Powszechnie rozumie się, że demokratycznie wybrana władza, reprezentuje większość całego społeczeństwa. Rodzi się stąd przekonanie, że powinna to być władza większości. Tymczasem zamysłem demokracji nie są rządy większości, ale rządy ogółu. Każdy w wyborach oddaje swój głos, a więc każdy udziela mandatu rządzącej elicie. Każdy głos wart jest tyle samo, a więc i stosunek władzy do każdego obywatela winien być taki sam.
Jako przykład niech posłuży nam rozdmuchiwana niedawno sprawa symboli religijnych w szkołach. Czy sejm, reprezentujący całość społeczeństwa, może zabronić wieszania symboli religii innych niż katolicyzm, pozwalając jednocześnie na mocy mandatu większości na wieszanie krzyża? Prawo, które wyróżnia krzyż spośród symboli wszystkich religii wprowadza tożsamość przynależności narodowej z przynależnością religijną. Jeśli ktoś nie jest wyznawcą, nie może być równoprawnym obywatelem. Jeśli natomiast prawo nie utożsamia wiary z narodowością, to nie ma takiej mocy, na której może zabronić jednej osobie demonstrowania własnej wiary, a pozwolić innej, chociażby za tą inną stała wola większości. Elementarna równość wobec prawa.
Podobnie sprawa się ma w przypadku oczekiwań wobec państwa. Gdy większość ludzi chce pozbawić mniejszość ochrony życia lub mienia, to zakładając, że władza ma realizować wolę większości, powinna uchwalić stosowne prawo. Wyczuwalne jednak jest, że jest to gwałt zadany równości. Prawo nie może zdefiniować podziału na biednych i bogatych, gdyż tym samym dyskryminowałoby (już poprzez nomenklaturę) jednych wobec drugich.
Jeśli ktoś oczekuje od państwa darmowej służby zdrowia (utopia), a ktoś inny oczekuje darmowego obiadu, ktoś jeszcze inny z kolei oczekuje darmowego transportu, to czy oczekiwania te pomimo różnego poparcia społecznego, na mocy równości nie zyskują jednakowej ważności? Winna więc władza, by nie dyskryminować jednych wobec drugich wypełniać wszystkie takie oczekiwania z równym zaangażowaniem i starannością. Ewentualnie z zaangażowaniem i starannością proporcjonalnymi do poparcia danego oczekiwania. Co jednak gdy te oczekiwania są sprzeczne? Czy powinna władza każdej osobie dawać to czego ta chce?
Potrzebne by było indywidualne podejście do każdej osoby, a może nawet sytuacji, w której jednemu obywatelowi odpowiada jeden przedstawiciel władzy mający dokładać starań by spełniać jego oczekiwania. Aby to było możliwe, każdy człowiek musiałby być częścią władzy i być odpowiedzialny za realizację własnych oczekiwań. Oznaczałoby to jednak, że nie ma już władzy, a każdy dysponuje jedynie własną wolnością i od niego zależy wypełnianie własnych postulatów.
Drugą drogą rozwiązania konfliktu oczekiwań oraz zasady równości obywateli, zakończoną w podobnym punkcie jest zaniechanie przez władzę realizacji jakichkolwiek oczekiwań. Pozostawienie oczekiwań ludziom samym sobie, a ograniczenie obszaru swojej władzy do ochrony wolności, koniecznej ludziom do ich realizacji. W jednej i drugiej sytuacji droga kończy się na uznaniu absolutnej wolności człowieka. Wszelkie możliwe pozostałe drogi wydają się prowadzić do zaprzeczenia nie tylko wolności ale i równości ludzi.
Jako przykład niech posłuży nam rozdmuchiwana niedawno sprawa symboli religijnych w szkołach. Czy sejm, reprezentujący całość społeczeństwa, może zabronić wieszania symboli religii innych niż katolicyzm, pozwalając jednocześnie na mocy mandatu większości na wieszanie krzyża? Prawo, które wyróżnia krzyż spośród symboli wszystkich religii wprowadza tożsamość przynależności narodowej z przynależnością religijną. Jeśli ktoś nie jest wyznawcą, nie może być równoprawnym obywatelem. Jeśli natomiast prawo nie utożsamia wiary z narodowością, to nie ma takiej mocy, na której może zabronić jednej osobie demonstrowania własnej wiary, a pozwolić innej, chociażby za tą inną stała wola większości. Elementarna równość wobec prawa.
Podobnie sprawa się ma w przypadku oczekiwań wobec państwa. Gdy większość ludzi chce pozbawić mniejszość ochrony życia lub mienia, to zakładając, że władza ma realizować wolę większości, powinna uchwalić stosowne prawo. Wyczuwalne jednak jest, że jest to gwałt zadany równości. Prawo nie może zdefiniować podziału na biednych i bogatych, gdyż tym samym dyskryminowałoby (już poprzez nomenklaturę) jednych wobec drugich.
Jeśli ktoś oczekuje od państwa darmowej służby zdrowia (utopia), a ktoś inny oczekuje darmowego obiadu, ktoś jeszcze inny z kolei oczekuje darmowego transportu, to czy oczekiwania te pomimo różnego poparcia społecznego, na mocy równości nie zyskują jednakowej ważności? Winna więc władza, by nie dyskryminować jednych wobec drugich wypełniać wszystkie takie oczekiwania z równym zaangażowaniem i starannością. Ewentualnie z zaangażowaniem i starannością proporcjonalnymi do poparcia danego oczekiwania. Co jednak gdy te oczekiwania są sprzeczne? Czy powinna władza każdej osobie dawać to czego ta chce?
Potrzebne by było indywidualne podejście do każdej osoby, a może nawet sytuacji, w której jednemu obywatelowi odpowiada jeden przedstawiciel władzy mający dokładać starań by spełniać jego oczekiwania. Aby to było możliwe, każdy człowiek musiałby być częścią władzy i być odpowiedzialny za realizację własnych oczekiwań. Oznaczałoby to jednak, że nie ma już władzy, a każdy dysponuje jedynie własną wolnością i od niego zależy wypełnianie własnych postulatów.
Drugą drogą rozwiązania konfliktu oczekiwań oraz zasady równości obywateli, zakończoną w podobnym punkcie jest zaniechanie przez władzę realizacji jakichkolwiek oczekiwań. Pozostawienie oczekiwań ludziom samym sobie, a ograniczenie obszaru swojej władzy do ochrony wolności, koniecznej ludziom do ich realizacji. W jednej i drugiej sytuacji droga kończy się na uznaniu absolutnej wolności człowieka. Wszelkie możliwe pozostałe drogi wydają się prowadzić do zaprzeczenia nie tylko wolności ale i równości ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz