czwartek, 10 grudnia 2009

Zelig

Pokrótce nakreślę tytułową postać wykreowaną przez Woody'ego Allena we własnym filmie pt. Zelig. Jest osobą bez własnej osobowości i charakteru. Jeden z psychologów określił go, jako radykalnego konformistę. Gdy rozmawia z republikaninem, jest republikaninem. Gdy rozmawia z demokratą, jest demokratą. Gdy rozmawia z rabinem, sam staje się rabinem. A gdy rozmawia z kolorowym rozmówcą, jego skóra zaczyna ciemnieć.

Za wszelką cenę chce być akceptowany i lubiany. Do tego stopnia nie ma swojej osobowości, że w rozmowie z psychiatrami, którzy przyjechali go obserwować staje się psychiatrą. I nie udaje żadnego, lecz po prostu się nim staje. Zna się nagle na teorii osobowości, a nawet jest pewien, że sam jest autorem teorii psychoanalizy, kolegą Sigmunda Freuda, z którym nie zgadzał się jedynie w tym, że uważa, iż "zazdrość o penisa" nie powinna być przypisywana jedynie kobietom.

Zastanawia mnie, czy każdy z nas nie nosi w sobie takiego Leonarda Zeliga (tak nazywa się ów bohater). Czy często nie zapominamy o naszych wartościach, o naszych poglądach, chcąc przypodobać się otoczeniu? Chcemy pasować. Nie chcemy mieć wszystkich przeciwko sobie. Ani się obrócimy i stajemy się tłumem, a przestajemy się być zbiorem indywidualności. Fakt, że wtedy łatwiej usprawiedliwić się, ale tak naprawdę odpowiedzialność za nasze czyny jest wyłącznie w naszych rękach. Mimo, że spróbujemy oskarżyć tłum, to tłum się wszystkiego wyprze.

Koniec końca, bohater odzyskuje swoją własną osobowość. Spotyka panią psychiatrę, która chce go wyciągnąć. Po wielu wielu frustrujących (dla niej) sesjach znajduje sposób, aby zdezorientować pacjenta, dzięki czemu dociera do źródeł jego problemów. Sposób jest błyskotliwy. Podczas sesji, pacjent upiera się, że sam jest lekarzem psychiatrą. Gdy lekarka mówi mu, że jest on jedynie pacjentem, ten z lekceważącym głosem odpowiada "tylko proszę tego nikomu nie mówić".

W końcu lekarka próbuje inaczej. Powiedziała, że sama jest osobą, która tylko udaje lekarza, a jest pacjentką. Że próbuje za wszelką cenę się przypodobać. Konieczność kazałaby teraz Zeligowi stać się również pacjentem, który udaje lekarza. Tym samym staje się sam sobą i zaczyna panikować. Traci kontakt z rzeczywistością, co lekarka wykorzystuje aby zahipnotyzować pacjenta i dotrzeć do źródła problemu.

Może właśnie próba popatrzenia sobie samemu w oczy jest drogą do wyleczenia się z takiej przypadłości. Jeśli każdy (lub większość) z nas ma taki problem, może warto aby skonfrontował się sam z sobą. Zapytał się, kim jest? W co wierzy? Co jest dla niego ważne? Może wtedy podobnie jak nasz bohater, wyzwoli się z konformizmu i zacznie bronić swojego świata. Może wtedy zacznie być sobą.

Brak komentarzy: