czwartek, 9 października 2008

Tajemnica Zmartwychwstania

Długo zbierałem się do poruszenia tego zagadnienia. Bardzo długo nad nim myślałem i bardzo liczę na dyskusję na ten intrygujący temat. Jest to tak skomplikowana tajemnica, że właściwie nie wiadomo od której strony można zacząć. Pierwszym pytaniem, które nasuwa się samo, jest: Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał? A zaraz za nim, jak lawina, spadają następne. Na czym polega Zmartwychwstanie? Co oznacza dla człowieka? Dlaczego Jezus wrócił do żywych, tylko po to, żeby wstąpić do nieba? Właściwie wyliczenie pytań, które się nasuwają, nadaje się na osobnego posta.

Jednak rozważań nie sposób rozpocząć od tych wielkich pytań. Spróbujmy więc zadać mniejsze. Pierwszym, jakie bym zadał jest: Dlaczego uczniowie oraz niewiasty nie poznały Jezusa Zmartwychwstałego? Dotykamy właśnie różnicy między Zmartwychwstaniem, a wskrzeszeniem Łazarza. Przecież nie mówi się, że Łazarz zmartwychwstał. Dlaczego? Bo Łazarz został przywrócony do dawnego życia, dawnej choroby, w dawnym ciele. Wszyscy go rozpoznawali. Chrystus podczas Zmartwychwstania dokonał przemiany. Jego ciało było już inne. Jakie? Odpowiedzi udziela nam On sam w wieczerniku w noc poprzedzającą Jego śmierć: "Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje". Powtarzamy te słowa co niedzielę, jednak czy zastanawiamy się nad ich istotą? Jezus połamał chleb i powiedział, że to jest jego ciało. Chleb? A może trwanie w łamaniu się nim? Również św. Paweł mówi, że to Kościół jest mistycznym ciałem Jezusa. A czym jest Kościół, albo czym powinien być? Czyż nie właśnie wspólnotą, łamiącą się chlebem? Zresztą nie tylko chlebem. Miłością. Czy zatem Zmartwychwstanie dokonało się przed śmiercią?

Chyba nie. Ciało ciałem, ale potrzebny jest Duch. Duch Święty, Pocieszyciel, którego Jezus obiecał po Jego śmierci. Dopiero śmierć Jezusa wyzwoliła Ducha, który ożywił to ciało. Jezus przez śmierć dał świadectwo najdoskonalszej miłości, a słowami przebaczenia na Krzyżu, dał dowód braterstwa wszystkich ludzi. Ten akt, w którym Jezus potrafił zaprzeć się samego siebie i umrzeć pojednawszy się ze swoimi katami, stanowi podstawowe przesłanie Chrześcijaństwa. Stanowi Ducha. Jezus zmartwychwstał Trzeciego Dnia po śmierci. Nie sądzę, żeby akurat trzy, było w tym przypadku liczbą faktyczną. Myślę, że symbolizuje ona "pewien czas". Duch musiał dojrzeć w ciele. Tym ciałem, była garstka uczniów zamkniętych w wieczerniku, przestraszonych po śmierci Jezusa. Jednak Duch zaczął działać, pokonując ich lęk i wyprowadzając ich do ludzi. To właśnie to nowe ciało Chrystusa powodowało, że Piotr, który wcześniej poległ podczas próby chodzenia po wodzie, tym razem wytrwał w wierze i udało mu się. To była moc Zmartwychwstania, która słabym apostołom, dała wiarę, dzięki której czynili cuda głosząc chwałę Pana.

I tu jest odpowiedź na kolejne pytanie, które się nasuwa. Dlaczego uczniowie, wyszli z wieczernika po Zmartwychwstaniu, a wrócili do niego po Wniebowstąpieniu? Czyż wiara w Zmartwychwstałego nie pokonałaby strachu przed własną śmiercią? Zauważyć warto, że Wniebowstąpienie jest zakończeniem Ewangelii. Ewangelia w zupełnie inny sposób traktuje okres nauczania Jezusa, od chrztu do śmierci, niż okresy poza nim, tj. po śmierci, oraz przed chrztem. Prawdopodobnie brakowało świadków, którzy mogliby opowiadać o życiu Jezusa przed chrztem. Dopiero po nim, Jezus stał się osobą publiczną. Można więc cały fragment z przed chrztu potraktować jako wstęp, pokazujący kontekst, w jakim Jezus nauczał.

A co z fragmentem dotyczącym okresu po Jego śmierci? Może jest to po prostu pokazanie istoty Zmartwychwstałego Chrystusa w sposób bardzo metaforyczny. Pokazuje wpływ Ducha Świętego na początki Chrześcijaństwa. Aż prosi się, aby w ostatnim fragmencie, nakreślić drogę, w którą owo Chrześcijaństwo zmierza. A czym innym jest Wniebowstąpienie? Celem jest niebo. Kościół, jako Zmartwychwstałe ciało Jezusa wstępuje do Nieba. Przecież to jest zadanie człowieka. Budować Królestwo Niebieskie na Ziemi. Tego dotyczyła cała nauka Chrystusa, którą streścić można w Kazaniu na Górze.

I teraz spójrzmy na pytania zadane na początku. Czy odpowiedź na któreś z nich jest trudna? Na końcu warto sobie odpowiedzieć na pierwsze pytanie: Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał? Odpowiedź wydaje się prosta - TAK! A my mamy za zadanie dawać temu świadectwo i realizować Jego naukę przybliżając Jego ciało do Nieba.

Na koniec, odbiegając trochę od tematu, poruszę jeszcze jeden problem. Dlaczego większa część katolickiego duchowieństwa zamiast zachęcać nas do czytania i próby zrozumienia tajemnic zawartych w Piśmie Świętym, próbuje podawać nam gotowe formułki i dogmaty. Czy mogą one zastąpić samodzielne dążenie do poznania prawdy? Dlaczego tak bardzo wyklinane są wszystkie próby interpretacji, które nie są zgodne z Katechizmem? Przykładem jest przez długi czas całkowicie zakazana powieść Nikosa Kazantzakisa, Ostatnie Kuszenie Chrystusa, którego fragmenty lubię tu przytaczać. Nie ma tam, żadnego odstępstwa od Ewangelii, ale próba jej zrozumienia. Czy ktoś myśli, że ma monopol na wiedzę? Ja z mojej strony chciałbym bardzo zachęcić do czytania źródła i zupełnie samodzielnego przemyślenia treści. Duch Święty może objawić się między wierszami, więc naprawdę warto.

4 komentarze:

Zawzięta pisze...

Temat należący do gatunku "zawsze na czasie";)Co nie znaczy oczywiście, że przez to mniej istotny.
Nie mówię o sobie "katoliczka",ale wierze,ze Jezus dokonał zmartwychwstania. Po prostu.
A co do regułek- wydaje mi się to koniecznością w momencie załamania sie wewnętrznej dociekliwości młodych ludzi w tej materii. Miejsce na własne przemyślenia i pytania jest tam,gdzie spotykają się ci już zadeklarowani (mówię tu o Oazach, ruchach młodzieżowych, rodzinnych itp.)
Jednak myślę jednocześnie,że Kościołowi naprawdę bardzo by się przydał lepszy wizerunek, bardziej przystępny, tak jak piszesz, dla ludzi dociekliwych i kroczących indywidualna ścieżką.

Grzegorz Raźny pisze...

Ja myślę, że Kościół, a raczej kościelna hierarchia, zniechęca ludzi do tej, jak to ciekawie nazwałaś, wewnętrznej dociekliwości. Raczej zależy jej na stworzeniu tłumu posłusznych owieczek, niż wolności działania dla świadomych apostołów.

Nie wydaje mi się, że regułki są jakąkolwiek koniecznością. Jeśli ktoś nie ma tej wewnętrznej dociekliwości, to może nie ma potrzeby bycia wierzącym. Wierzyć, znaczy szukać i stawiać pytania. Myślę, że nie ma konieczności "siłowego" włączania do wspólnoty.

Zawzięta pisze...

absolutnie nie mówię o siłowym włączaniu w strukturę Kościoła. Myślę jednak,że pytania to droga to wiary,a nie sama wiara. Człowiek wierzący, to taki, który przyjął juz do siebie nauke Kościoła, pojął ją i sie z nią zgodził.Nie uważam więc, że hierarchia ma jakikolwiek wpływ na ten proces, stawiałabym raczej a skostnienie samych duchownych, którzy ograniczania sa mimo najszczerszych chęci dezaktualizującymi się wskazówkami doktrynalnymi.
Kontakt jaki najcześciej may z Kościołem, a więc msze św. nie są odpowiednie na stawianie pytań i dociekliwośc (wspominam tu lekcje religii gdzie 30osób uniemozliwiało normalne przeprowadzenie dyskusji-a co dopiero 100?!),dlatego tez zawężam grupy "dociekliwych".

Grzegorz Raźny pisze...

No i właśnie sprawa często rozbija się o tą "naukę Kościoła". Czym jest owa nauka? Jeśli chodzi o głoszenie ewangelii, to nie ma ona nam być głoszona, tylko to My mamy ją głosić. Nie wiem dlaczego dookoła ewangelii duchowieństwo stworzyło zbiór praw, zakazów i nakazów, które wcale z niej nie wynikają, a z których nieprzestrzegania musimy się spowiadać.

Wiara jest przyjęciem ewangelii, a nie "nauki Kościoła". A wokół ewangelii powstaje cała masa pytań, na które wierzący musi szukać odpowiedzi.

O lekcjach religii nie będę polemizował bo zgadzam się w zupełności, natomiast są Msze, które bardzo zachęcają do stawiania pytań i szukania odpowiedzi. Polecam gorąco msze w Bazylice przy klasztorze Dominikanów w Krakowie o godzinach 12 albo o 20:20. Bolączką jest to, że tych miejsc, w których autentycznie zachęca się do poszukiwania jest strasznie mało.