czwartek, 6 października 2011

Przedwyborcza zaduma

Przed wyborami naszło mnie parę myśli natury politycznej. Zastanawiam się, na czym polega ta cała demokracja. Czy w ogóle możliwe jest wybranie dobrych zarządców naszego państwa? Oczywiście, gdyby całe społeczeństwo, albo przynajmniej jego większość składała się z obywateli inteligentnych, świadomych politycznie z zacięciem filozoficznym, to sprawa wyglądałaby bardzo optymistycznie. Większość wybierałaby większość przedstawicieli mądrych i myślących.

Jednak, gdy większość obywateli daje się manipulować tanimi hasłami i medialnej papce, to czy wybrany w ten sposób zarządca może być dobrym zarządcom? Musi być na pewno wyrachowany i mieć świetnie opanowane tricki medialne. Ale jeśli posunie się do takiej manipulacji, to czy można go nazwać dobrym rządzącym? Czy dobry rządzący może traktować obywateli jako narzędzia do oddawania na niego głosów? Taki jednak ma największe szanse zostać wybranym.

Załóżmy prostą statystykę, która wcale nie musi być prawdziwa. Niech w państwie będzie 30% mądrych i inteligentnych ludzi, a 70% przeciętnych lub głupich. Jakie są szanse, aby u władzy znalazł się ktoś mądry? 0%, ponieważ 70% przeciętnych i głupich wybierze przedstawiciela spośród siebie. Z tej perspektywy system, w którym do władzy dochodzi losowo wybrany obywatel daje większe szanse. Przy tej samej statystyce ludzi mądrych i inteligentnych, los daje nam 30% szans na wybór kogoś mądrego i inteligentnego.

Oczywiście są to czyste dywagacje, ponieważ 70%, które może wybierać, nie zrzeknie się swojej dominacji nad mniejszością? Jednak nawet gdyby, to czy system losowy byłby lepszy? Dawałby większe szanse wyboru kogoś inteligentnego, ale za to otwierałby szansę dojścia do władzy dla kogoś niebezpiecznego, kto mógłby siłą zmienić istniejący system i zagwarantować władzę podobnym do siebie na długie lata. Mógłby to być psychopatyczny morderca lub gwałciciel. A może terrorysta, który pchnąłby kraj w samobójczą wojnę z mocarstwami.

Chyba dla zwiększenia szansy dobrego wyboru, nie warto zaryzykować istniejącego status quo, które przynajmniej w dużym stopniu chroni nas przed niebezpiecznymi frustratami. Z jednej strony perspektywa władzy inteligentnego filozofa jest bardzo kusząca. Zresztą czy taki system nie sprawdził się już w przeszłości, chociażby w Cesarstwie Rzymskim, za Marka Aureliusza? Jednak z drugiej strony jak łatwo było doprowadzić Cesarstwo do rozpadu po śmierci Marka Aureliusza, gdy do władzy doszli zakompleksieni ignoranci. Może jednak lepiej w słodkim bezruchu bronić tego co już mamy?

Brak komentarzy: