Gdy mówimy o ludzkim duchu przeważnie mamy na myśli jakiś wymiar życia jednostki. Czasem myślimy o dosłownym życiu ponad ciałem, przekraczającym granice śmierci. Innym znów razem myślimy o tym wszystkim co kształtuje życie człowieka, ale również o tym co po nim pozostaje. Jeszcze innym razem myślimy o tym, co tworzy się pomiędzy ludźmi, a co również może przetrwać śmierć. Tak czy inaczej, o duchu zawsze mówimy w kontekście jakiejś nieśmiertelności. Przeważnie jednak mamy na myśli pojedynczą jednostkę ludzką.
Dziś spróbuję wyjść trochę poza te nasze codzienne skojarzenia. Ciekawą koncepcję ducha prezentuje jeden z najwybitniejszych filozofów - Georg Wilhelm Friedrich Hegel. Próbuje on spojrzeć na ducha, nie jako na jednostkę, ale na całą ludzkość. Oczywiście duch rodzi się w jednostce, ale dorastając i rozwijając się, przestaje się w niej mieścić. Drogą prostej dwukierunkowej dialektyki zaczyna ogarniać najpierw swoją świadomość i samowiedzę, a następnie rozum, ducha i religię, by stać się gdzieś w przyszłości wiedzą absolutną, ogarniającą samą siebie.
Oczywiście bardzo uprościłem, bo przedstawienie całej myśli zawartej w Fenomenologii Ducha wymagałoby rozbicia na wiele miesięcy pełnych postów. Kto wie, może wrócimy do tego. Dziś jednak chciałbym skupić się na owym duchu oraz na tym, jak bardzo sprzeczna jest ta koncepcja, koncepcji ogólnie pojmowanej. Powszechnie rozumiemy ducha jako jakąś funkcję naszego istnienia, której dziedziną jest jednak nasze życie. Często zdaje się nam, że nasze życie jest wręcz areną jego walki. Zdolność naszego ego do przezwyciężania ciała w imię ducha jest wartością, którą kształtujemy w sobie w procesie rozwoju duchowego. Jednak cały czas mówimy o Duchu jako czymś, co jest ściśle związane z jednostką.
Spróbujmy jednak popatrzeć na chwilę okiem Hegla. Z jego filozofii wcale nie wynika, że człowiek powinien stawiać potrzeby ducha w opozycji do potrzeb ciała. Przeciwnie. Poprzez realizację potrzeb ciała, człowiek zapewnia duchowi rozwój. To dzięki temu, że człowiek prehistoryczny walczył o przetrwanie, odkrył ogień i wynalazł narzędzia. Dzięki żądzy podbojów, pchnął do przodu technologię. Dzięki nieodpartej pokusie dłuższego życia, znalazł środki na rozwój chemii i medycyny. Dzięki potrzebie bezpieczeństwa, zorganizował się w społeczeństwo. Jest ciekaw otaczającego świata, więc wkłada pracę w rozwój gospodarki, by zdobyć środki do tego potrzebne. Przykładów można by mnożyć na potęgę.
Czy zatem człowiek, ma zapomnieć o własnym rozwoju duchowym? Przecież gdy pracuje nad własnymi indywidualnymi celami, to wkłada energię w rozwój ducha ludzkości. Każde jego dążenie pozostawia kwant energii, przyczyniającej się do jego wzrostu. A może indywidualny rozwój duchowy nie stoi w sprzeczności z rozwojem ducha ludzkości? Może potrzeba rozwoju duchowego zaczyna istnieć jako indywidualna potrzeba człowieka? Może człowiek przestaje znajdować satysfakcję jedynie w folgowaniu ciału? Może w świecie, w którym zaczyna już do bólu płytką być apoteoza prostych przyjemności, człowiek zaczyna potrzebować czegoś głębszego?
A może w ogóle własny rozwój duchowy jest najskuteczniejszą metodą rozwoju duchowego ludzkości? Trudno powiedzieć. Hegel postulował dążenie do indywidualnych celów, ale pisał na przykładzie historii (bliższej czy dalszej). Do dziś uważa się go za największego filozofa historii. Jednak można próbować antycypować i zastanowić się, czy droga rozwoju ducha ludzkości nie pójdzie tym samym szlakiem, co droga rozwoju duchowego jednostki. A może znajdzie jeszcze lepszą drogę? Filozofia w końcu nie kończy się na historii i teraźniejszości. Czasem widząc cel w przyszłości, warto poszukać optymalnej drogi do tego celu. Ale czy ktoś wie jaka jest najlepsza?
Dziś spróbuję wyjść trochę poza te nasze codzienne skojarzenia. Ciekawą koncepcję ducha prezentuje jeden z najwybitniejszych filozofów - Georg Wilhelm Friedrich Hegel. Próbuje on spojrzeć na ducha, nie jako na jednostkę, ale na całą ludzkość. Oczywiście duch rodzi się w jednostce, ale dorastając i rozwijając się, przestaje się w niej mieścić. Drogą prostej dwukierunkowej dialektyki zaczyna ogarniać najpierw swoją świadomość i samowiedzę, a następnie rozum, ducha i religię, by stać się gdzieś w przyszłości wiedzą absolutną, ogarniającą samą siebie.
Oczywiście bardzo uprościłem, bo przedstawienie całej myśli zawartej w Fenomenologii Ducha wymagałoby rozbicia na wiele miesięcy pełnych postów. Kto wie, może wrócimy do tego. Dziś jednak chciałbym skupić się na owym duchu oraz na tym, jak bardzo sprzeczna jest ta koncepcja, koncepcji ogólnie pojmowanej. Powszechnie rozumiemy ducha jako jakąś funkcję naszego istnienia, której dziedziną jest jednak nasze życie. Często zdaje się nam, że nasze życie jest wręcz areną jego walki. Zdolność naszego ego do przezwyciężania ciała w imię ducha jest wartością, którą kształtujemy w sobie w procesie rozwoju duchowego. Jednak cały czas mówimy o Duchu jako czymś, co jest ściśle związane z jednostką.
Spróbujmy jednak popatrzeć na chwilę okiem Hegla. Z jego filozofii wcale nie wynika, że człowiek powinien stawiać potrzeby ducha w opozycji do potrzeb ciała. Przeciwnie. Poprzez realizację potrzeb ciała, człowiek zapewnia duchowi rozwój. To dzięki temu, że człowiek prehistoryczny walczył o przetrwanie, odkrył ogień i wynalazł narzędzia. Dzięki żądzy podbojów, pchnął do przodu technologię. Dzięki nieodpartej pokusie dłuższego życia, znalazł środki na rozwój chemii i medycyny. Dzięki potrzebie bezpieczeństwa, zorganizował się w społeczeństwo. Jest ciekaw otaczającego świata, więc wkłada pracę w rozwój gospodarki, by zdobyć środki do tego potrzebne. Przykładów można by mnożyć na potęgę.
Czy zatem człowiek, ma zapomnieć o własnym rozwoju duchowym? Przecież gdy pracuje nad własnymi indywidualnymi celami, to wkłada energię w rozwój ducha ludzkości. Każde jego dążenie pozostawia kwant energii, przyczyniającej się do jego wzrostu. A może indywidualny rozwój duchowy nie stoi w sprzeczności z rozwojem ducha ludzkości? Może potrzeba rozwoju duchowego zaczyna istnieć jako indywidualna potrzeba człowieka? Może człowiek przestaje znajdować satysfakcję jedynie w folgowaniu ciału? Może w świecie, w którym zaczyna już do bólu płytką być apoteoza prostych przyjemności, człowiek zaczyna potrzebować czegoś głębszego?
A może w ogóle własny rozwój duchowy jest najskuteczniejszą metodą rozwoju duchowego ludzkości? Trudno powiedzieć. Hegel postulował dążenie do indywidualnych celów, ale pisał na przykładzie historii (bliższej czy dalszej). Do dziś uważa się go za największego filozofa historii. Jednak można próbować antycypować i zastanowić się, czy droga rozwoju ducha ludzkości nie pójdzie tym samym szlakiem, co droga rozwoju duchowego jednostki. A może znajdzie jeszcze lepszą drogę? Filozofia w końcu nie kończy się na historii i teraźniejszości. Czasem widząc cel w przyszłości, warto poszukać optymalnej drogi do tego celu. Ale czy ktoś wie jaka jest najlepsza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz