Jak pięknie można grać słowami. Faktyczne ograniczenie wolności nagle przedstawia się jako właśnie działanie wolnościowe. Jeśli chcę otworzyć lokal, w którym każdy może usiąść przy stoliku, poczytać gazetę, wypić piwko i zapalić papierosa i są chętni do odwiedzenia mnie w takim lokalu, to co komu to przeszkadza? Przecież nikogo nie zmuszam do wchodzenia do niego. To jest wolność. Ja mogę otworzyć lokal jaki mi się podoba, bo robię to z własnych funduszy. Klienci mogą mnie odwiedzać, przystając na zasady i profil miejsca, które stworzyłem, albo mogą mnie nie odwiedzać. Każdy ma wybór i każdy może podjąć odpowiadającą mu decyzję.
Tymczasem przychodzi wypakowany osiłek i mówi mi: "Nie podoba mi się, że u ciebie jest tak zadymione. Nieprzyjemnie mi się tu siedzi. Jak dalej będzie można u ciebie palić papierosy, to przyjdę z kumplami, włamię się do twojej kasy i zabiorę tyle, ile uznam za stosowne. Chcę być wolny od dymu." Odpowiedziałbym mu: "A czy ktoś zmusza cię, żebyś tu przychodził? To jest moje miejsce. Nie podoba ci się, to znajdź sobie inne, albo stwórz własne." Na to zgodnie z oczekiwaniami otrzymuję ripostę: "Zamknij się. Nas jest więcej i jesteśmy silniejszy. Jak będziesz trwał przy swoim to jeszcze ci się oberwie. Chcemy wolności."
Oczywiście tłum, który stoi za tym osiłkiem z przyjemnością przystanie na takie pojęcie wolności, bo jest mu ono na rękę. Może kiedyś nawet stanie się to właściwą definicją wolności, jeśli przez wiele lat ludzie będą kontynuowali używanie tego określenia w podobnym kontekście. Póki co jednak, zaistniała sytuacja jest sprzeczna z pojęciem wolności. Możesz być wolny od dymu, kiedy tylko chcesz. Wystarczy, że nie przyjdziesz do mojego lokalu. Ty za to chciałbyś mieć wszystko. I mój lokal i brak dymu. Tym samym chcesz ograniczyć moją zdolność dysponowania własnym majątkiem. Kto tu stoi po stronie wolności?
PS. Nie jestem właścicielem lokalu. Nie znoszę papierosów i dymu papierosowego. Cenię inicjatywy dla niepalących. Ale jeszcze bardziej cenię wolność człowieka i stanowczo sprzeciwiam się takim słownym manipulacjom.
Tymczasem przychodzi wypakowany osiłek i mówi mi: "Nie podoba mi się, że u ciebie jest tak zadymione. Nieprzyjemnie mi się tu siedzi. Jak dalej będzie można u ciebie palić papierosy, to przyjdę z kumplami, włamię się do twojej kasy i zabiorę tyle, ile uznam za stosowne. Chcę być wolny od dymu." Odpowiedziałbym mu: "A czy ktoś zmusza cię, żebyś tu przychodził? To jest moje miejsce. Nie podoba ci się, to znajdź sobie inne, albo stwórz własne." Na to zgodnie z oczekiwaniami otrzymuję ripostę: "Zamknij się. Nas jest więcej i jesteśmy silniejszy. Jak będziesz trwał przy swoim to jeszcze ci się oberwie. Chcemy wolności."
Oczywiście tłum, który stoi za tym osiłkiem z przyjemnością przystanie na takie pojęcie wolności, bo jest mu ono na rękę. Może kiedyś nawet stanie się to właściwą definicją wolności, jeśli przez wiele lat ludzie będą kontynuowali używanie tego określenia w podobnym kontekście. Póki co jednak, zaistniała sytuacja jest sprzeczna z pojęciem wolności. Możesz być wolny od dymu, kiedy tylko chcesz. Wystarczy, że nie przyjdziesz do mojego lokalu. Ty za to chciałbyś mieć wszystko. I mój lokal i brak dymu. Tym samym chcesz ograniczyć moją zdolność dysponowania własnym majątkiem. Kto tu stoi po stronie wolności?
PS. Nie jestem właścicielem lokalu. Nie znoszę papierosów i dymu papierosowego. Cenię inicjatywy dla niepalących. Ale jeszcze bardziej cenię wolność człowieka i stanowczo sprzeciwiam się takim słownym manipulacjom.
1 komentarz:
Ciekawe przemyślenia. Rzeczywiście dzisiaj pojęciem 'wolności' manipuluje się chyba bardziej niż kiedykolwiek. Każdy chce być wolny. Ale jak tą wolność rozumiemy to już zupełnie inna bajka. Dzięki za tą notkę, która daje dużo do myślenia. Pozdrawiam serdecznie! :)
Prześlij komentarz