środa, 3 września 2008

Dyktatura większości

Demokrację, od systemów totalitarnych różni pozornie wszystko. Obywatele biorą udział w wolnych wyborach, a ludzie rządzący są reprezentantami ich woli. Mają prawo do własności prywatnej i nikomu nie wolno tego prawa naruszyć. Mają wolność słowa, poglądów i demonstracji. Każdy jest niewinny dopóki nie udowodni się mu winy. Jest jeszcze wiele oczywistych zalet takiego systemu, których tutaj nie wymienię.

Jednak w tej całej teorii, kryje się wielkie niebezpieczeństwo. Co z osobami, które są w mniejszości? Przecież to większość daje mandat do rządzenia. Załóżmy, że w społeczeństwie występuje duże rozwarstwienie klasowe. Biednych jest dużo więcej niż bogatych. Biedni, wybierając swą reprezentację, dają mandat do obrony ich interesów. A kto będzie bronił interesów bogatych? Trybunał Konstytucyjny? A co jeśli większość zmieni konstytucję? Nawet TK będzie bezradny. Kto zabroni ustalenia podatków na poziomie 80% dla najbogatszych a 5% dla najbiedniejszych? Czy większość może dać legitymację do dyskryminacji mniejszości? Jeśli demokracja jest tu wyznacznikiem, to nie ma przeszkód.

Na ironię, większości społeczeństwa może podobać się takie rozwiązanie, mimo, że wcale nie musi być to dla niej korzystne. Skoro tym, którzy mają kapitał, zabiera się 80%, kto będzie inwestował i otwierał miejsca pracy? Gdy nie będzie miejsc pracy, kto będzie konkurował o pracowników, oferując im wyższe wynagrodzenia? Ale Ci biedni często nie są wykształceni. Często nie potrafią na to spojrzeć z tej strony. Może cała istota prawidłowo działającej demokracji tkwi w uświadamianiu społeczeństwa?

Znieczulajmy ludzi na populizm, a uczulajmy na prawdę. Pokazujmy, że często, aby było lepiej, potrzeba reform, które na pierwszy rzut oka nic nie zmieniają, ale otwierają pewien proces, który koniec końca da pozytywny efekt również dla przeciętnego obywatela. Pozwólmy ludziom dokonywać świadomego wyboru. Przecież dyskryminacja kogokolwiek nigdy nie przyniesie dobrych skutków. To co zakazane, przeniesie się do podziemia. Na to co nakazane, znajdą się sposoby. Pozwólmy ludziom budować przestrzeń ich własnej wolności i zagospodarowywać ją odpowiedzialnie zgodnie z własnymi przekonaniami. Świadoma demokracja zbudowana wokół wartości, może przynieść owoc obfity. Rywalizację i konflikty interesów, może zastąpić solidarność.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ja się zgadzam z tym co napisałeś. Jedynie pierwszy akapit wywołał ironiczny uśmiech na mojej twarzy.

> Demokrację, od systemów
> totalitarnych różni pozornie
> wszystko. Obywatele biorą udział
> w wolnych wyborach, a ludzie
> rządzący są reprezentantami ich
> woli. Mają prawo do własności
> prywatnej i nikomu nie wolno
> tego prawa naruszyć.

Mam działkę za miastem. Jest to moja właśność. Na działce rośnie drzewo, któremu grozi, że się przewróci. Obok jest domek i taki wypadek spowoduje jego zniszczenie. PAŃSTWO NIE POZWALA MI GO WYCIĄĆ. Muszę pisać prośby o pozwolenie, ze względu na wiek drzewa. I jeszcze będę musiał za to płacić. A to jest moja WŁAŚNOŚĆ! Na działce mam też rów z wodą, który dochodzi do lokalnej rzeczki. Jak spadają większe deszcze, to mi domek zalewa. Chciałem go przekopać, ale proszę zgadnąć jaki jest rezultat. PAŃSTWO NIE ZEZWALA.

Ja tu jednak widzę duże pogwałcenie praw własności. 200 lat temu nikogo nie obchodziłoby co robię z moją WŁASNOŚCIĄ. Jednak w dzisiejszej demokracji, to państwo ustala co mogę z nią zrobić. Taka to właśnie "własność".

Także nawet pozornie te różnice nie są duże.

Grzegorz Raźny pisze...

Ot i cała prawda. Różnica między demokracją a totalitaryzmem jest jednak taka, że złe prawo może być zmienione przez ludzi, których sami wybieramy. Jednak dlaczego to większość ma decydować, co zrobię ze swoim drzewem?

Niestety, władza jest zakładnikiem większości. I właściwie musi być, aby nie przekształciła się w totalitaryzm. Jednak oczywiste jest, że większość wcale nie musi mieć racji. Może kiedyś narody będą się wstydzić istnienia takiego prawa, tak jak teraz wstydzą się, że kiedyś istniało niewolnictwo i inne patologie wynikające z takiej czy innej przewagi jednej klasy społecznej nad inną.

Kuba Rozkwitalski pisze...

Napisales: "Biedni, wybierając swą reprezentację, dają mandat do obrony ich interesów. A kto będzie bronił interesów bogatych?"

Problem w tym, ze politycy wybierani przez biednych raczej nie beda zabiegac o zmniejszenie swojego elektoratu...
Nie jestem pewien czy na tym polega reprezentacja ich interesow...

A bardziej ogolnie. Mysle, ze dzieki wiekszosci moga (i przeciez powstaja) prawa przyjazne lub neutralne dla mniejszosci. Powod jest prosty - jest tyle kryteriow wedlug, ktorych mozna dzielic na wiekszosci i mniejszosci, ze wiekszosc ludzi jest w jakiejs mniejszosci. To czy beda wystarczajaco odporni na manipulacje i populizm zeby dobrze wybrac to oczywiscie inna kwestia...

Grzegorz Raźny pisze...

Zgadzam się. Istnieją różne kryteria, w związku z czym będąc członkiem jednej większości jestem też członkiem innych mniejszości. Myślisz, że to jest wystarczające zabezpieczenie? Możliwe. Może dlatego to się wszystko jeszcze nie rozsypało :-)