czwartek, 21 maja 2009

Ewolucja sposobu przedstawiania Boga

Ten wpis pochodzi od innego autora niż wszystkie dotychczasowe.

"Od zawsze" ciekawiło mnie kilka aspektów religii, których nie mogłem
pojąc. Dziś przyszło mi na myśl wyjaśnienie jednego z nich.
Zacznę jednak od kilku wstępnych obserwacji na temat historycznych
obrazu Boga/-ów.

Wierzenia i religie przedchrześcijańskie przyjmowały często za pewnik,
że Bogów jest wiele, a każdy ma swoją specjalizację. W oczywisty
sposób ułatwiało to pojęcie, jak Bogowie mogą mieć ponad naturalne
możliwości - byli po prostu specjalistami w swojej, wąskiej
dziedzinie.

Chrześcijaństwo uznało, że Bóg jest jeden, lecz w trzech osobach.
Nawiasem mówiąc nigdy nie rozumiałem dumy z tego, że teraz jest tylko
jeden Bóg, a nie wielu. Podobnie jak ekwilibrystyki z Bogiem w trzech
osobach. Nie o tym jednak miałem pisać. Chodzi o to, że wyobrażenie
sobie jednego Boga odpowiadającego za wszystko, wydaje się trudniejsze
i bardziej oderwane od codziennego doświadczenia, niż wielu
Bogów-specjalistów. Bóg w trzech osobach, byłby wtedy pewnym
kompromisem ze starymi, utartymi wierzeniami w wielu Bogów, choć
sposób podziału specjalizacji jest już inny.

Praktycznie wszystkie wierzenia, w mniejszym lub (zwykle) większym
stopniu dokonują wyraźnej personifikacji Boga. Nadawanie ludzkich
cech, ma w moim przekonaniu przede wszystkim ułatwić percepcję i
"uwierzenie".
Kolejny, typowy zabieg religii to "uzewnętrznienie" Boga względem
człowieka. Przedstawiany jest on jako osobny, samodzielny,
ponadczasowy byt, który jest stworzycielem, sędzią, wyrocznią i Celem.
Na marginesie można zauważyć ze taki obraz Boga jest niezwykle wygodny
z punktu widzenia jego wyższych i niższych "przedstawicieli" na tym
padole, jak i ogólniej wszelkiej maści władców promujących daną
religię. Wszak każdy przedstawiciel/władca przyjmował w jakimś stopniu
implikowane przymioty boskie co stawiało go w wyjątkowo wygodnej
pozycji względem szerokich mas.

Wracając do meritum, stawiam tezę, że personifikacja i uzewnętrznienie
Boga jest li tylko wynikiem braku zdolności do abstrakcyjnego myślenia
ludzi mających wyznawać daną wiarę w owym czasie. W miarę jak
przeciętna wiedza i zdolność abstrakcyjnego myślenia się polepsza,
religie były w stanie przyjąć kolejne "ulepszenia" wymagające tych
umiejętności. Takimi krokami było przejście do jednego Boga,
potępienie wojen w imię religii, zezwolenie na kremację zwłok
(utrudnia zmartwychwstanie..., swoją drogą kremacja była częsta w
pogaństwie, lecz może wynikało to z względów praktycznych?) wreszcie
wiele zmian II Soboru (choćby ekumenizm, dopuszczenie zbawienia
niewierzących).
Warto zauważyć, że ten proces wydaje się ciągle trwać. Jedną z
przesłanek jest to, jak niewielu katolików wierzy dziś w piekło -
jeden z najbardziej archaicznie przedstawianych elementów religii
katolickiej.
Istnieją też oczywiście przykłady działania przeciwnego - przejście od
abstrakcyjnej łaciny do języków narodowych, wydaje się jednak, że te
wyjątki mogą mieć inne przyczyny, a ogólny kierunek wprowadzania
elementów bardziej abstrakcyjnych jest faktem.
Dla odmiany zmiana formy ofiar składanych Bogom (a w praktyce często
ich pośrednikom) nie jest raczej zamianą dawania dóbr rzeczowych na
bardziej abstrakcyjne pieniądze, lecz raczej zmianą praktyczną,
wprowadzoną dla większej wygody obu stron.

Kolejnym logicznym krokiem byłoby więc dalsze "wyabstrahowanie" Boga
w religii. Depersonifikacja i uwewnętrznienie. Eliminacja sakramentów,
mszy, przedstawicieli, modlitw (rozumianych w "stary" sposób). Tylko
czy tak spreparowana religia nie stanie się "zaledwie" moralnością?

5 komentarzy:

Grzegorz Raźny pisze...

Wydaje mi się, że kwestia istnienia czy nieistnienia Boga, jako absolutu leży poza zasięgiem naszej percepcji. Wprawdzie człowiek ją nieustannie poszerza, ale czy jest w stanie przekroczyć "granice" wszechświata?

Myślę, że wszelkie personifikacje Boga/bogów, pomagają w ich asymilacji, natomiast nie przybliżają nas w żaden sposób do poznania. Przypisywanie bogom, różnych dziedzin życia jest wygodnym sposobem ucieczki od własnej za nie odpowiedzialności. Nie zmienia tego podstawienie jednego Boga w miejsce wielu.

Tym niemniej nie uważam, że tajemnica Trójcy Świętej stanowi jakikolwiek kompromis między mono-, a politeizmem.

Wiara chrześcijańska nie jest wiarą w abstrakcyjnego Boga, ale jest wiarą w człowieka. Jest wiarą w to, że każdy człowiek może być Chrystusem. Bo Chrystus właśnie był i jest człowiekiem, który poprzez śmierć, stał się nieśmiertelny. Jego Duch pozostał i w tym właśnie Duchu Świętym, poprzez komunię (i nie mówię o symbolicznym opłatku, ale o miłości) tworzymy jedność Jedynego Boga.

Marginalne znaczenie, w mojej ocenie, ma nazwa. Czy nazwiesz to moralnością, czy religią, nie ma znaczenia o ile realizujesz projekt Królestwa Niebieskiego zostawiony przez Chrystusa w Kazaniu na Górze. Chrześcijaninem nie jest ten, który mówi, że wierzy w Boga, ale ten, który żyje zgodnie z nauką Chrystusa.

Łukasz Z. pisze...

Drogi Autorze Wpisu !

Religia swoją drogą, a wiara swoją. Troszkę, że tak powiem, pomieszałeś Pan. Religia to rytuały i często sztywne przepisy, a wiara to wierność, to relacja między człowiekiem, a Bogiem. W Chrześcijaństwie wiara stanowi serce religii, ona jest jej duchem. Dlatego żadna zmiana zewnętrzności nie zmienia wnętrza, bo ono jest na trochę innym poziomie. Stąd też mój wniosek, że trochę Pan pomieszałeś.

A Chrześcijaństwo bez sakramentów to - moim zdaniem - od jakiegoś innego Chrystusa pochodzić musi, zatem nie ma się co nad tym fantem rozwodzić, bo innego Chrystusa nie było i nie będzie.

Schemat prowadzenia myśli co najmniej ciekawy, brawo.

Pozdrawiam.
Łukasz Z.

Kuba Rozkwitalski pisze...

@Łukasz Z.
Na wstępie dziękuję za (jak mniemam) ogólnie pozytywną opinię i polemikę.

Przyznaję, że pojęcia wiary i religii (czyli wiara+praktyki) stosowałem tu dośc wymiennie. Nie rozumiem jednak dlaczego miałoby to miec negatywny wpływ na przedstawiony tok rozumowania. W większości przypadków odnosiłem się do wiary, nie praktyk (jeden Bóg, personifikacja i uzewnętrznienie Boga, wiara w piekło sakrament eucharystii etc.). Odniesienia do drugiej części religii (praktyk), to raczej mało wyrafinowane, złośliwe przytyki, a nie centrum wywodu.

Co do sakramentów - protestantyzm (XVI wiek) zdołał zlikwidowac 71% sakramentów a nadal jest traktowany jako cześć chrześcijaństwa. Według moich obliczeń wszystkie powinny zniknąć w XXII wieku ;)

Napisałeś: "wiara to wierność, to relacja między człowiekiem, a Bogiem". Mój wpis miał w zamiarze stawia pytanie: co to właściwie oznacza? Dlaczego nie można sprowadzić tego do określonej moralności? Po co cała otoczka i Bóg? Czemu nie zastosować brzytwy Ockhama?

@Grzegorz R.
Co do meritum, to mógłbym powtórzyć swój poprzedni akapit z pytaniami. Twój ostatni, jest na nie bardzo ciekawą odpowiedzią. Mam wątpliwości na ile zgodną z doktryną KK. Kazanie na Górze biorę jako zadanie domowe.

Co warte odnotowania nie protestujesz przeciw żadnej z tez ostatniego akapitu wpisu, a niektóre wręcz chyba postulujesz.
Coraz bardziej wydaje mi się, że jesteśmy praktycznie w tym samym punkcie, wychodząc z kompletnie skrajnych kierunków...

Grzegorz Raźny pisze...

Nie protestuję, ale też nie postuluję. Uważam, że kwestia istnienia Boga jest poza możliwością naszego postrzegania, a więc z definicji musi pozostać kwestią wiary.

Natomiast nie ma dla mnie żadnego znaczenia, czy to co piszę jest zbieżne w jakimkolwiek stopniu z jakąkolwiek doktryną. To nie doktryna jest sensem chrześcijańskiego życia, ale wiara. Wiara w drugiego człowieka.

Anonimowy pisze...

Grzesiu zabraniam Ci dawania możliwości innym wpisywania się na Twoim blogu. Niech się wyżywają w wąskich ramach komentarzy, a nie publikują posty bo strasznie zaniżają poziom!