Chyba nie ulega wątpliwości, że jedną z bardziej emocjonujących dziedzin życia jest sport. Jednostki lub drużyny rywalizujące ze sobą o pieniądze i sławę. Jednak nie tylko sportowcy rywalizują ze sobą. Prawdziwa rywalizacja odbywa się pomiędzy kibicami. Dlaczego aż tak bardzo kibice przywiązują się do swoich barw? Dlaczego sukcesy i porażki naszych faworytów, mają wpływ na nasze samopoczucie? Dlaczego utożsamiamy się z własnymi ulubieńcami? Co takiego jest w tym sporcie?
A może człowiek ma w sobie potrzebę rywalizacji. Może to nie cel rywalizacji jest ważny dla człowieka, ale sam jej przebieg. Jak to było w czasie, gdy sport nie istniał na taką skalę? Czy człowiek również miał tę potrzebę, czy może dopiero sport ją rozbudził?
Jak daleko sięga historia, człowiek prowadził wojny. Powody były różne. Czasem zdobycie ziemi lub innych zasobów. Czasem chęć obalenia jakiegoś władcy. Czasem narzucenie światopoglądu. A może te powody to tylko przykrywka? Czy takie śmieszne powody mogłyby być przyczyną bratobójczych walk, w których giną niewinni ludzie? A może powód był zawsze jeden - potrzeba rywalizacji.
Warto zauważyć, że w XX wieku, w którym sport się najbardziej rozwinął i upowszechnił, natężenie wojen wyraźnie spadło. Mieliśmy, co prawda, dwie największe wojny, ale przecież wcześniejsze wieki to są czasy nieustannych wojen. Każdy walczył z każdym z najśmieszniejszych powodów. Dopiero, gdy sport stał się powszechnym zjawiskiem, wojenne usposobienie narodów zaczęło się zmniejszać.
Wpadajmy zatem w euforię, gdy "nasi" wygrywają, a w rozpacz, gdy przegrywają. Potrzeba rywalizacji musi być zaspokojona, żeby nie powodowała wybuchów agresji. Czy nie jest to lepszy sposób jej zaspokojenia, niż wojna, w której giną niewinni ludzie? Sam wpadłem w rozpacz, gdy Cristiano Ronaldo nie strzelił rzutu karnego w finale tegorocznej Ligi Mistrzów, ale gdy ostatecznie to Manchester United zdobył trofeum, euforia nie opuszczała przez kilka dni. Myślę, że takie katharsis bywa bardzo korzystne. Rozkoszujmy się zatem rozpoczynającymi się właśnie Mistrzostwami Europy w piłce nożnej, a za chwilę Igrzyskami Olimpijskimi. Przeżywajmy w pełni te święta sportu. A gdy się skończą wróćmy oczyszczeni do codziennego życia.
A może człowiek ma w sobie potrzebę rywalizacji. Może to nie cel rywalizacji jest ważny dla człowieka, ale sam jej przebieg. Jak to było w czasie, gdy sport nie istniał na taką skalę? Czy człowiek również miał tę potrzebę, czy może dopiero sport ją rozbudził?
Jak daleko sięga historia, człowiek prowadził wojny. Powody były różne. Czasem zdobycie ziemi lub innych zasobów. Czasem chęć obalenia jakiegoś władcy. Czasem narzucenie światopoglądu. A może te powody to tylko przykrywka? Czy takie śmieszne powody mogłyby być przyczyną bratobójczych walk, w których giną niewinni ludzie? A może powód był zawsze jeden - potrzeba rywalizacji.
Warto zauważyć, że w XX wieku, w którym sport się najbardziej rozwinął i upowszechnił, natężenie wojen wyraźnie spadło. Mieliśmy, co prawda, dwie największe wojny, ale przecież wcześniejsze wieki to są czasy nieustannych wojen. Każdy walczył z każdym z najśmieszniejszych powodów. Dopiero, gdy sport stał się powszechnym zjawiskiem, wojenne usposobienie narodów zaczęło się zmniejszać.
Wpadajmy zatem w euforię, gdy "nasi" wygrywają, a w rozpacz, gdy przegrywają. Potrzeba rywalizacji musi być zaspokojona, żeby nie powodowała wybuchów agresji. Czy nie jest to lepszy sposób jej zaspokojenia, niż wojna, w której giną niewinni ludzie? Sam wpadłem w rozpacz, gdy Cristiano Ronaldo nie strzelił rzutu karnego w finale tegorocznej Ligi Mistrzów, ale gdy ostatecznie to Manchester United zdobył trofeum, euforia nie opuszczała przez kilka dni. Myślę, że takie katharsis bywa bardzo korzystne. Rozkoszujmy się zatem rozpoczynającymi się właśnie Mistrzostwami Europy w piłce nożnej, a za chwilę Igrzyskami Olimpijskimi. Przeżywajmy w pełni te święta sportu. A gdy się skończą wróćmy oczyszczeni do codziennego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz