Kto nie chce żyć w świecie na kształt nakreślony w Kazaniu na Górze? Kto nie chce być obdarzany zewsząd miłością? Kto nie chce, żeby mu przebaczano zło, które wyrządził nie siedem, a siedemdziesiąt siedem razy? Kto chce, gdy jest głodny by go nie nakarmić? Gdy jest spragnionym nie dostać pić? Nie sądzę, aby istniał ktokolwiek, kto by tego chciał.
Problem w tym, że najpierw trzeba nauczyć się być po drugiej stronie. Trzeba kochać i przebaczać. Pomagać potrzebującym. Ale do tego potrzeba głębokiego zakorzenienia prawdy we własnym sumieniu. Trzeba być przygotowanym na to, że gdy zrobimy coś dobrego dla kogoś, ten ktoś wcale nie musi nam odpłacić tym samym. Sprawia to wrażenie bezsensownej walki o dobro, bo może to być dobro, którego sami nigdy nie doświadczymy. Jednak czy nie warto poświęcić życia dla przyszłych pokoleń? Nawracajmy się i głośmy Ewangelię. Głośmy ją przykładem, a nie tylko słowem.
Jeśli zarazisz trzy osoby takim podejściem i każda z tych osób zarazi trzy kolejne, to już mamy dziesięć osób w naszym pokoleniu. Niech każda z tych osób zarazi swoje dzieci (statystycznie dwoje). Niech każde z tych dzieci zarazi trójkę swoich znajomych, z których każdy z nich zarazi również trójkę. Wśród naszych dzieci już będzie dwieście osób. A zgodnie z tym algorytmem wśród naszych wnuków będą cztery tysiące. Co ciekawe jeśli zamiast trzech osób będziemy zarażać po cztery, wśród naszych wnuków będzie już dziewiętnaście tysięcy osób. Jeśli udałoby się zarazić dziesięć osób, to w trzecim pokoleniu zaowocuje to czterema milionami. A przecież nie skończy się to na trzecim pokoleniu.
Zamiast więc kreować "sprawiedliwy" system polityczno-społeczny, rozpocznijmy proces przemian wewnętrznych sumień ludzkich. Niech z tego wykiełkuje Królestwo Niebieskie.
Problem w tym, że najpierw trzeba nauczyć się być po drugiej stronie. Trzeba kochać i przebaczać. Pomagać potrzebującym. Ale do tego potrzeba głębokiego zakorzenienia prawdy we własnym sumieniu. Trzeba być przygotowanym na to, że gdy zrobimy coś dobrego dla kogoś, ten ktoś wcale nie musi nam odpłacić tym samym. Sprawia to wrażenie bezsensownej walki o dobro, bo może to być dobro, którego sami nigdy nie doświadczymy. Jednak czy nie warto poświęcić życia dla przyszłych pokoleń? Nawracajmy się i głośmy Ewangelię. Głośmy ją przykładem, a nie tylko słowem.
Jeśli zarazisz trzy osoby takim podejściem i każda z tych osób zarazi trzy kolejne, to już mamy dziesięć osób w naszym pokoleniu. Niech każda z tych osób zarazi swoje dzieci (statystycznie dwoje). Niech każde z tych dzieci zarazi trójkę swoich znajomych, z których każdy z nich zarazi również trójkę. Wśród naszych dzieci już będzie dwieście osób. A zgodnie z tym algorytmem wśród naszych wnuków będą cztery tysiące. Co ciekawe jeśli zamiast trzech osób będziemy zarażać po cztery, wśród naszych wnuków będzie już dziewiętnaście tysięcy osób. Jeśli udałoby się zarazić dziesięć osób, to w trzecim pokoleniu zaowocuje to czterema milionami. A przecież nie skończy się to na trzecim pokoleniu.
Zamiast więc kreować "sprawiedliwy" system polityczno-społeczny, rozpocznijmy proces przemian wewnętrznych sumień ludzkich. Niech z tego wykiełkuje Królestwo Niebieskie.
2 komentarze:
"Najtrudniej rozpocząć", lecz gdy dzieło zacznie się, cóż może zatrzymać nas... :)
Mam nadzieję, że nic. Powodzenia w tej walce!
Prześlij komentarz