Od dłuższego już czasu próbuję pojąć jedną z tajemnic wiary chrześcijańskiej - z tajemnicą Trójcy Świętej. Tradycyjnie rozumiemy ją w następujący sposób. Istnieje jakiś odwieczny Bóg, stworzyciel, który trwa ponad czasem i przestrzenią. Jakaś niezwykle tajemnicza osoba. Może największy z matematyków, który zgodnie ze słowami Gottfrieda Wilhelma Leibniza, gdy rachuje, to staje się świat. Ten wszechmocny i wszechwiedzący absolut zaplanował niesamowicie precyzyjny algorytm, którego efektem było stworzenie człowieka. Gdy człowiek zaczął dążyć do samo-destrukcji, Bóg stał się Ojcem i posłał swojego Syna (który jakimś niewyjaśnionym sposobem jest tym samym Bogiem) aby uratować ukochany gatunek. Jego losy dobrze znamy z kart Ewangelii. Po śmierci zesłał Ducha, dzięki któremu Bóg zamiast odejść, pozostał wśród wiernych.
Przyznam, że tego typu wyjaśnienie nie jest dla mnie satysfakcjonujące. Niby jedność, ale troistość. Coś się tu nie zgadza. Jak to jeden Bóg, może być zarówno Ojcem, Synem i Duchem? A jednak Chrystus wyraźnie mówi zarówno o Duchu jak i o Ojcu. Gdzie należy szukać wyjaśnień. Chrystus powiedział: Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Wyraźnie wskazuje, że to On jest źródłem objawienia i nie można rozpocząć rozważania tej tajemnicy od niczego innego. Zastanówmy się więc. Załóżmy, że Chrystus nie jest Bogiem a-priori. Urodził się człowiekiem i do końca pozostał człowiekiem. Czuł ten sam ból, tą samą niewiedzę i niepewność. Dopiero poprzez swoje życie stał się Bogiem głosząc miłość i przebaczenie, dając na końcu swoje życie za nas wszystkich. Chrystus jest Bogiem.
Gdyby Chrystus nie umarł na krzyżu, w ostatniej chwili dając świadectwo miłości przebaczając swoim oprawcom, to czy jego nauka zapadłaby tak bardzo w serca wiernych? Można powiedzieć, że dzięki śmierci, zmartwychwstał Jego Duch. Duch Święty nie jest oddzielnym bytem, ale jest tym, co Chrystus pozostawił po sobie w życiu chrześcijan. Chrystus odszedł, ale uczniowie żyją nadal w Duchu Jego miłości - w Duchu przebaczenia. W ten sposób Chrystus i Duch są jednością. Są tym samym Bogiem.
Chrystus mówi jednak również o Ojcu i przyznam, że te rozważania były zdecydowanie najtrudniejsze. Jednak gdy połączyć logiczne myślenie z tradycją, można również to zrozumieć bez najmniejszych niespójności. Chrystus jako człowiek, ma swoich ludzkich rodziców. Natomiast w Jego życiu było coś, co spowodowało, że poszedł drogą ku staniu się Bogiem. To coś właśnie jest Jego Ojcem. To właśnie to jest źródłem narodzenia Chrystusa Boga. Czym to jest? A co mówi stara tradycyjna pieśń? Bóg jest miłością.
I wszystko znajduje swoje logiczne wyjaśnienie. Chrystus mówi o Królestwie Niebieskim, które jest w naszych sercach, a które mamy realizować w naszym życiu tu i teraz. Skoro Ojciec mieszka w Niebie, to właśnie mieszka w tym Królestwie. W Królestwie miłości, które jest z innego świata niż Królestwo siły. Rządzi się swoimi prawami, tak bardzo różnymi od praw siły. To właśnie miłość spowodowała, że Chrystus poświęcił swoje ludzkie życie, by narodził się Duch wśród ludzi. Dzięki miłości Chrystus stał się Bogiem. To miłość jest Ojcem Chrystusa Boga. Miłość, która jest w Nim samym i która również jest tym samym Bogiem. Miłość, Życie Chrystusa i Jego Duch są trzema postaciami tego samego Boga. Boga miłości i przebaczenia. Boga, który króluje w Królestwie Niebieskim.
Przyznam, że tego typu wyjaśnienie nie jest dla mnie satysfakcjonujące. Niby jedność, ale troistość. Coś się tu nie zgadza. Jak to jeden Bóg, może być zarówno Ojcem, Synem i Duchem? A jednak Chrystus wyraźnie mówi zarówno o Duchu jak i o Ojcu. Gdzie należy szukać wyjaśnień. Chrystus powiedział: Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Wyraźnie wskazuje, że to On jest źródłem objawienia i nie można rozpocząć rozważania tej tajemnicy od niczego innego. Zastanówmy się więc. Załóżmy, że Chrystus nie jest Bogiem a-priori. Urodził się człowiekiem i do końca pozostał człowiekiem. Czuł ten sam ból, tą samą niewiedzę i niepewność. Dopiero poprzez swoje życie stał się Bogiem głosząc miłość i przebaczenie, dając na końcu swoje życie za nas wszystkich. Chrystus jest Bogiem.
Gdyby Chrystus nie umarł na krzyżu, w ostatniej chwili dając świadectwo miłości przebaczając swoim oprawcom, to czy jego nauka zapadłaby tak bardzo w serca wiernych? Można powiedzieć, że dzięki śmierci, zmartwychwstał Jego Duch. Duch Święty nie jest oddzielnym bytem, ale jest tym, co Chrystus pozostawił po sobie w życiu chrześcijan. Chrystus odszedł, ale uczniowie żyją nadal w Duchu Jego miłości - w Duchu przebaczenia. W ten sposób Chrystus i Duch są jednością. Są tym samym Bogiem.
Chrystus mówi jednak również o Ojcu i przyznam, że te rozważania były zdecydowanie najtrudniejsze. Jednak gdy połączyć logiczne myślenie z tradycją, można również to zrozumieć bez najmniejszych niespójności. Chrystus jako człowiek, ma swoich ludzkich rodziców. Natomiast w Jego życiu było coś, co spowodowało, że poszedł drogą ku staniu się Bogiem. To coś właśnie jest Jego Ojcem. To właśnie to jest źródłem narodzenia Chrystusa Boga. Czym to jest? A co mówi stara tradycyjna pieśń? Bóg jest miłością.
I wszystko znajduje swoje logiczne wyjaśnienie. Chrystus mówi o Królestwie Niebieskim, które jest w naszych sercach, a które mamy realizować w naszym życiu tu i teraz. Skoro Ojciec mieszka w Niebie, to właśnie mieszka w tym Królestwie. W Królestwie miłości, które jest z innego świata niż Królestwo siły. Rządzi się swoimi prawami, tak bardzo różnymi od praw siły. To właśnie miłość spowodowała, że Chrystus poświęcił swoje ludzkie życie, by narodził się Duch wśród ludzi. Dzięki miłości Chrystus stał się Bogiem. To miłość jest Ojcem Chrystusa Boga. Miłość, która jest w Nim samym i która również jest tym samym Bogiem. Miłość, Życie Chrystusa i Jego Duch są trzema postaciami tego samego Boga. Boga miłości i przebaczenia. Boga, który króluje w Królestwie Niebieskim.
1 komentarz:
Miałabym zastrzeżenie co do zdania "Miłość, Życie Chrystusa i Jego Duch są trzema postaciami tego samego Boga." - Bóg nie jest 'trójpostaciowy'. 'Postać' nie jest zbyt szczęśliwym określeniem jeśli chodzi o mówienie o Osobach Boskich, od razu przywodzi na myśl modalizm. Ale samo odniesienie relacji w Trójcy do miłości bardzo mi się podoba. Ciekawą koncepcje miał o ile dobrze pamiętam Ryszard od św.Wiktora - mówił, że Bóg jako najwyższa miłość potrzebuje kogoś z kim tę miłośc podzieli - dlatego rodzi Syna. A jako że miłość między dwoma byłaby zbyt egoistyczna, dzielą się tym uczuciem z trzecim - czyli Duchem Świętym. I tak w Trójcy jest Miłujący, Miłowany i Współmiłujący. Jeszcze wcześniej mówił o czymś podobnym Augustyn w swojej psychologicznej koncepcji Trójcy:)
Swoją drogą, przy czytaniu tych rozważań przypomniał mi się krótki wierszyk który powtarzał nam profesor na trynitologii, podobno streszcza całą tajemnicę Trójcy: Jest pięć własności, cztery relacje, trzy Osoby, dwa pochodzenia, jeden Bóg i zero dowodów na to wszystko :-)
ps. polecam pozycje 'Wierzę w Boga Twójjedynego' autorstwa Gisberta Greshake, dość przystępnie napisana jak na książke o Trójcy :)
Prześlij komentarz