czwartek, 28 maja 2009

Czas subiektywny

Przyjmujemy, że nasza rzeczywistość jest czterowymiarowa. Poza trzema wymiarami przestrzennymi istnieje czas. Odmierzamy go i tak właściwie, to on organizuje nasze życie. Praca od godziny do godziny, a potem mecz w piłkę nożną, czy w tenisa. Wieczorem film, potem spać, aby rano wstać do pracy. Ale czy tak naprawdę zastanawiamy się dlaczego, żyjemy w takiej czasowej presji? Czy poprostu tak robimy, bo tak Się robi?

Prawda jest taka, że odmierzamy go, bo mamy go skończoną ilość. Z każdą chwilą tracimy bezpowrotnie chwilę poprzednią i tych chwil zostaje coraz mniej. Śmierć jest nieuchronna i jest końcem naszego czasu. Heidegger charakteryzuje bycie właśnie jako bycie-ku-śmierci. Oczywiście można być-ku-śmierci w sposób właściwy lub niewłaściwy. Można od niej uciekać, udawać, że nas ona nie spotka, że to nie ja umieram, ale umiera Się, można ją zagłuszyć i zapomnieć zatapiając się w gąszczu codziennych zajęć. Inną, również niewłaściwą (nie wartościując) metodą jest oczekiwanie. Można uznać konieczność śmierci i żyć czekając na nieuchronne. Właściwym sposobem jest wybieganie, charakteryzujące się podejmowaniem ważnych decyzji w konkretnych sytuacjach, mając na uwadze nieuchronność śmierci. Świadome rachowanie czasu wydaje się być właśnie wybieganiem ku śmierci. Jednak na ile nasze rachowanie czasu jest świadome, a na ile jest poprostu wynikiem reguł Się?

Warto oderwać się na chwilę od twardej rzeczywistości i zastanowić się, co by było, gdyby człowiek był nieśmiertelny i, co za tym idzie, nie stawał się z każdą chwilą starszy. Czy uznalibyśmy wtedy czas, za wymiar rzeczywistości? Po co miałbym wypełniać sobie dzień pracą? Czy warto by było zarobić więcej, aby odłożyć na przyszłość? Po co? Skoro mogę czas wolny spędzać teraz, a sił witalnych w przyszłości mi przecież nie braknie. Czy ważna by była punktualność? Przecież godzina spóźnienia jakiejś osoby, nie zrobi dla mnie różnicy, bo przecież i tak czeka mnie jeszcze nieskończony czas. Czy człowiek dążyłby do ułatwienia sobie życia? Ale czy to życie wymagałoby ułatwień? Pojęcie "straty czasu" traci swój sens, bo:

nieskończoność - skończoność = nieskończoność.

A skoro czasu nie mogę stracić, to po co mi go rachować? A skoro go nie odmierzam, to po co mi w ogóle w życiu pojęcie czasu? Może gdyby człowiek był nieśmiertelny, pojęcie "czasu" by w ogóle nie istniało? Ale czy wtedy rzeczywistość i życie nie stałyby się nudne? Może śmierć właśnie jest wybawieniem z tej nudy? Może nieśmiertelność człowieka, byłaby jego upiorem?

Jest jak jest. Człowiek jest śmiertelny i dzięki nadchodzącej śmierci odmierza czas, co z kolei powoduje postęp czy to kulturalny czy technologiczny. To śmierć zatem, zgodnie z badaniem Heideggera, stanowi źródło czasu. Czas jest u źródeł subiektywny i wyraża troskę człowieka. A czas obiektywny, który odmierzamy przy pomocy zegarów (czy to naturalnych, mechanicznych czy elektronicznych), jest pochodną czasu subiektywnego. Pochodną konieczną, skoro jednym z podstawowych egzystencjałów jest mowa. Mowa niekoniecznie sensu stricte, ale bardziej ogólnie jakakolwiek komunikacja pomiędzy ludźmi. Odmierzając kolejne sekundy, minuty, godziny czy lata, miejmy zatem świadomość, dlaczego odmierzamy. Może to wpłynie na jakość podejmowanych przez nas decyzji.

15 komentarzy:

Kuba Rozkwitalski pisze...

Muszę przyznac, że z początku ta myśl urzekła mnie swoją prostotą i odkrywczością. Jednakże myślę, że rzeczywistośc wygląda jednak troszkę inaczej.

Piszesz: "odmierzamy go, bo mamy go skończoną ilość" i ciekawie uzasadniasz.

Patrząc jednak z perspektywy "przeciętnego człowieka" nie wydaje się aby kierowała nim myśl o śmierci - raczej o podtrzymaniu życia. Czyli zaspokojeniu bardziej i mniej podstawowych potrzeb. Mało kto według mnie pracuje z myślą o emeryturze, a odsetek oszczędzających na emeryturę jest zatrważający.

A żeby przeżyc (zarówno kiedyś - z roli/zbieractwa/myślistwa) jak i teraz, warto znac przebieg czasu - zarówno roczny (pory roku - sianie, zbiór), jak i dnia (dojenie krów, kiedy jest gorąco, czy za dnia myśliwy zdąży wrócic od domostwa, kiedy żerują ryby). Zegary słoneczne są starymi wynalazkami, podobnie jak rachowanie miesięcy i lat. Dziś aby coś zjeśc trzeba zarobic, a więc co najmniej nie spóźnic się do pracy.

Trudno więc się zgodzic, że źródłem czasu jest śmierc - jest ona istotnym aspektem naszego pojmowania czasu, ale nie jedynym i nie wiem czy najważniejszym.

Grzegorz Raźny pisze...

Tylko, że w przypadku, gdyby człowiek był nieśmiertelny, prawdopodobnie nikt nie miałby żadnego interesu w stworzeniu jakiegokolwiek miejsca pracy. Bo po co?

Możesz sobie przecież zasiać i kiedy wyrośnie, wtedy wyrośnie. A jeśli nie, to zasieje się jeszcze raz. A jeśli uważasz, że aby żyć trzeba jeść, to i tak w centrum tego postępowania stawiasz śmierć, w aspekcie negatywnym.

A to, że "przeciętny człowiek" nie myśli o śmierci planując czas, wynika z tego, że właśnie "przeciętny człowiek" jest zatracony w presji Się, czy to realizowanej przez wymagającego pracodawcę, czy przez proste zasady współżycia. Według Heideggera, właśnie strategia odwrócenia myśli człowieka od śmierci jest jedną z podstawowych możliwości bycia w Się.

Wszelkie inne aspekty, choć pewnie bardziej powszechne i świadomie przyswajane, źródłowo wynikają właśnie z trwogi jako sposobu bycia człowieka ku śmierci.

Kopacz pisze...

Jeżeli uzyskalibyśmy nieśmiertelność czas przestałby mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie. Myślę, że stałby się przez nas w ogóle niezauważalny. Straciłby swoją istotę jako czas, wyznaczający nam pewien okres, dzięki któremu przez umiejętne :GO: wykorzystanie, realizujemy się w naszym człowieczeństwie.
Ciekawe przemyślenia, ciekawy blog. Szkoda, tylko że moja wiedza bez stałego obcowania z nią staje się tak szybko ulotna, więc nie mam zbytnej możliwości zabłyśnięcia w tych rozważaniach. Wiele rzeczy po prostu zapomniałem. A cały materiał inspiracyjny tzn: notatki, książki itp. rzeczy są daleko ode mnie. A nie ma sensu wozić tego po całej europie do czasu, aż się na stałe wreszcie gdzieś osiądzie. Pozdrawiam i będę tu zaglądał.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Kopacz pisze...

"Człowiek całą potrzebną mu do życia wiedzę ma w głowie..." - czyli co? Przeświadczenie,że 2+2=4? Kolega podchodzi do tematu bardzo realistycznie. To dobrze, nie zaprzeczam. Ale gdybanie teoretyczne też jest istotne. W końcu tak narodziła się filozofia. I nuda nie ma tu nic do rzeczy.

Grzegorz Raźny pisze...

Przykro mi, że poprzez usunięcie komentarza spowodowałem zaburzenie ciągłości, ale niestety, pewne zwroty w tamtym komentarzu były wulgarne, a z takimi walczę w granicach tego bloga wszelkimi dostępnymi sposobami.

Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam,

Anonimowy pisze...

Wulgarne? Kto czlowieku daje Ci prawo okreslac co jest wulgarne, a co nie? Nie musisz od razu potepiac czegos co jest wulgarne w ramach Twojej zasciankowej moralnosci. Co sie stalo z Twoim duchem ekumenicznej dobroci i panzyczliwosci? Usunales duzo madrych slow.

Prawda jest czasami wulgarna i sprosna jak stara %$&)# (uklon w strone konwenansow).

Gdybanie teoretyczne tez odbywa sie w glowie, a czego wiecej potrzeba do uprawiania filozofii?

Grzegorz Raźny pisze...

Jestem za pełną wolnością, ale właśnie ta wolność daje mi prawo do posiadania tego bloga. I mogę sobie nie życzyć, aby był zaśmiecany tego typu wyrażeniami.

Masz prawo pisać co chcesz, a ja mam prawo kasować to co chcę. Zauważ, że nie robię tego nawet w przypadku, gdy robisz osobiste wycieczki w moją stronę, tak jak w przypadku Twojego ostatniego komenatrza.

Nie będę polemizował, czy te słowa były mądre czy nie. Jeśli uznasz je za wystarczająco mądre, zachęcam do powtórzenia komentarza z wyjątkiem fragmentu ordynarnego.

Anonimowy pisze...

ciekawe skąd przeświadczenie o pierwotności czasu subiektywnego względem obiektywnego... czysto antropocentryczne założenie, że bez subiektu nie było by czasu... atomy nadal rozpadałyby się w czasie nawet bez istnienia człowieka i rozpad ten byłby potencjalnie do ujęcia skalarnego - a możliwość wyznaczenia następujących po sobie momentów ciągu od t1 do t2 wg. mary uważam za wystarczający warunek do mówienia o czasie

ps. chciałbym jeszcze się tylko odnieść do twierdzenia: nieskończoność - skończoność = nieskończoność... oczywiście na pierwszy rzut oka twierdzenie poprawne, jednak zdaje się w sposób rażący pomijać fakt iż w XX wieku została dowiedziona nierównomiernośći nietożsamość względem siebie różnych nieskończoności, wbrew naszemu przekonaniu nieskończoność nie jest absolutnie tożsama z sobą samą. Zatem nieskończoność - skończoność jest czymś zasadniczo innym niż nieskończoność wyjściowa i w związku z tym jedna z druga nie może być utożsamiana ;)
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

ciekawe skąd przeświadczenie o pierwotności czasu subiektywnego względem obiektywnego... czysto antropocentryczne założenie, że bez subiektu nie było by czasu... atomy nadal rozpadałyby się w czasie nawet bez istnienia człowieka i rozpad ten byłby potencjalnie do ujęcia skalarnego - a możliwość wyznaczenia następujących po sobie momentów ciągu od t1 do t2 wg. miary uważam za wystarczający warunek do mówienia o czasie

ps. chciałbym jeszcze się tylko odnieść do twierdzenia: nieskończoność - skończoność = nieskończoność... oczywiście na pierwszy rzut oka twierdzenie poprawne, jednak zdaje się w sposób rażący pomijać fakt iż w XX wieku została dowiedziona nierównomiernośći nietożsamość względem siebie różnych nieskończoności, wbrew naszemu przekonaniu nieskończoność nie jest absolutnie tożsama z sobą samą. Zatem nieskończoność - skończoność jest czymś zasadniczo innym niż nieskończoność wyjściowa i w związku z tym jedna z druga nie może być utożsamiana ;)
Pozdrawiam

Grzegorz Raźny pisze...

Atomy rozpadałyby się w czasie bo czas pozostałby wielkością fizyczną. Jednak czy istniałoby samo pojęcie czasu? Człowiek myśli i nazywa pojęcia, które w jakikolwiek sposób postrzega. Czy czas byłby postrzegany, gdyby człowiek był nieśmiertelny?

Anonimowy pisze...

W tym kontekście odniusłbym się do myśl H.Bergsona, który czas i konstruowanie pojęć opiera o funkcię pamięci w naszym umyśle. Nawet gdybyśmy byli nieśmiertelni to mimo to dostrzegalibyśmy zmiany w świecie zewnętrznym oraz w własnej procesualności świadomościowej, co w połączeniu z funkcją pamięci wystarczałoby do skonstruowania pojęcia czasu. Uważam podobnie do niego iż konceptu czasu nie odnajdujemy w skończoności a raczej w procesualności. Zresztą zdaje się że Henri jest przeciwny jakimkolwiek skończonościom, ustatycznieniu i petryfikacji stale ewoluującego twórczo bytu.
W oparciu o pamięć i myślenie, przypuszczalnie nawet będąc nieskończonymi, bylibyśmy wstanie postrzegać moment przeszły jako nietożsamy z obecnym i to byłoby już niezaprzeczalnie jakąś formą pojęcia czasu.
ps. w poprzednim poście pisąłem o warunku współmierności lokalnej w przypadku czasu obiektywnego (lokalnej z uwagi na relatywistyczne koncepcje czasu), jednak w przypadku czasu posrzeganego subiektywnie chciałbym podkreślić iż rezygnuje z tego warunku i uznaję wysokie prawdopodobieństwo niewspółmierności odczucia momentów czasu subiektywnego w relacji do obiektywnego.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

ps. przepraszam za błędy ortograficzne i powtórzenia... dyortografia + brak redagowania tekstów w postach :)

Anonimowy pisze...

pps. no i jeszcze kwestia Heideggera... wydaje mnei się, nie należy zapominać iż koniecznym i najbardziej podstawowym egzystenjałem bycia jest u niego właśnie czas... innymi słowy Heidegger postulował, iż bycie (jako bycie a nie byt) jest nieujmowalne poza czasem. Zatem każde bycie, nawet hipotetycznie nieskończone, jest z konieczności w czasie i poprzez niego jest ujmowane.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Coz - jest jeszcze jedna mozliwosc, ktora opisuje chrzescijanstwo. Nie dazymy do smierci, tylko do wiecznosci. Smierc jest do niej brama.