poniedziałek, 3 grudnia 2007

Wyścig szczurów

Zgodnie z wikipedią "wyścig szczurów" oznacza:

określenie pozbawionej sensu, bezwartościowej i niekończącej się pogoni (najczęściej wyczerpującego wysiłku współczesnych ludzi, dążących do osiagnięcia materialnego i zawodowego sukcesu). Określenie pochodzi od sposobu zachowania szczurów laboratoryjnych, biegnących bez końca w labiryntach lub w obracających się kołach i nie osiągających w ten sposób niczego, ani jako grupa, ani jako jednostki.

Zachęcam do zrobienia sobie rachunku sumienia, w postaci porównania własnego życia do definicji przytoczonej powyżej. Możliwe, że są jednostki, dla których zaproponowane porównanie nie wykaże żadnych podobieństw. Pewnie znajdą się również jednostki, dla których definicja życia i definicja wyścigu szczurów pokrywa się w stu procentach. Jednak dla większości, wyścig szczurów jest koniecznym fragmentem życia. Dla niektórych przykrym, dla niektórych mniej przykrym. Dla niektórych ważniejszym, dla niektórych mniej ważnym.

Całkowite zapędzenie się w tym wyścigu jest niezmiernie niebezpieczne, bo marginalizuje pozostałe aspekty życia człowieka. Bardzo trudno zidentyfikować jest moment, w którym zajmuje on nam zbyt duży fragment życia, a przecież o drogach naszego życia nie powinny decydować tak banalne powody, jak te, które kierują wyścigiem szczurów. Pamietajmy, że człowiek jest stworzony do Zbawienia. Stańmy czasem z boku i oceńmy, czy z czasem wyścig ten nie przesłania nam coraz większego fragmentu życia. Pomyślmy czasem o własnej drodze i jej sensie.

W całym tym zagadnieniu kryje się jeszcze jedna pułapka. Człowiek, który zdaje sobie sprawę, że wyścig szczurów ma złe skutki, próbuje wyjść z niego jak najszybciej. Pociąga to za sobą konieczność intensyfikacji działań z nim związanych. W pewnym momencie, człowiek w tym pędzie, może oderwać się od rzeczywistości i nie znaleźć w niej już sensu, gdy uzna wyścig za zakończony. Rzeczywistość jest ciągła. Pamietajmy, żeby nie stracić ciągłości kontaktu z nią.

7 komentarzy:

Kuba Rozkwitalski pisze...

Aby sprobowac rozpoczac dyskusje w tym temacie, pozwole sobie nie zgodzic sie z autorem posta.

Zaczne jednak od przyznania racji, ze obie skrajnosci sa watpliwymi rozwiazaniami, zarowno przesadny udzial w wyscigu, jak i calkowite z niego wyobcowanie.

To pierwsze sila rzeczy czyni spustoszenie w zyciu osobistym, psychice, etc. Truizmy.

To drugie natomiast, zawiera tez kilka pulapek, ktore byc moze nie zawsze sa dostrzegane i/lub uwazane za negatywne.

Chcialbym skupic sie na jednej z tych pulapek, mianowicie ucieczce od udzialu w wymianie dobr, w szczegolnosci w systemach bazujacych na abstrakcyjnej mierze wartosci. Po ludzku piszac na ucieczce od pracy i kupowaniu dobr za zarobione w niej pieniadze.

Utopie komun ktore sa "samowystarczalne" i gdzie nie ma wyscigu, pogoni za dobrami itp. uwazam za wlasnie - utopie. Natura ludzka dazy do wygody, a ta zwiazana jest z gromadzeniem dobr, i korzystaniem z uslug. A kazdy system ktory do prawidlowego dzialania wymaga zmiany natury ludzkiej powinien byc ponownie przemyslany. Co sprawdza sie w informatyce ale chyba nie tylko tam.

W drodze ewolucji doszlismy do systemu, w ktorym gleboka specjalizacja i automatyzacja, pozwala na zwiekszenie wydajnosci, ale tez (mam nadzieje) satysfakcje z pracy i jej lzejszy charakter. Czy ktos wybiera prace, ktora ma tylko dostarczac srodkow do zycia, czy tez lepiej znajduje sie w duzo bardziej absorbujacej rzeczywistosci korporacyjnych benefitow i nieplatnych godzin spedzonych nad satysfakcjonujaca praca, to suwerenny wybor.

Ujmujac to innymi slowy, w czym gorszy mialby byc yuppie goniacy za sukcesem, od sportowca chcacego osiagnac najlepszy wynik? W koncu takze praca moze byc forma samodoskonalenia, a nie kazdy musi byc takze filozofem w swej samotni...

Grzegorz Raźny pisze...

Chciałem zaznaczyć, że wyścig szczurów nie polega na dążeniu do posiadania dóbr. Polega na ciągłą za nimi pogonią. Posiadanie dóbr nie jest chyba celem samym w sobie? Jak zaznaczyłeś, celem jest wygoda. Czy jednak w pewnym momencie cel ten nie znika nam z oczu? Pozostaje tylko nieustanna pogoń za dobrami.

Oczywiście sytuacja jest inna, gdy ktoś realizuje swoją życiową misję w pracy. Jednak wtedy nie można mówić o pogoni za dobrami.

Anonimowy pisze...

> W drodze ewolucji doszlismy do
> systemu, w ktorym gleboka
> specjalizacja i automatyzacja,
> pozwala na zwiekszenie wydajnosci,
> ale tez (mam nadzieje) satysfakcje
> z pracy i jej lzejszy charakter.

Dobrze, ze dodales mam nadzieje. Jak mniemam piszesz z wlasnego doswiadczenia, jako wlasnie "specjalisty". Sugeruje rozejrzec sie dookola i zobaczyc co poza tymi benefitami niesie za soba "automatyzacja". Nie zapominajmy o drugiej stronie medalu. To, ze Ty zostales specjalista i Twoja praca jest lekka i daje Ci satysfakcje nie oznacza, ze jest to prawda dla kazdego. Ja bylbym sklonny postawic teze, ze dla wiekszosci ludzi praca jest tylko czyms, co pozwala zarobic pieniadze potrzebne do przezycia. Nie doszukujmy sie tu niczego wiecej. Pracujesz, zeby zyc, czy zyjesz zeby pracowac?

Kuba Rozkwitalski pisze...

Anonimowy napisal, ze pisze z pozycji specjalisty, co jest prawda. Jednak w zaden sposob nie zmienia to tego ze wlasciwie dla wszystkich praca staje sie lzejsza dzieki cywilizacji.

To, ze praca jest dla wszystkich przede wszystkim zrodlem utrzymania dosc wyraznie zaznaczylem w komentarzu. Poza tym nie wiem na ile istnieje korelacja miedzy "specjalizacja" i lekkoscia pracy, a czerpaniem z niej satysfakcji. W moim przekonaniu praca z ludzmi jest ciezsza niz siedzenie za biurkiem, ale zapewne moze dawac wieksza satysfakcje.

Ponadto postep wedlug mnie polega m.in. na tym, ze aby miec taki standard zycia jak np. 100 lat temu, kiedys trzeba bylo pracowac 12h dziennie, a dzis wystarczy dwie. Oczywiscie telewizor, komorka samochod sa "oczywistymi" potrzebami czlowieka, wiec wiekszosc ciagle pracuje ~8h dziennie, ale czyni to dobrowolnie.

Czy dobrze czyni to juz inna sprawa, i mysle ze wlasnie refleksja na ten temat jest dobrym efektem tego posta.
Osobiscie marzy mi sie mozliwosc pracy wlasnie w tak niewielkim wymiarze, choc wiem ze byloby mi ciezko sie odnalezc i zagospodarowac czas bez pracy. I to pewnie wplywa na niezerowy procent, ktory porownania zycia do definicji wyscigu szczurow.

Grzegorz Raźny pisze...

Z tymi dwiema godzinami dziennie to chyba się nie zgodzę. Podam tylko przykład nauczycieli i ich pensji. Jednak z tego co wiem, jest to w zachodniej cywilizacji problem specyficzny dla Polski. Nasz rynek pracy czeka jeszcze długa droga.

Ja osobiście nie miałbym problemu z zagospodarowaniem czasu, gdybym pracował w tak niewielkim wymiarze. Po prostu pisałbym więcej postów.;)

Aby jednak dojść do stanu, w którym mógłbym pracować w takim wymiarze czasowym, teraz musiałbym zainwestować bardzo dużo czasu. Moim zdaniem gra nie jest warta świeczki. Czas życia ludzkiego jest ograniczony z góry. Lepiej łapać chwile, przez całe życie, niż nie łapać ich teraz, by złapać je wszystkie później.

Anonimowy pisze...

> Jednak w zaden sposob nie zmienia
> to tego ze wlasciwie dla
> wszystkich praca staje sie
> lzejsza dzieki cywilizacji.

Zaczne od najprostszego przypadku. Czy praca robotnika na budowie jest lzejsza, dzieki postepowi cywilizacji? Dalej musi pracowac X godzin dziennie i pewnie z takim samym wysilkiem. Czy dzieki nowinkom technicznym praca lekarza staje sie lzejsza? Dalej musi mierzyc sie ludzka tragedia kazdego dnia. Czy prawnik ma prosciej? Sprzedawca w sklepie? Wreszcie, co sie tyczy "specjalistow", pracownik biurowy? Stres na jaki sa narazone cale masy takich pracownikow w korporacjach czasem ciezko porownywac z wysilkiem pracy fizycznej. To, ze siedzimy za biurkiem, przy komputerze, nie oznacza ze nie kosztuje nas to wysilku. Zeby podsumowac cala mysl - uwazam, ze stwierdzenie, ze praca staje sie lzejsza dzieki postepowi cywilizacyjnemu jest daleko idacym uproszczeniem.

> Ponadto postep wedlug mnie polega
> m.in. na tym, ze aby miec taki
> standard zycia jak np. 100 lat
> temu, kiedys trzeba bylo pracowac
> 12h dziennie, a dzis wystarczy
> dwie.

Chetnie poczytam o przykladach...

> Oczywiscie telewizor, komorka
> samochod sa "oczywistymi"
> potrzebami czlowieka,
> wiec wiekszosc ciagle pracuje ~8h
> dziennie, ale czyni to
> dobrowolnie.

... ale z tego co widze, to do tematu podchodzisz od wybitnie materialnej strony. Jesli mamy byc juz dokladni, to dodajmy, ze gdyby co druga osoba stwierdzila, ze chce zyc tak jak sto lat temu i wedlug Twojego twierdzenia pracowalaby dwie godziny dziennie to szybko by sie okazalo, ze te 2 godziny dziennie pozwolilyby jej na standard zycia znacznie nizszy. Chyba, ze pozostali zaczeli by pracowac wiecej, tak zeby zapelnic luke po tych pierwszych. To jest cena za postep. Pewna ilosc pracy musi zostac wykonana, zeby postep (albo przynajmniej utrzymanie obecnego stanu) trwal.

> Czy dobrze czyni to juz inna
> sprawa, i mysle ze wlasnie
> refleksja na ten temat jest
> dobrym efektem tego posta.

Zgadzam sie, ze to clue calosci. Nie widze tez nic zlego w pracy 8 godzin dziennie, wrecz jest to dla mnie naturalne. Oczywiscie, ze chcialbym miec wiecej czasu na inne rzeczy poza praca, ale ta praca jest moim wkladem dla, jakkolwiek to pompatycznie nie zabrzmi, cywilizacji. Zle by bylo wtedy, gdyby ta praca stala sie sensem mojego zycia i nie potrafilbym znalezc nic poza nia (i to jest dla mnie wyscig szczurow w kontekscie pracy).

> Podam tylko przykład nauczycieli
> i ich pensji. Jednak z tego co
> wiem, jest to w zachodniej
> cywilizacji problem specyficzny
> dla Polski. Nasz rynek pracy
> czeka jeszcze długa droga.

Napisales, ze pensje nauczycieli to problem specyficzny dla Polski. Zauwaz jednak, ze na calym swiecie, w kazdym panstwie odnajdziesz odpowiednikow polskich nauczycieli. Oczywiscie, ze rynek pracy moze sie poprawic, ale pewne nierownosci nigdy nie znikna. Zawsze bedzie grupa osob, ktora bedzie miala lepiej i grupa poszkodowana. Chcialbym zeby istnial model, gdzie pensja odpowiada wlozonemu w prace wysilkowi. Jednak to utopia, bo wysilek ma sie nijak do rzeczywistej wartosci pracy. Reasumujac, twierdze ze jesli zniknie problem nauczycieli to pojawi sie problem _____ (tu wstaw losowa grupe zawodowa).

Kuba Rozkwitalski pisze...

Tak, mysle ze praca robotnika na budowie jest lzejsza. Sa dzwigi, koparki, etc. Jest prawo pracy zabraniajace dzwigac powyzej 32kg (jego realizacja to osobna sprawa).
Wazne jest to ze kiedys X=12-13h a teraz to 8h (swoja droga skad ta liczba - przeciez to kwestia umowy! np. we francji jest 7h).
Dlatego bede bronic tezy o tym ze praca jest lzejsza.
Przyklad jest trywialny - jesli zgodzisz sie mieszkac w ruderze, chodzic piechota, i zapomnisz o TV, komorce, i jedzeniu innym niz bialy chleb i najtanszy dodatek (robotonicy 100 lat temu) to spokojnie utrzymasz sie z 1/4 pensji, nawet niskiej. Oznacza to oczywiscie nizszy standard zycia niz dzisiejsze standardy, lecz rowny standardowi sprzed 100 lat - ale o tym wlasnie pisalem!
I zgadzam sie ze pewna (spora) ilosc pracy musi byc wykonana aby utrzymac stan dzisiejszy. Ale gdybysmy chcieli miec standard sprzed 100 lat to pracy byloby duzo mniej niz wtedy.
Nie wiem tez dlatego mamy sie szczegolnie uzalac nad dowolnym zawodem, ktory jest przez rynek niedoceniony. Popyt i podaz zrobia to za nas.
Dzis na przyklad po (zgaduje) miesiecznym kursie mozna zostac operatorem koparki/walca czy czegokolwiek i zarabiac dobre pieniadze (1-5 srednich krajowych). Czy nauczyciele nie moga sie przekwalifikowac?

Inna sprawa ze panstwo polskie glupio robi ze skoro juz utrzymuje edukacje, to robi to na tak niskim poziomie. To pewnie jest gorsze zarowno od prywatnej edukacji, jak i od dobrze oplaconej panstwowej.