Próbując z optymizmem spojrzeć w przyszłość staram się ulepszać świat. Gdzieś małymi krokami realizować jakieś drobne cele, które sprawiają choć odrobinę dobra w życiu innych ludzi. Tkwi we mnie wiara, że człowiek jest dobry, a jeśli daje się opętać złu, to jest ofiarą, której trzeba pomóc. Moja ufność w dobro człowieka, spotyka się często z opinią, że jestem naiwny i nie znam świata. Że życie mnie jeszcze nauczy prawdziwej brutalnej prawdy. Czy w swoich przekonaniach jestem infantylny? Dlaczego niektórzy wierzą, a niektórzy nie wierzą w człowieka?
O. Kłoczowski w swoim "dwunastkowym" kazaniu zwrócił uwagę, że bzdurą jest powiedzenie, że egoistą jest ten który kocha siebie, a altruistą ten który kocha innych. Warunkiem miłości do drugiego człowieka, jest miłość do siebie samego. Nie kochając siebie, nie potrafimy kochać innych ludzi. Drugiego człowieka poznajemy zawsze poprzez siebie. Nawet gdy czasem wybieramy dobro innych nad dobro własne, nie oznacza to wcale, że siebie nie kochamy. Kochamy i ze względu na tę miłość również jesteśmy skłonni do poświęcenia dla drugiego.
Skoro poznajemy człowieka poprzez siebie, to czy wiara lub niewiara w drugiego człowieka nie wynika z wiary lub niewiary w siebie samego? Może nie potrafimy uwierzyć w skłonność człowieka do dobra, bo sami jesteśmy rozczarowani własną postawą? Może nawet to nie ogólna postawa życiowa nas rozczarowuje, ale jakieś pojedyncze konkretne zachowanie w konkretnej sytuacji? Może gdzieś straciliśmy wiarę, że możemy podejmować dobre decyzje i działania? Skoro nie wierzymy, że sami jesteśmy w stanie być dobrzy, to w jaki sposób mamy uwierzyć, że drugi człowiek jest dobry?
Czasem ta niewiara ma już paradoksalne rozmiary, gdy nawet doświadczając namacalnego dobra z rąk innych ludzi, nie wierzymy w to dobro. Zaczynamy się doszukiwać ukrytych egoistycznych intencji, które kierują dobroczyńcą. Nie potrafimy uwierzyć w jego dobro, ponieważ nie potrafimy uwierzyć w dobro własne. Swoją domniemaną złą naturę projektujemy na zachowania wszystkich ludzi. Czy w takiej sytuacji, osobę która wierzy w dobro innego, możemy traktować poważnie? Czy nie będziemy jej uważać za dziecinnie naiwną?
A może wystarczy zrobić rachunek sumienia? Zdać sobie sprawę ze źródła swojej niewiary, skonfrontować się z błędami przeszłości i wyciągnąć z nich wnioski. Przecież nasza niewiara w siebie i w człowieka jest również dowodem na nasze dobre skłonności. Nie podoba nam się, że nie wierzymy w drugiego, ponieważ chcemy, żeby było inaczej. Gdzieś jest w nas skłonność do dobra i nie warto pozwolić, aby przesłoniły nam je własne zbyt pochopnie wyciągane sądy na temat własnego postępowania.
Tyle mówi się o konieczności przebaczania, ale czy nie trzeba rozpocząć od przebaczenia samemu sobie? Może wtedy będziemy w stanie z czystym sumieniem rozpocząć nową drogę. Gdy narodzi się wiara w siebie, odkryjemy ponownie w drugim podobieństwo do siebie i uwierzymy w dobro człowieka. Wtedy dopiero rozpocznie się nasza nowa droga. Droga do lepszego świata.
O. Kłoczowski w swoim "dwunastkowym" kazaniu zwrócił uwagę, że bzdurą jest powiedzenie, że egoistą jest ten który kocha siebie, a altruistą ten który kocha innych. Warunkiem miłości do drugiego człowieka, jest miłość do siebie samego. Nie kochając siebie, nie potrafimy kochać innych ludzi. Drugiego człowieka poznajemy zawsze poprzez siebie. Nawet gdy czasem wybieramy dobro innych nad dobro własne, nie oznacza to wcale, że siebie nie kochamy. Kochamy i ze względu na tę miłość również jesteśmy skłonni do poświęcenia dla drugiego.
Skoro poznajemy człowieka poprzez siebie, to czy wiara lub niewiara w drugiego człowieka nie wynika z wiary lub niewiary w siebie samego? Może nie potrafimy uwierzyć w skłonność człowieka do dobra, bo sami jesteśmy rozczarowani własną postawą? Może nawet to nie ogólna postawa życiowa nas rozczarowuje, ale jakieś pojedyncze konkretne zachowanie w konkretnej sytuacji? Może gdzieś straciliśmy wiarę, że możemy podejmować dobre decyzje i działania? Skoro nie wierzymy, że sami jesteśmy w stanie być dobrzy, to w jaki sposób mamy uwierzyć, że drugi człowiek jest dobry?
Czasem ta niewiara ma już paradoksalne rozmiary, gdy nawet doświadczając namacalnego dobra z rąk innych ludzi, nie wierzymy w to dobro. Zaczynamy się doszukiwać ukrytych egoistycznych intencji, które kierują dobroczyńcą. Nie potrafimy uwierzyć w jego dobro, ponieważ nie potrafimy uwierzyć w dobro własne. Swoją domniemaną złą naturę projektujemy na zachowania wszystkich ludzi. Czy w takiej sytuacji, osobę która wierzy w dobro innego, możemy traktować poważnie? Czy nie będziemy jej uważać za dziecinnie naiwną?
A może wystarczy zrobić rachunek sumienia? Zdać sobie sprawę ze źródła swojej niewiary, skonfrontować się z błędami przeszłości i wyciągnąć z nich wnioski. Przecież nasza niewiara w siebie i w człowieka jest również dowodem na nasze dobre skłonności. Nie podoba nam się, że nie wierzymy w drugiego, ponieważ chcemy, żeby było inaczej. Gdzieś jest w nas skłonność do dobra i nie warto pozwolić, aby przesłoniły nam je własne zbyt pochopnie wyciągane sądy na temat własnego postępowania.
Tyle mówi się o konieczności przebaczania, ale czy nie trzeba rozpocząć od przebaczenia samemu sobie? Może wtedy będziemy w stanie z czystym sumieniem rozpocząć nową drogę. Gdy narodzi się wiara w siebie, odkryjemy ponownie w drugim podobieństwo do siebie i uwierzymy w dobro człowieka. Wtedy dopiero rozpocznie się nasza nowa droga. Droga do lepszego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz