środa, 20 stycznia 2010

Rządzić światem

Rządzić światem. W końcu do tego sprowadza się cała polityka. Oczywiście nie od razu. Zaczyna się od rządzenia otoczeniem, miastem, regionem czy państwem. Nie chcemy być obserwatorami tego, co się dzieje. Chcemy mieć na to realny wpływ. Dlatego bierzemy udział w wyborach i decydujemy o tym, kto będzie rządził.

Wychodzimy z dziwnego założenia, że ktoś musi rządzić. Ktoś musi mówić, co wolno, a czego nie wolno. Co jest korzystne dla ogółu, a co nie jest. Tak jakby jakiś "ogół" był podmiotem mającym interesy sprzeczne z jednostką. Zapominamy przy tym, że każdy człowiek ma takie samo prawo do życia i wolności. Jeśli nie da się zdefiniować dobra, które zaakceptują wszyscy, może nie należy narzucać nikomu żadnego dobra. Jedynym dobrem, które trzeba narzucić i zagwarantować jest wolność.

Zamiast rządzić ludźmi wystarczy pilnować, aby każdy mógł i umiał korzystać z wolności. Niedawno obejrzałem kolejne dzieło Terry'ego Gilliama, pt. The Imaginarium of Doctor Parnassus. Nie będę opowiadał treści filmu. Przytoczę tylko dialog jaki wywiązał się między Tony'm, który dopiero rozpoczynał przygodę w świecie Dr Parnassusa, a Anton'em, który od małego mu towarzyszy.

Tony: If he has the power to control people’s minds, why doesn’t he rule the world?
Anton: He doesn’t want to rule the world—he wants the world to rule itself.

Czy świat może sam sobą rządzić? A dlaczego nie? Jeśli jedynym zadaniem rządu będzie ochrona obywateli przed gwałtem na wolności, to przecież każdy będzie potrafił korzystać z własnej. Każdy będzie pracował na własne dobra i korzystał z dóbr oferowanych mu przez innych. Wymiana usług nie wymaga żadnej dodatkowej regulacji. Podobnie wymiana innych dóbr. Nie warto zmuszać człowieka do żadnych zachowań. Niech sam podejmuje decyzję. Niech świat rządzi się sam.

4 komentarze:

atrament pisze...

ciekawe i piekne... tylko czy jest to mozliwe? Jak dopilnowac by kazdy wlasciwie korzystal z wolnosci? Czy mozna w ogole nauczyc kogos wlasciwie korzystac z wolnosci? - bo moze on nie chce...

Grzegorz Raźny pisze...

Nie można wymusić właściwego korzystania z wolności. Za to można bronić wolności ludzi, którzy chcą z niej korzystać. Koniec końca, pozostali również się będą musieli nauczyć.

Jeśli małe dziecko, cały czas nosimy na rękach lub prowadzimy za rękę, to czy nauczy się samo chodzić? Czy nie trzeba go w pewnym momencie zostawić samemu sobie? Może tu jest podobnie.

Anonimowy pisze...

czy to jednak nie jest utopia? I - jak to z utopiami bywa - urzeczywistniona zamienilaby sie w koszmar? Bo o ile koncept wolnosci jednostki jest mi personalnie bliski, to aplikujac go do wszystkich natrafiamy na logiczna sprzecznosc. Pomijam tu dosc oczywisty problem przecinania i pokrywania sie obszarow zachowan uznawanych za osobista wolnosc: czy rodzic chroniac swoje potomstwo moze ograniczac ich wolnosc? Przykladow mozna mnozyc setki. Mnie interesuje cos innego: korzystanie z wolnosci oznacza wziecie odpowiedzialnosci za wlasne czyny. To trudne. Trudne na tyle, ze z radoscia i na wyscigi owej wolnosci sie pozbywamy - wstepujac do organizacji, zatrudniajac sie w korporacjach, wiazac sie z innymi ludzmi... To zycie ze swiadomoscia ze nigdny nie spotka nas nic dobrego, jesli sobie na to nie zapracujemy. Moze slowa Antona nalezy rozumiec nie jako czym moralny lecz unik? Nie wiem, nie wiem tez, czy chce byc w pelni wolny...

Grzegorz Raźny pisze...

Chyba nie do końca rozumiem. Nie zgadzam się zupełnie, że wchodzenie w relację z innym człowiekiem, lub zatrudnienie w korporacji to pozbywanie się wolności.

Zatrudnienie to oczywiste do realizacji określonych celów. To dzięki umiejętnemu bądź nieumiejętnemu korzystaniu z wolności jesteśmy w stanie podjąć decyzję, czy chcemy pracować w korporacji czy nie? To zwykły kontrakt. Ja oddaję pewną usługę w zamian za określone korzyści.

Wiązanie się z innymi to oddzielna sprawa. Nawiązanie relacji dialogicznej jest dużo bardziej złożone i raczej nadaje się na oddzielny wpis, a może i na książkę. Jednak również tutaj uważam, że nie ma to wiele wspólnego z pozbywaniem się wolności. Raczej jest to oferowanie własnej pomocy i proszenie o pomoc. Wyznaczanie sobie wspólnych celów. Mimo, że wiązanie się z ludźmi stawia nam nowe obowiązki, to w żadnym stopniu nie ogranicza to naszej wolności.

Nie rozumiem na czym polega sprzeczność? Wolność to nie jest swawola. Duchem wolności nie jest stare przysłowie: "hulaj dusza, piekła nie ma!". Przeciwnie: "jesteś wolny! rób co uważasz! bierz zawsze odpowiedzialność za to co robisz!". Gdzie tu logiczna sprzeczność?

A jeśli chodzi o rodzica, to czy naprawdę musi on ograniczać dziecku wolność? Dziecko przecież nie wie, co to wolność. Obowiązkiem rodzica jest, nauczenie dziecka co to wolność i na czym polega odpowiedzialność.