W biegu. Taki jest tytuł tego posta. Przykuwa zapewne uwagę, że tytuł napisany jest po angielsku. Nie ukrywam, że zrobiłem to celowo. Chciałem zachęcić do posłuchania jednego utworu grupy Pink Floyd, z najlepszego chyba albumu, The Dark Side of The Moon. Tytuł tego utworu brzmi właśnie On the run. Oto właśnie on.
A teraz, drogi czytelniku, zastanów się czy rok, który właśnie się kończy też dla Ciebie tak nie wyglądał. Czy Twój plan dnia nie był wyznaczany przez nieustannie powtarzające się sekwencje czynności? Czy te czynności w pewnym momencie nie stały się monotonne? A przecież poza tą pędzącą codziennością, tyle jest piękna i dobra, którym nie potrafimy się zachwycać. A może poprostu nie mamy czasu się zachwycać? Każdy moment zachwytu pozwala złapać właściwego dystansu do naszej codziennej monotonii. Spróbujmy uchwycić ich jak najwięcej w nadchodzącym nowym roku. Żywię nadzieję, że ślad mojej codzienności odpłynie z czasem w niepamięć, natomiast te chwile zachwytu pozostaną nieśmiertelne. Czy tak będzie? Czas pokaże.
Na koniec przytoczę wiersz Wisławy Szymborskiej pt. Chwila. Komentarz sobie daruję.
Idę stokiem pagórka zazielenionego.
Trawa, kwiatuszki w trawie
jak na obrazku dla dzieci.
Niebo zamglone, już błękitniejące.
Widok na inne wzgórza rozlega się w ciszy.
Jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów,
skał warczących na siebie,
wypiętrzonych otchłani,
żadnych nocy w płomieniach
i dni w kłębach ciemności.
Jakby nie przesuwały się tędy niziny
w gorączkowych malignach,
lodowatych dreszczach.
Jakby tylko gdzie indziej burzyły się morza
i rozrywały brzegi horyzontów.
Jest dziewiąta trzydzieści czasu lokalnego.
Wszystko na swoim miejscu i w układnej zgodzie.
W dolince potok mały jako potok mały.
Ścieżka w postaci ścieżki od zawsze do zawsze.
Las pod pozorem lasu na wieki wieków i amen,
a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie.
Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.
Jedna z tych ziemskich chwil
proszonych, żeby trwały.