Filozofów od wieków interesował związek między rzeczywistością, a postrzeganiem. Czy to, co do nas dociera w postaci fenomenów, jest zgodne z faktycznym (co to w ogóle znaczy) stanem? Od Arystotelesa po Husserla temat ten jest nieodłącznym elementem refleksji światopoglądowej. Nie jest moją intencją przedstawienie dziejów tych rozważań, ale przytoczenie jednego z bardziej interesujących poglądów na ten temat, którego autorem jest wybitny francuski filozof Rene Descartes, znany również jako Kartezjusz.
Nie można ze stuprocentową pewnością założyć, że to co nas otacza jest bytem faktycznie istniejącym. Istnieje niewielka możliwość, kładąca cień na wiarygodność naszej percepcji, że mami nas wyjątkowo złośliwy demon. Podsuwa nam do świadomości fakty i przedmioty, które w rzeczywistości nie mają miejsca. Oddziaływuje na nasze zmysły, intelekt, rozum i pamięć. Czy oznacza to, że niczego nie możemy być w stu procentach pewni?
Bynajmniej. Jest coś, czego istnienie jest dla mnie niezaprzeczalne. Fakt, że myślę, że odczuwam. Że jestem kartezjańskim res cogitans. Cogito ergo sum. Mogę zatem wiedzieć, że jestem i nie mogę mieć co do tego wątpliwości. Istnieje zatem we mnie coś, jakaś duchowość, coś co w przeciwieństwie do wszelkiej materii, wiem, że istnieje. Jest to coś boskiego, choć niedoskonałego. Wyrazem niedoskonałości jest to, że nie mogę być pewien niczego innego, że zawsze pozostaje cień wątpliwości. Jednak niedoskonałość nie jest zaprzeczeniem doskonałości ale jej jakimś fragmentem. Musi istnieć jakaś doskonałość. Jakiś absolut. Jakiś Bóg.
Jeśli założyć, że to ta doskonałość objawia nam rzeczywistość, to niesposób uwierzyć, że nas zwodzi, że nas oszukuje. Oszustwo bowiem stoi w jawnej sprzeczności z doskonałością. Jaki cel może mieć doskonałość w zwodzeniu człowieka? Czy chce podkreślić swoją doskonałość? Oznaczałoby to, że doskonałość potrzebuje czegoś więcej, a więc nie jest pełna, a więc nie jest doskonała. Skoro więc doskonałość nie zwodzi i nie oszukuje człowieka, możemy wysunąć dość logicznie uzasadnioną tezę, że świat, który postrzegamy wokół, również istnieje rzeczywiście.
W ten sposób Kartezjusz od poddania istnienia świata w wątpliwość wyprowadza pewność jego rzeczywistego istnienia. Myśl ta była przez jego następców poddawana krytyce, ale znajdowała również wiernych obrońców. Nie chciałbym tu zajmować ani stanowiska pro-, ani antykartezjańskiego, ale raczej zachęcić do chwili zadumy i zagłębiania się w treść przemyśleń wielkich filozofów.
Nie można ze stuprocentową pewnością założyć, że to co nas otacza jest bytem faktycznie istniejącym. Istnieje niewielka możliwość, kładąca cień na wiarygodność naszej percepcji, że mami nas wyjątkowo złośliwy demon. Podsuwa nam do świadomości fakty i przedmioty, które w rzeczywistości nie mają miejsca. Oddziaływuje na nasze zmysły, intelekt, rozum i pamięć. Czy oznacza to, że niczego nie możemy być w stu procentach pewni?
Bynajmniej. Jest coś, czego istnienie jest dla mnie niezaprzeczalne. Fakt, że myślę, że odczuwam. Że jestem kartezjańskim res cogitans. Cogito ergo sum. Mogę zatem wiedzieć, że jestem i nie mogę mieć co do tego wątpliwości. Istnieje zatem we mnie coś, jakaś duchowość, coś co w przeciwieństwie do wszelkiej materii, wiem, że istnieje. Jest to coś boskiego, choć niedoskonałego. Wyrazem niedoskonałości jest to, że nie mogę być pewien niczego innego, że zawsze pozostaje cień wątpliwości. Jednak niedoskonałość nie jest zaprzeczeniem doskonałości ale jej jakimś fragmentem. Musi istnieć jakaś doskonałość. Jakiś absolut. Jakiś Bóg.
Jeśli założyć, że to ta doskonałość objawia nam rzeczywistość, to niesposób uwierzyć, że nas zwodzi, że nas oszukuje. Oszustwo bowiem stoi w jawnej sprzeczności z doskonałością. Jaki cel może mieć doskonałość w zwodzeniu człowieka? Czy chce podkreślić swoją doskonałość? Oznaczałoby to, że doskonałość potrzebuje czegoś więcej, a więc nie jest pełna, a więc nie jest doskonała. Skoro więc doskonałość nie zwodzi i nie oszukuje człowieka, możemy wysunąć dość logicznie uzasadnioną tezę, że świat, który postrzegamy wokół, również istnieje rzeczywiście.
W ten sposób Kartezjusz od poddania istnienia świata w wątpliwość wyprowadza pewność jego rzeczywistego istnienia. Myśl ta była przez jego następców poddawana krytyce, ale znajdowała również wiernych obrońców. Nie chciałbym tu zajmować ani stanowiska pro-, ani antykartezjańskiego, ale raczej zachęcić do chwili zadumy i zagłębiania się w treść przemyśleń wielkich filozofów.
2 komentarze:
Nie powiedziałabym, że niedoskonałość jest fragmentem doskonałości. Niedoskonałość zakłada jakiś brak, a doskonałość to pełnia, której już niczego nie brakuje. Cenię Kartezjusza za te jego dowodzenia, aczkolwiek też nie zajęłabym stanowiska za albo przeciw bo swoje "dowody" opieram na czymś innym. Jednak dzięki za przypomnienie o Kartezjuszu, miło wspominam wykłady na jego temat :) Do przemyślenia - w sam raz :)
Myślę, że brak, a fragment mają w tym wypadku bardzo zbieżne znaczenia. Doskonałość to pełnia. Więc fragment pełni jest jej brakiem. Jest tylko fragmentem, a nie pełnią. To miałem na myśli :).
Niestety ja nie miałem okazji uczęszczać na wykłady i nieraz żałuję, że właśnie filozofii nie wybrałem. Ale z drugiej strony bardzo przyjemnie jest samemu zgłębiać treść interesujących wywodów. :)
Prześlij komentarz