środa, 24 września 2008

Szaleniec? A może prowokator?

Od lat jestem wielkim fanem filmów Davida Lyncha. Najbardziej podobają mi się te, które na pierwszy rzut oka nie mają żadnego sensu. Przykładami mogą być: Główka do wycierania (Eraserhead), oraz Zagubiona autostrada (The Lost Highway). Jednak najwięcej komentarzy, wynikających z niezrozumienia pojawiło się po najnowszym dziele pt. Inland Empire. Sam Lynch prowokatorsko powiedział, że wybrał tytuł swojego filmu, ponieważ lubi brzmienie słowa "Inland" i podoba mu się słowo "Empire". Przytoczę jeden z komentarzy, jakie przeczytałem na portalu onet.pl. Podpisany był, jakże trafną nazwą użytkownika - Ignorant.
No cóż to dość typowe że pewna część widzów boji się powiedzieć że film znanego reżysera może być poprostu do kitu, próbuje się intelektualizować cos co intelektualne nie jest.Próbuje się wmówić że jeżeli D.L coś bełkocze, to ma to głębiki wymaiar filozoficzny, moralny itd. I niech mi nikt nie wmawia że film jest dla ludzi myślących lubiących smakować kino, bo w tym przypadku to chyba sam reżyser w to nie uwierzy. Lubię dobre kino, nie koniecznie jakąś przetrawioną papkę, ale film D.L to zmarnowane 3 godziny
Zgadzam się z tym komentarzem tylko w kwestii, że dla jego autora te 3 godziny były faktycznie zmarnowane. Zastanawia mnie, skąd u ludzi przekonanie, że skoro czegoś nie potrafią zrozumieć, to kwalifikują to coś jako bełkot. Filmy Davida Lyncha rzadko przekazują treść wprost. Często uciekają się do bardzo skomplikowanych symboli, metafor i personifikacji, aby zobrazować najbardziej tajemnicze obszary ludzkiego umysłu. Nieinaczej jest w tym filmie. Jest sporo punktów, które naprowadzają na prawdziwe znaczenie, albo przynajmniej na sensowną interpretację.

Nie chcę opowiadać za dużo, żeby zupełnie nie popsuć filmu osobom, które go jeszcze nie oglądały. Przedstawię tylko zarys mojej interpretacji. Wystarczy popatrzeć na całość jako na wyprawę zagubionej kobiety wgłąb siebie i potrafimy odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Dlaczego jest zagubiona? Czego szuka? Co znajduje? Odpowiedzi znajdujemy poprzez skomplikowany strumień środków artystycznych. Wcale nietrudno oddzielić to co się dzieje "naprawdę" od tego co się dzieje w świadomości i podświadomości bohaterki. Tylko żeby to zauważyć, trzeba się wysilić. Nie jest to film, który obejrzymy dla relaksu. Zrozumienie go jest wyzwaniem, które warto podjąć.

Czy zatem warto mówić, że dzieło to jest bełkotem? A może to artysta jest szaleńcem? Prawda jest taka, że prawdziwy artysta, często okrzyknięty zostaje szaleńcem, ponieważ często wykracza poza utarte normy rozumowania. Nie rozumiemy go, więc to z nim jest coś nie tak. A może po prostu nie chcemy go zrozumieć? Ten artysta wie bardzo dobrze, co chce powiedzieć i robi to w sposób bardzo oryginalny, prowokując nas abyśmy sami to odkryli. Bardzo polecam jego dzieła.

4 komentarze:

Henki pisze...

Bo prawdziwy artysta "myśli i prowokuje" :)

Grzegorz Raźny pisze...

To było bardzo miłe. Dzięki! :)

StRaY pisze...

Pamiętam jego "Miasteczko Twim Peaks". Jak byłem dzieckiem oglądałem to z wypiekami na twarzy - i to zastanawiające jak takie rzeczy w człowieku zostają.... Do dziś jak słyszę melodię z tego filmu - mimo tego że z reguły nie boję się niczego, serce mi do gardła podchodzi...

Grzegorz Raźny pisze...

No tak, ale pewnie jako dziecko miałeś ograniczone możliwości interpretacyjne. W Twin Peaks, też kryje się bardzo wiele ciekawych "smaczków". Ja obejrzałem dopiero na studiach i to dwa razy. Właściwie od tego rozpoczęła się moja przygoda z Lynchem.