jeszcze ciekawszy wydaje się przypadek, gdy jedna z osób sama staje się częścią świata drugiej osoby. Do takiej sytuacji potrzebne jest zaproszenie władcy do swojego świata. Zaproszenie to jest swoistą odmianą otwarcia się na drugą osobę. Wynikiem tego otwarcia staje się relacja między ludzka (jedno- lub obustronna). Osoba, która staje się częścią świata drugiej osoby wcale nie musi zdawać sobie z tego sprawy. Już samo uznanie kogoś jako własnego autorytetu moralnego, umieszcza tę osobę w świecie jednostki.

Zdając sobie sprawę, z ogromu odpowiedzialności za własny świat, możemy paradoksalnie wreszcie poczuć się wolni. Wolni w realizacji celów w tym świecie. Wolni do czynienia w nim dobra. Ponadto, dbając o ten świat i biorąc pełną odpowiedzialność, możemy dać (jakże potrzebne) świadectwo. Czego świadectwem, będzie Twój świat?

Ostatnio miałem okazję obejrzeć film: "Elisabeth. Golden Age." Królowa Anglii Elżbieta przez pewien okres czasu męczyła się, zagubiona w sytuacji. Nie potrafiła poradzić sobie z problemami osobistymi, ani z odpowiedzialnością. Jednak okazało się, że gdy zrozumiała, że jej światem jest Anglia i ona nim rządzi i za niego odpowiada, potrafiła odzyskać wiarę. Jak sama powiedziała, stała się sobą. Efektem tej wielkiej wiary stało się zwycięstwo Anglii nad największą potęgą europejską, Hiszpanią, która dodatkowo wspierana była przez średniowieczny Watykan. Fakty te są udokumentowane. Czy nie dowodzi to, że możemy realnie ratować nasz świat?

5 komentarzy:

Henki pisze...

Czasem w tym, co wydaje się przerastać nasze siły i możliwości znajdujemy siłę, która pozwala nam osiągać to, co wydaje się niemożliwe...

Piękne spostrzeżenia. Zresztą jak zawsze ;)

Grzegorz Raźny pisze...

Pod warunkiem, że stawką jest zbawienie naszego świata. Dzięki. Dawno Cię nie było.

Henki pisze...

O tak, pod tym warunkiem. Długo mnie nie było, ale już jestem :) I mam nadzieję, że zostanę.

Anonimowy pisze...

A ja myslalem, ze zwyciestwo nad Wielka Armada bylo efektem przewagi taktycznej, bledow Hiszpanow i poswiecenia wielu tysiecy Anglikow.

To byl tylko film, a w filmach wiele rzeczy jest przerysowanych.

Jako ciekawostka: Elzbieta urodzila sie w roku 1533, podczas gdy sir Walter Raleigh w 1552, co ciezko bylo zauwazyc na ekranie.

Grzegorz Raźny pisze...

Film nie jest dokumentem. Prawda, że napisałem, że fakty są udokumentowane. Powodów zwycięstwa można się dopatrywać różnych. Prawda ekranu podsuwa nam postać Królowej.

Poza tym, z czego może wynikać poświęcenie obywateli kompletnie podzielonego kraju? Może to właśnie dla tej Królowej ludzie chcieli walczyć. Nie chcę oczywiście dementować wojennego kunsztu Anglików. Jednak moim celem nie było opisanie wszelkich aspektów sytuacji historycznej, a tylko pokazanie świata jednostki i odpowiedzialności za niego.