piątek, 9 stycznia 2009

Szóste przykazanie

Idąc dalej szlakiem Kazania na Górze, czytamy następujące słowa:
Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.
Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa.
Jezus nie kwestionuje szóśtego przykazania, ale je objaśnia. "... już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa". Czy oznacza to, że już popełnił zło? A może, że już jest na drodze do jego popełnienia? Czy Jezus potępia "pożądliwe spojrzenie"? Myślę, że odpowiedzi dostarczają kolejne zdania, w których Jezus radzi pozbawiać się członków, które są przyczynami grzechu. Taką przyczyną jest właśnie owo spojrzenie. Trzeba się go wystrzegać, aby w konsekwencji nie wyrządzić zła.

Chrystus wie i ostrzega nas, że istnieje Zły, który oskarża człowieka. Który zna jego słabości na wylot i idealnie podsuwa pokusy tam, gdzie najpewniej człowiek im ulegnie. Zły nie popełnia zła własnymi rękami. On potrzebuje do tego naszych rąk, tak jak Bóg potrebuje naszych rąk do zbawienia świata. A my musimy nauczyć się wystrzegać pokus i walczyć ze słabościami, aby nie realizować planów Szatana. Jeśli się nie uda, on bezbłędnie i bezlitośnie nas wykorzysta, aby móc nas oskarżyć przed Bogiem, przed drugim człowiekiem oraz przede wszystkim przed nami samymi. Im większe zło popełnimy, tym trudniej będzie nam pogodzić się z samym sobą. I całe nasze ciało znajdzie się w piekle. Czy jest z niego wyjście?

Odpowiedzi na to pytanie można doszukać się w ostatnim zdaniu. Chrystus krytykuje oddalenie żony, ponieważ naraża ją to na cudzołóstwo. Czy nie kryje się tu nałożenie na człowieka specjalnej odpowiedzialności za bliźniego? On sam na krzyżu zaświadczył o tej odpowiedzialności. O miłości. Kiedy, ktoś znajduje się w piekle, to tylko miłość, mocą krzyża, może go z tego wyciągnąć. Czy mówiąc o nierozrywalności małżeństwa, Chrystus nie chce nam powiedzieć o nierozrywalności miłości, której pieczęcią jest właśnie Jego krzyż?

8 komentarzy:

Fajczarz Krakowski pisze...

Nie dla mnie to. Ani myślę dłubać przy swoich oczach a dopiero potem szukać obrączki na jej palcu :P

Poza tym... chciałbym aby seks, a właściwie cudzołóstwo, było jedynym problemem przez które rozpadają się małżeństwa - niestety tak nie jest. Sam nie wiem czy i w jakim związku będę ale wiem jedno - nie mam zamiaru się nim katować i jeśli miałoby do tego dojść to... no, wiadomo.

Zakaz rozwodowy bo kobieta byłaby narażona na seks z innym facetem? A co ona, sama prowadzić się nie umie, facet może robić z nią co chce? Czasy pałki i jaskini się skończyły, przynajmniej dosłownie.

Grzegorz Raźny pisze...

Ale wchodząc w małżeństwo, składasz przysięgę. Czy uważasz, że słowo jest niezobowiązujące? Nikt Ci nie każe tej przysięgi składać. Twoja wolna decyzja.

Kobieta jak i każdy inny człowiek jest narażony na zło. Oddalając ją, skazujesz na niezaspokojenie pewnych potrzeb. A ją cały czas przecież obowiązuje wierność Tobie.

Wiadomo, że nie chodzi o dosłowne oczy czy ręce. Chodzi o unikanie pokus.

Fajczarz Krakowski pisze...

No i tu jest pies pogrzebany - bo ja nie mogę przysięgać, że będę kogoś kochał. Nie da się - nie mam wpływu na miłość, to jest poza mną - nie mogę zatem przysiąc, że za rok, pięć czy trzydzieści lat będę coś kogoś czuł i dalej to będę nazywał miłością.

Przysiąc można wierność - ale z drugiej strony po co jeśli nie można dać gwarancji miłości? Kocham - jestem wierny i świata poza nią nie widzę, nie kocham - to niby czemu mam być wierny? Podziwiam Cejrowskiego ale sam chyba bym tak nie wytrzymał.

I jeszcze ta "oddana" kobieta... Grzegorz, gdyby Tobie jakaś kobieta zobowiązałaby się do wierności to automatycznie Ty sam musiałbyś zacząć dochowywać wierności jej? W tym największy jest ambaras aby dwoje chciało na raz...

Mało to małżeństw, które się rozpadły tylko po to aby po jakimś czasie dawni małżonkowie ustawili sobie nowe życie w szczęśliwych związkach? Naprawdę uważasz, że lepszy byłby świat w którym jednak muszą się dalej kisić ze sobą przeklinając do końca życia słowa złożonej przysięgi?

I tu finał - jeśli się szanuje swoje słowo a nie można ręczyć ani za siebie, ani za kogoś to się nie przysięga.

Grzegorz Raźny pisze...

Po pierwsze, czym jest miłość? Jeśli definiujesz miłość jako stan emocjonalny, to masz rację. Moim zdaniem miłość to nie jest odczucie. To jest więź międzyludzka, relacja. To jest coś nad czym się pracuje od momentu poznania przez całe życie. Taka miłość nie zniknie tak po prostu. I choć stany emocjonalnego uniesienia się zmieniają i zmieniać będą, to miłość przetrwa na tej huśtawce, gdy jej fundament jest gdzieś indziej.

Kiedy zawierasz związek małżeński, to ślubujecie sobie obustronnie wierność. Jeśli oddalasz żonę, to czy wierność przestaje obowiązywać któregokolwiek z Was?

Jeśli ktoś mówi jakieś słowo to bierze za nie odpowiedzialność. Jeśli każdy byłby wierny swojemu słowu, to może mniej pochopnie by się decydował je wypowiadać. Nie wydaje Ci się, że w naszych czasach, słowo straciło na znaczeniu? Ludzie zaczęli rzucać je na prawo i lewo nie zastanawiając się nad odpowiedzialnością.

I może właśnie w tym tkwi sedno sprawy. Skoro nie możesz złożyć jakiejś deklaracji to nie składaj. Ale jeśli złożysz, to miej uczciwość się wywiązać.

Fajczarz Krakowski pisze...

No dobra, skoro miłość nie jest stanem emocjonalnym, to czym się różni od takiej głębokiej przyjaźni? Wyłącznie tym, że mieszka się w jednym lokalu z kobietą i ma się dzieci?

Mieszkać można też z przyjacielem, relacje z nim można mieć głębsze i trwalsze niż niejedno małżeństwo a dzieci można mieć i bez miłości.

Wyłączając z pojęcia miłości stan emocjonalny rozmywamy tylko znaczenie tego słowa.

Albo to, że nie chcę aby przyjaciółka wałęsała się z podejrzanymi typkami i puszczała się z pierwszym lepszym to oznacza, że ją kocham?

Grzegorz Raźny pisze...

Ciężko mi zidentyfikować różnice między miłością a przyjaźnią. Pierwsze nie istnieje bez drugiego, a drugie bez pierwszego. Jasne, można mówić o różnych rodzajach miłości, ale w gruncie rzeczy sprowadza się do jednego. Zdolność do poświęcenia, do przebaczenia i do zjednoczenia. Taka miłość łączy przyjaciół i taką miłość ślubuje się współmałżonkami, co nadaje tej więzi charakteru nie tylko głębokiego ale i transcendentalnego.

Mówiąc o miłości, jako o stanie emocjonalnym sprowadza się ją do fizjologiczno-chemicznych reakcji. Pstryk - kocham, pstryk - nie kocham. Jasne, możemy sobie tak miłość definiować, ale ja o takiej
"miłości" nie piszę, bo i nie warto. Jeśli taka "miłość" ma być podstawą trwałego związku to nie wróżę temu związkowi przyszłości.

Anonimowy pisze...

"Jezus radzi pozbawiać się członków, które są przyczynami grzechu."

:DDDDDDDD

A pozbawienie sie czlonka, moze byc przyczyna rychlego zgonu. Tak wiec, technicznie rzecz biorac byloby to samobojstwo, czyli grzech, i to taki z pierwszego rzedu.

Namawiasz ludzi do okaleczania samych siebie? To jakas sekta? Jak ja wtedy zaspokoje moja zone?

Grzegorz Raźny pisze...

Sekta miłości. Oj biedni by byli Ci chrześcijanie odcinając sobie członki. Ot jak zdaniem wyrwanym z kontekstu można pięknie manipulować.