poniedziałek, 18 lutego 2013

Życie celebryty

Co by było, gdybym nagle stał się celebrytą? Gdyby z nieznanych nikomu powodów, prasa nagle zaczęła opisywać moją dietę, sposób ubierania, najnowsze zakupy, a nawet moje opinie na wszystkie możliwe tematy? Gdyby ludzie niecierpliwie wyczekiwali każdego mojego słowa, by cytować mnie w swoich codziennych rozmowach? Gdyby grono fanatycznych adoratorów obserwowało każdy mój krok i towarzyszyło mi właściwie w każdej życiowej sytuacji?

W takiej sytuacji właśnie stanął bohater ostatniego filmu Woody'ego Allena pt. Zakochani w Rzymie. Leopoldo Pisanello, zagrany przez świetnego Roberto Benini'ego, był zwykłym urzędnikiem, który mierzył się z normalnymi codziennymi problemami. Nagle, któregoś dnia obudził się jako celebryta. Zapraszany do telewizji by dzielić się wrażeniami z własnego śniadania. Pytany o wszystko, nawet o swoją opinię na temat przewidywanej pogody, a fanatyczne wielbicielki wciągają go do łóżka. W pewnym momencie nie wytrzymuje już narastającej presji bycia publiczną osobą i jak za dotknięciem magicznej różdżki, publika znajduje swoją kolejną ofiarę, zupełnie o naszym bohaterze zapominając. Co ciekawe, gdy wraca do normalnego życia, zaczyna tęsknić za zainteresowaniem szerokiej publiczności.

Niezłym sposobem radzenia sobie z taką presją wydaje się złapanie dystansu. Słynny brytyjski wirtuoz gitary Mark Knopfler skomponował nawet utwór na temat bycia celebrytą, właśnie z punktu widzenia normalnego człowieka. Kawałek ma tytuł Money for Nothing. Oto jeden fragmencik:

And he's up there, what's that? hawaiian noises?
Bangin' on the bongoes like a chimpanzee
That ain't workin' that's the way you do it
Get your money for nothin', get your chicks for free

Ale nie tylko sposób radzenia sobie z presją mnie zastanawia. Zastanawia mnie też samo zachowanie większości celebrytów. Często mam wrażenie, że aż się rozkoszują w tej całej sytuacji i nic tylko czekają, aż ludzie będą za nimi chodzić i ich naśladować. Niczym wytrawni wędkarze, umieszczają na haczyku najbardziej intymne szczegóły swojego życia prywatnego, by łapać coraz większą liczbę naśladowców. Cel swój osiągają z łatwością i potem główną informacją dwójkowej Panoramy jest wiadomość, że jeden z bohaterów Mody na Sukces odchodzi, albo główną stronę Onetu, dominuje informacja o najnowszym samochodzie Kuby Wojewódzkiego. Oczywiście to nie media są głównym winowajcą, ani nawet celebryci, którzy to powodują. Głównym winowajcą są ludzie, którzy dają się złapać i kupują takie informacje.

A przecież bycie celebrytą niesie ze sobą olbrzymi potencjał. Tak łatwo wnieść trochę dobra w życie innych. Jak słynny bramkarz Realu Madryt i reprezentacji Hiszpanii Iker Casillas, który w czasie Euro 2012 znalazł czas, żeby odwiedzić nieuleczalnie chorego chłopca, który marzył o spotkaniu swojego ulubieńca. A pamiętacie Vicki Michelle - seksowną kelnerkę Yvette z serialu Allo Allo? Dowiedziawszy się o swoim leczniczym wpływie na chorego na autyzm chłopca, zdecydowała się bezinteresownie spędzać z nim regularnie czas, po prostu by pomóc drugiemu człowiekowi. Zresztą sposobów pomocy jest dużo więcej - począwszy od zwracania uwagę na konkretny problem, po ogromne akcje i fundacje charytatywne na konkretne cele. Powoduje to nie tylko konkretną pomoc w konkretnej sytuacji, ale i daje przykład innym, jak sensownie można wykorzystać uprzywilejowaną sytuację.

A teraz się zastanawiam, czy rozważając siebie w roli celebryty, nie prowadzę bezsensownego dyskursu, zamiast sensownie wykorzystać moją sytuację? Może możliwości nie mam tak dużo jak tamci, ale jakieś przecież mam. Zamiast stawiać się w innej pozycji niż jestem, może lepiej wziąć się w garść i działać w skali, w której mogę działać. Czy zatem marnuję czas? Wolę myśleć, że w ten sposób również wykorzystuję jedną z własnych możliwości.

Brak komentarzy: