wtorek, 7 lipca 2009

Wątpliwa użyteczność kłamstwa

Jednym z zarzutów wobec utylitaryzmu jest to, że usprawiedliwia on kłamstwo jeśli jest ono użyteczne dla osoby zapytanej. Ogólnie utylitaryzm polega na ustawieniu szczęścia jako podstawowego i jedynego pożądanego celu działań człowieka. Skoro więc mówiąc prawdę, człowiek może uniknąć przykrych konsekwencji, to kłamstwo jako dążenie do szczęścia wydaje się uprawnione. Wydaje się.

John Stuart Mill, wybitny myśliciel dziewiętnastowieczny, odpiera tak sformułowany zarzut. Szczęście człowieka bowiem ma wiele różnych sfer i poziomów. Są szczęścia małe, doraźne jak i szczęścia duże. Szczęście może być stanem zaspokojenia potrzeb cielesnych, jak i satysfakcja z dobrze wykorzystanej wolności. Coś co wydaje się użyteczne w kontekście konkretnej sytuacji życiowej, może na dłuższą metę przyczynić się do utraty szczęścia. Dążenie do szczęścia nie usprawiedliwia dążenia do pozornego szczęścia, ale postuluje rozważne obieranie celów.

Kłamstwo jest wspaniałym przykładem. Okłamując drugiego w jakiejś kwestii, możemy uniknąć przykrych konsekwencji. Działamy więc na korzyść własnego doraźnego szczęscia. Jednak z drugiej strony, przyczyniamy się do powstawania świata, w którym słowo przestaje mieć znaczenie. Obniżamy własną wiarygodność, a co za tym idzie, zmniejszamy stopień zaufania między ludźmi. Konsekwencją takiego działania jest świat, w którym nie można zaufać słowu drugiego człowieka, a więc jakiekolwiek przekazywanie informacji traci sens. Oznacza to efektywny koniec komunikacji. Nie da się przecenić znaczenia komunikacji w życiu człowieka. Pozorna użyteczność kłamstwa, okazuje się być fałszywa. Kłamstwo powoduje utratę szczęścia człowieka w szerszej perspektywie, a więc należy go zaniechać, chyba że sytuacja jest wyjątkowa (na przykład: przesłuchanie przez wroga w czasie wojny).

Nawet utylitaryzm, który wydawał się sprzymierzeńcem ludzi, którzy prawdy i kłamstwa używają jako narzędzi do realizacji swoich przyziemnych celów, okazuje się ich wrogiem. Może znaczy to, że jednak prawda powinna mieć priorytetowe znaczenie w relacjach międzyludzkich? W końcu żadna użyteczność nie jest dobrym usprawiedliwieniem dla kłamstwa, ponieważ jest ona jedynie pozorna. Może warto poświęcić te swoje przyziemne cele, aby dołożyć cegiełkę w budowie świata, w którym człowiek może zaufać drugiemu człowiekowi?

5 komentarzy:

Robert pisze...

oj tak prawda;) tylko gdy tak spojrze na Siebie i pomyślę ile razy w ciągu dnia prawda zostaje na boku, to mimo iż wielkim kłamcą nie jestem, to sporo nie prawdy wymawiam dziennie. Smutna prawda...

pozdrawiam

Grzegorz Raźny pisze...

A jednak zdajesz sobie sprawę z tego, że to jest smutna prawda. A więc prawdopodobnie starasz się unikać nieprawdy. Najgorzej, gdy ktoś uważa, że kłamstwo jest usprawiedliwione i uważa je za naturalny sposób bycia.

Pozdrawiam również.

Anonimowy pisze...

Witam, interesujący blog, wydaje mi się, że jesteś człowiekiem dialogu więc postanowiłem napisać.

Wnioskuję po postach, że nie jesteś zwolennikiem utylitaryzmu. Nie wiem jednak czy przekonująca jest krytyka kłamstwa i zarazem motywującego do niego utylitaryzmu, przy użyciu argumentów hmmm ściśle utylitarnych. Zakładając, że kłamstwo rzeczywiście jest nieużyteczne utylitarysta mógłby stwierdzić, że kto kłamie sądząc, że poprawi dzięki temu swoją użyteczność dokonuje co najwyżej błędnego rachunku użyteczności. Dyskredytuje to co najwyżej osobę, a nie sam utylitaryzm. Z drugiej strony kontynuując wspomniane założenie i jednocześnie przyjmując indywidualistyczny punkt widzenia, mimo, że przez kłamstwo ogólna suma użyteczności jednostek spadła, to nie trudno znaleźć by było osoby które na kłamstwie i dzięki kłamstwu baaaardzo skorzystały…

Swoją drogą założenie o nieużyteczności kłamstwa nawet w dłuższej perspektywie jest także bardzo „optymistyczne”. W praktyce jak mi się zdaje mógłby co najwyżej wyniknąć spór o optymalny z punktu widzenia użyteczności stosunek prawdy do kłamstwa. Prawda też nie jest przykładem wzorcowego źródła użyteczności, gdyby tak nie było nasz papierowy świat ociekałby zapewne jaskrawo różową prawdą”. Argumentów na rzecz prawdy, chyba trzeba by było szukać gdzie indziej…

Pozdrawiam!

D.

Grzegorz Raźny pisze...

Trudno mi powiedzieć, czy jestem zwolennikiem utylitaryzmu, ponieważ zetknąłem się z nim w niewielu tekstach i mogę błędnie rozumieć jego podstawy, ale muszę przyznać, że tekst J. S. Milla pt. Utylitaryzm, przekonał mnie do jego założeń. Tj. niekoniecznie się z nimi zgadzam, ale też nie zamierzam ich w żaden sposób atakować. Na tym etapie jednak na pewno nie określiłbym się jednak jako przeciwnika utylitaryzmu.

Oczywiście są ludzie, którzy na kłamstwie skorzystali, ale to nie zmienia faktu, że spowodowało to obniżenie zaufania, a co za tym idzie suma użyteczności słowa zmalała. Ważąc obie szale, nie mam wątpliwości, że prawda lepiej się przyczynia zwiększaniu użyteczności jednostek.

Czy prawda nie jest przykładem wzorcowego źródła użyteczności? Na mój rozum, jeśli dzięki prawdomówności wzrasta poziom zaufania pomiędzy ludźmi, to zwiększa się ich horyzont wiedzy i doświadczenia.

Jestem bardzo ciekaw Twoich argumentów przeciw prawdzie jako źródle użyteczności.

Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam,

Anonimowy pisze...

Z góry informuje, że nie jestem zwolennikiem argumentacji utylitarnej chociażby z tego powodu, że nie sposób dokładnie zmierzyć poziomu użyteczności. Mam teraz wrażenie, że słowa prawda używasz tutaj w znaczeniu bliższego słowu „prawdomównośc”. Jeżeli tak to zgadzam się, że prawdomówność buduje zaufanie i na pewno jeszcze w inny sposób wpływa na poprawę relacji międzyludzkich, raczej więc pomijając przypadki skrajne uznać ją należy za użyteczną. Ja miałem na myśli słowo prawda w szerszym znaczeniu, jako wiedza, że coś jest lub nie ma. Doświadczalnie możemy stwierdzić, że człowiek nie pragnie za wszelką cenę poznać prawdy. Nawet można by twierdzić, że w człowieku istnieje skłonność do fałszowania rzeczywistości i pewne pragnienie ku temu by tworzyć własny wyimaginowany równoległy świat. Świat fikcji. Przy takich założeniach nawet sama prawdomówność o ile mogłaby zburzyć tą konstrukcje była by uznana za nieużyteczną a o samej prawdzie już nie wspominając. Samo zjawisko nie wskazuje to wszakże na przyczyny, ale być może to uciekanie w pozorność jest pewną konsekwencją wspominanego przez ciebie krótkowzrocznego pojmowania utylitaryzmu. Powiemy, że ktoś umarł okłamany, ale zadowolony. Znajdą się też sytuacje, że ludzie będą chcieli znać prawdę i będzie ona bardzo użyteczna i pociągająca, nawet warta życia, choćby tak jak to miało i ma miejsce w badaniach naukowych.

Prawda jednak moim daniem jest wartością samą w sobie. Rozpatrywanie jej w kategoriach utylitarnych wydaje się więc być nieporozumieniem (oczywiście jeżeli nie chcemy popaść w totalny relatywizm).Tak jak życie czerpie swoją wartość choćby z tego, że człowiek z samej swojej natury dąży do tego aby je zachować tak też prawda i szukanie jej wydaje się być nieodłączną cechą natury rozumnej. Nie wątpię, że utylitaryzm mógłby dostarczyć argumentów na rzecz nie przyznawania prawdzie jakiejkolwiek wartości, ale przy tych założeniach oznaczałoby to pozbawienia człowieka części samego siebie. Poza tym prawda co może ważniejsze jest nieodłącznym składnikiem wolności w sensie pozytywnym, kłamstwo jest przecież pewną formą niewoli, wymuszającą kierowanie się podmiotu ku dobru tylko pozornemu, uniemożliwiając mu urzeczywistnienie pewnej pełni do jakiej został powołany. Oczywiście przyjmując, że taka pełnia istnieje a dla której urzeczywistnienia człowiek został obdarzony rozumem i wolnością. Gdyby jednak tego powołania nie było trzeba by stwierdzić, że było by to straszne marnotrawstwo…

Ja też nie mogę powiedzieć, że jestem przeciwnikiem utylitaryzmu, przydaje się na zakupach:)

pozdrawiam D.