poniedziałek, 11 stycznia 2010

Salieri

Dla kogoś, kto nie oglądał Amadeusza w reżyserii Milosa Formana, nazwisko wymienione w tytule jest zupełnie anonimowe. Antonio Salieri, był włoskim kompozytorem i kapelmistrzem na dworze cesarza Austrii. Napisał 39 oper oraz wiele innych utworów. Pomimo popularności za swego życia, mało kto jednak go kojarzy. W czasie jego kariery na wiedeńskim dworze, jego talent został przyćmiony przez innego wielkiego kompozytora. Był nim, jak można się domyślić Wolfgang Amadeusz Mozart.

Bardzo szybko Salieri zrozumiał, że jest jedynie rzemieślnikiem, a ten młody chłopak, który rozkochał w sobie dwór, jest prawdziwym geniuszem. Zazdrość doprowadziła go do nienawiści. Nie potrafił znieść "niesprawiedliwości" z jaką talent został rozdzielony pomiędzy ich obu, ani rosnącej popularności geniusza kontrastującej z jego obyczajowością. Koniec końca anonimowo zlecił Mozartowi wyniszczającą pracę nad utworem, która doprowadza do jego śmierci.

Zastanawia mnie, czy we współczesnym człowieku nie ma takiego kompleksu jaki narodził się u Salieri'ego. Brukowe media, wyczuwając zapędy społeczeństwa, dopadają gwiazdy i gwiazdeczki, polityków czy społeczników i szukają czegoś do czego możnaby się przyczepić i rzucić spragnionym odbiorcom jak mięso wygłodniałym wilkom. Czy winić same media? Czy nie większa wina leży po stronie ludzi, którzy chcą słyszeć o czymś złym w wykonaniu celebrytów, żeby wynagrodzić sobie "niesprawiedliwy" podział popularności?

Salieri pod koniec drogi zrozumiał, że był tylko miernotą i że zabił coś wielkiego. Może ta smutna finałowa konstatacja może być memento dla nas samych. Żeby pod koniec życia nagle nie dojść do wniosku, że było się tylko miernotą, a przede wszystkim, że zniszczyło się coś wyjątkowego - życie drugiego człowieka.

3 komentarze:

Ikar pisze...

Oczywiście, że dzisiaj jest podobnie. Cały showbiznes to jedna wielka dżungla, gdzie każdy z sobą walczy. Przykładem są artyści jednosezonowi, na miejsce których nagle przychodzą kolejni i tak w kółko...

Grzegorz Raźny pisze...

W większości trudno to nazwać sztuką więc miałem opory w porównywaniu tego do Mozarta, ale jednak najważniejsze było coś innego. Zniszczenie człowieka!

Ikar pisze...

Jak najbardziej - trudno o prawdziwą, szczerą sztukę, tak samo trudno o prawdziwych artystów w mediach. Każą nazywać siebie celebrytami, co za każdym razem doprowadza mnie do śmiechu.

Jakkolwiek gusta i zwyczaje mas się zmieniły, tak zawiść, żądza sławy i pieniądza prowadzą do chęci zniszczenia konkurencji (swoją drogą wstyd, że określenia czysto ekonomiczne, z dziedziny handlu przekradły się do sztuki).